RÓWNI, RÓWNIEJSI…

Jak to jest, kochani? Żyjemy sobie wszyscy w tym pięknym kraju, a jednak nie jesteśmy w nim równi wobec prawa…

Wiem, wiem – pomyślicie, że to chyba jasne, iż jeśli ktoś nie wychowywał się na trzepaku czy pod blokiem, chodził do szkoły z internatem – nie do zwyczajnej podstawówki – potem zaś studiował gdzieś w świecie a nie tyrał w fabryce zmywarek, traktowany na równi z plebejuszem być nie powinien! A jednak! Nie po to ginęli na ulicach ludzie polewani sikawkami, nie po to robotnicy przechodzili „ścieżki zdrowia”, dysydenci nachodzeni byli przez Służbę Bezpieczeństwa po domach albo musieli się ukrywać czy uciekać w świat, by dziś dowiadywać się, że w sądach jest kompletna samowolka, do ciupy zaś idą tylko bezbronni i frajerzy, którzy słoniowi (państwu lub jego interesowi) nadepnęli na odcisk…

Takich spraw, irracjonalnych, dziwnych jest cała masa – przytoczę tu tylko kilka z nich, jak też kilka równie dziwnych i strasznych wyroków. Istnieje i druga strona – kasta nietykalnych, śmiejących się z wymiaru sprawiedliwości. Ci chodzą po wolności i nikt niczego z tym nie robi!

***

Arkadiusz K.! Mężczyzna 41-letni o inteligencji i umyśle czterolatka. Mieszkał sobie całe życie nad morzem w Koszalinie i znany był z różnych dziwnych zachowań (dziwnych – nie znaczy groźnych). Pan Arek lubił słodycze. Nie wiadomo naprawdę jak było, bo jedna wersja mówi, iż chory psychicznie wziął z półki batonik i próbował wyjść, a druga, że przyszedł do sklepu ze swoim batonikiem. Stróże prawa przyjechali, spisali protokół  i skierowali sprawę do sądu. Przywłaszczenie batona wartego 99 groszy, kosztowało chorego człowieka grzywnę stuzłotową, a gdy nie zapłacił (pewnie nie miał z czego albo nie miał świadomości, iż musi to zrobić) zamieniono mu ją na bezwzględne więzienie przez 5 dni! Już w więzieniu funkcjonariusze dozoru więziennego zorientowali się, że aresztant nie powinien tam przebywać z racji umysłowej niepełnosprawności. Dyrektor Krzysztof Olkowicz postanowił wpłacić za niego 40 zł, aby skazany mógł wyjść na wolność. Arkadiusz pewnie niewiele pamięta, wszak świat dla niego to mikrokosmos pełen dziwnych zdarzeń…

Jan Psota (37 l.) z Wodzisławia Śląskiego mieszkał nieopodal torów kolejowych. Tory jak to tory, są każdego z nas, to znaczy niczyje! Tyle, że gdy ktoś je ukradnie, to pociąg jechać nie ma po czym. Pan Jan często słyszał o podobnych przypadkach, aż pewnego pięknego dnia sam trafił na dwóch złodziei, zajętych demontażem torowiska. Na wezwanie mężczyzny, by sobie poszli, ci zaczęli mu ubliżać i próbowali zaatakować. Gdy rabuś przeszedł od słów do czynu, pan Jan wyciągnął trzonek od kilofa i uderzył złodzieja, uszkadzając mu sztuczną szczękę. Przyjechała policja, bo złodzieje zgłosili napaść i słusznie…! Sprawa trafiła do sądu! Sąd uznał p. Psotę winnym, bo przecież bił! Kary nie wymierzył, ale kazał zapłacić ponad 300 zł kosztów sądowych! Biedni złodzieje dopięli swego – wszak byle bydlę nie będzie im w robocie przeszkadzało!

18-letni chłopak postanowił na drukarce atramentowej wyprodukować kilkanaście sztuk dwudziestozłotówek, czyli banknotów o niskim nominale. Były tak kiepskiej jakości, że wpadł bardzo szybko. Sprawa trafiła do sądu, a ten się już z chłopakiem nie patyczkował. I tak wymierzył mu – jak na taką „zbrodnię” – łagodny wyrok: dostał 3 lata bezwzględnej odsiadki. Łagodny, bowiem za produkcję i wprowadzanie do obiegu fałszywych banknotów można dostać  też 15 do 25 lat. 18-letni chłopak próbował oszukać bank centralny, który polski jest tylko z nazwy. Jak widać, gdy Polak oszukuje naszych pożyczkodawców, to fałszowanie było i jest jak skała – zbrodnią!

Jedna z klientek sklepu spożywczego w miejscowości Łask (w okolicach Łodzi) kupiła na obiad pierogi. Po zapłaceniu i odejściu od kasy okazało się, że źle zważyła wybrany przez siebie towar a ktoś to skrupulatnie wypunktował. Ochrona na medal! Do sklepu została wezwana policja, która potraktowała kobietę jak groźnego przestępcę, wyprowadziła i skuła w radiowozie. Według ochrony kobieta „oszukała” sklep na kwotę… 1,14 zł. Po przewiezieniu na komisariat była przesłuchiwana przez 4 godziny i nie przyznała się do winy, bo gdyby to zrobiła musiałaby zapłacić karę 1200 złotych grzywny i jeszcze otrzymałaby zaocznie wyrok sądu za oszustwo. Dobrze, iż wyszła z komendy cało, gdyż stróże prawa lubią czasem posiłkować się paralizatorem… (Cdn.)

Roman Boryczko,

listopad 2017

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*