„Śmieciowa” klasa pracująca – ludzie z nadziei

                                                          0000001-44

Po wrześniowych protestach Solidarności Dudy przeciwko elastycznemu Kodeksowi Pracy nie ma już śladu w mediach. Samo wydarzenie było jednak godne pochwały, ponieważ na ulice wyszły takie tłumy pracowników, jakich nie widziano od czasów pierwszej Solidarności, choć postulaty klasy pracującej o godną pracę pozostały wciąż te same. Związki zawodowe, obecne dziś w najbardziej intratnie opłacanych państwowych gałęziach przemysłu, spijają nektar, którego nie posmakuje klient Urzędu Pracy czy prywatnej instytucji, rekrutującej pracowników. Stale zatrudnienie i pensja w wysokości ok. 4 tysięcy netto (plus trzynastki) – są dziś dla przeciętnego Kowalskiego, pracującego w specjalnych strefach ekonomicznych niedostępne. Po cóż tedy właściwie był ten protest, skoro problem patologii pracy nie dotyczy w większości tych właśnie „uzwiązkowionych” gałęzi przemysłu – czyżby zadziałała prawdziwa ludzka solidarność i powrócił duch Sierpnia? Nic bardziej mylnego! Duch zresztą duchem. Edek Soroka od ponad 20 lat podkreśla, iż dorobek Sierpnia albo nie został nigdy wprowadzony w życie, albo zmarnowali go działacze związkowi, którym zamarzyły się kariery polityków – współczesnych Dyzmów, bo inaczej być przecież nie mogło.

Podczas wrześniowej demonstracji nie walczono o wszystkich ludzi pracy, bo gdyby tak było, walkę trzeba by zacząć od blokady Sejmu, który tę ustawę procedował w trybie ekspresowym jeszcze przed wakacjami. Wówczas nagłośnienie problemu skłoniłoby może do refleksji rząd PO/PSL, jako twórcę antypracowniczych koncepcji. Skoro jednak nic takiego nie miało miejsca, to prężenie muskułów już po wprowadzeniu pakietu zmian do Kodeksu Pracy dla przeciętnego bezrobotnego, szukającego etatu i wpadającego w tryby nowych przepisów – jest pozoranctwem bez znaczenia. Duże znaczenie mają jednak konkretne paragrafy. Gdyby je zastosować właśnie w tych „uzwiązkowionych” gałęziach przemysłu – to akurat tam spadla by rola związków, przywilejów pracowniczych, ale też i wypracowane zyski w większej części trafiałyby do Warszawy, a nie do tych, którzy je wypracowują. Sytuacja, kiedy to każdy walczy o swój kęs, jest w dobie globalizacji nie do przyjęcia. Na pewno tworzy niebezpieczne rozwarstwienie społeczeństwa na uprzywilejowane „kasty”, z jakimi władza ewentualnie będzie rozmawiać i „wolne elektrony”, pozostawione na łasce kapitału. Polskie standardy pracownicze znacznie obniżyły swe loty i muszę ostudzić tu piejących z zachwytu ekonomistów, iż relokacja wielkich firm do Europy Wschodniej – w tym Polski – jest naszą ogromną szansą. Te decyzje wielkich koncernów były często efektem przegranej walki tamtejszych central związkowych, domagających się proporcjonalnych wzrostów wynagrodzenia, co zawsze przez kapitalistów traktowane jest jako zamach na konkurencyjność firmy. Produkcję przenosi się tam, gdzie siła oraz standardy pracownicze zliberalizowały się na tyle, by o zasobach ludzkich decydował tylko pracodawca a nie rygorystyczne przepisy i Prawo Pracy. Szerokim echem odbiła się w mass-mediach wiadomość, że do Polski ściąga centrum dystrybucyjne książek Amazon, wycofujące się z Niemiec po serii skandali, nagłośnionych przez tamtejszych – mniej sprzedajnych – dziennikarzy. Ów pracodawca, zatrudniający za zaniżone stawki, posunął się jeszcze dalej. Wyzysk ekonomiczny to jedno, drugie to permanentna kontrola służb ochrony, które oprócz elementów chronienia interesów pracodawcy, zastraszały pracowników. W przypadku Amazon zdarzały się niekiedy napaści bojówek ochroniarskich w miejscu zamieszkania pracowników – rzecz nie do pomyślenia w Europie, a przypominająca standardy, panujące w Ameryce Łacińskiej, Birmie czy Wietnamie. Negatywny odzew mediów oraz związków zawodowych wobec tych patologicznych praktyk zmusił firmę do zastosowania działań naprawczych, którymi stało się… przeniesienie centrum dystrybucji do takiego środowiska, gdzie podobne praktyki uchodzą za normę. Widocznie tak właśnie widziana jest z Berlina polska rzeczywistość. 6 tysięcy magazynierów ma znaleźć pracę w Amazon i nie wiem, czy mogę podać tę wiadomość jako radosną – czy upiorną? Pamiętamy na świeżo sprawę 21-latka, potwornie okaleczonego w lesie koło Grójca (podcięte gardło, odcięte palce) przez swojego pracodawcę z branży budowlanej tylko za to, iż domagał się 1200 zł zaległej pensji. Czyżby takie zachowania pracodawców przewidywane były jako norma w nowym Kodeksie Pracy?

Na paktowaniu i umizgach z władzą niektóre branże przejechały się srogo. Trudno przecież już zapomnieć o rewolucyjnych hasłach, wygłaszanych przez panią Kopacz jako przywódczynię „Białego Miasteczka”, które PO – jako ówczesna opozycja – wyprowadziło na ulicę. Nie minęło nawet kilka lat, a ta sama partia z wielkim zapałem restrukturyzuje szpitale, masowo zwalniając personel. Dziś wyłamał się ZNP, licząc na szczególne traktowanie nauczycieli. Jednakże wobec niżu demograficznego i łączeniu przedmiotów – tysiące z nich stracą pracę.

Ile razy można uczyć się na tych samych błędach? Do skutku..!

 

Roman Boryczko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*