RÓWNI, RÓWNIEJSI… (2)

Mamy też zupełnie inną stronę medalu, gdzie niczego nie można udowodnić, świadkowie tracą pamięć lub życie a sprawy w sądzie toczą się latami, by potem się przedawniać, zakończyć niskimi wyrokami albo wyrokami w zawieszeniu. Tyle, że te sprawy liczą się w stawce o miliony, dziesiątki milionów czy miliardy…

Marek M. ma galerię przy Krakowskim Przedmieściu 47 w Warszawie, nie wiadomo jednak czy nie zapisaną na swoją matkę. Oficjalnie nie posiada niczego a jak na ironię od kilku lat M. jest lokatorem  komunalnym. Urzędników z ZGN zalewa krew, gdy dostają od niego podania o wymianę okien. Marek M. prawnikiem nie jest, jednak na paragrafach zjadł zęby. Tylko w jednym z warszawskich sądów okręgowych jako powód lub pozwany występuje w ponad 30 sprawach. Dużo jak na kogoś, kto nie śmierdzi groszem. Sądzi się z miastem o kamienice, o ciężkie miliony, powinien więc wpłacać wysokie wadium a jest z tego zwalniany z uwagi na… ciężką sytuację… Mówią o nim „kamienicznik” a majątek, którym obraca, oficjalnie należy najczęściej do 80-letniej matki. Kiedy sąd go o to zapytał, pan M. wstał, uśmiechnął się i wypalił: „Wysoki Sądzie, matkę ma się tylko jedną!”. Pochodzi z rodziny hurtowników. W latach 80. mieli budę ze starzyzną, bodaj w Rembertowie. Ten człowiek ma haki na połowę sceny politycznej i kontakty ze służbami. Przykładami są tu afera dewizowa w latach 70., szmuglowanie dzieł sztuki („Złotogłowi”), „antyki” Pawła Piskorskiego itp. Marek M. jest pewny swego, butny, arogancki, zachowuje się tak, jakby wiedział, że jest nietykalny!

W grudniu 2004 roku zakłada stowarzyszenie „Poszkodowani”, żeby „reprezentować osoby fizyczne i prawne (…) w negocjacjach odszkodowawczych” z miastem. Odzyskuje i pomaga odzyskiwać coraz więcej nieruchomości. Znany jest ze złych relacji z lokatorami. O swojej działalności mówi:  „To nie jest biznes, to przywracanie prawa”. Warszawa to złoty biznes handlu roszczeniami. Kto był pierwszy, ten wszedł w układ, sięgający 20-40 miliardów zł. Działają w grupie: ktoś skupuje roszczenia, ktoś inny podpisuje protokół zwrotu, jeszcze inny zarządza odzyskaną nieruchomością, a kolejny sprzedażą. Te same nazwiska: pan M., pan F., bracia N., mecenas X. Grubą rybą na rynku roszczeń od lat jest właśnie Marek M.

Na rynku wtórnym najlepsze kąski to kamienice przedwojenne. Jest ich względnie mało (bo wojna i powstanie), więc – nawet zniszczone i nieremontowane – są obłędnie drogie. W 1945 roku niemal wszystkie zostały odebrane właścicielom na mocy dekretu Bolesława Bieruta. Po 1989 roku o zwrot kamienic zaczęli się starać spadkobiercy właścicieli i ci, którzy odkupili od nich roszczenia. Nazwisko Marka M. pojawia się z okazji wielu nieruchomości: przy Hożej, Kłopotowskiego, Floriańskiej, Francuskiej, trzech kamienicach przy Krakowskim Przedmieściu, na Dynasach, Odolańskiej, Otwockiej, Nabielaka, Dahlberga… W świetle prawa nie jest właścicielem wszystkich odzyskiwanych budynków, bo te często przepisane zostały na kogoś innego, ale w praktyce ma je pod kontrolą. Marek M. kupił roszczenia do kamienicy przy ul. Nabielaka 9 za 300 zł. Innym razem jako antykwariusz nabył od pewnej staruszki drobny udział w nieruchomości przy Hożej, w centrum miasta, za 50 zł, dziś walczy w sądzie o odszkodowania od miasta za całą nieruchomość. O ile? O 5 mln zł! Człowiek ów ze wszystkimi pogrywa sobie na nosie. Boją się go lub siedzą mu w kieszeni urzędnicy, prokuratorzy jak i organy ścigania. Jest nie do ruszenia.

Nabielaka 9, nowy właściciel przejął kamienicę „z wkładką”, czyli lokatorami komunalnymi, których trzeba się pozbyć szantażem, podniesieniem czynszu, groźbami, uciążliwymi remontami a nawet przemocą fizyczną. Brzescy, którzy mieszkają tam od lat 50. w lokalu komunalnym, dostają pismo: umowa najmu wygasła, mają płacić za bezumowne korzystanie z lokalu. Miesięcznie jakieś 2 tys. zł. Mąż pani Jolanty kamienicę przy Nabielaka 9 odbudowywał własnymi rękami, bo po wojnie w tej lokalizacji stały tylko kikuty domów. Córka Jolanty Brzeskiej, której zabójstwa do tej pory nie wyjaśniono, podkreśliła podczas rozprawy Komisji Weryfikacyjnej do spraw reprywatyzacji, że po przekazaniu kamienicy pogorszyło się zdrowie jej rodziców. „Tata dużo mówił, że przestał sypiać po nocach, mama to samo” – powiedziała. Mówiła też, że po śmierci ojca, jej matka przeniosła swoje wszystkie kosztowności do mieszkania córki, „bo bała się włamania”. Dodała, że do takich prób dochodziło. „Sztaby antywłamaniowe były przecinane diaksem” (szlifierką – red.) – zeznała.  Relacjonowała też, iż po zwrocie kamienicy jej matka otrzymała m.in. pismo z żądaniem opróżnienia piwnicy. „Dostała też informację, że nie może przechodzić pomiędzy wejściem do budynku a chodnikiem i, że za to przejście – tam jest z 1,5 metra może 2 metry – musi uiszczać 500 zł miesięcznie”. Świadek zaznaczyła, że jej matka była jedyną osobą, która nie otrzymała propozycji mieszkania socjalnego. Nie dziwne to, bowiem Jolanta Brzeska była działaczką Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, które szkodziło ówczesnemu układowi. Po przejęciu nieruchomości nowy właściciel podwyższył czynsze lokatorom, od których żądał też pieniędzy za „bezumowne korzystanie” z lokali. Jolancie Brzeskiej groziła eksmisja z mieszkania. Była winna kilkadziesiąt tys. zł nowemu właścicielowi, a komornik zajął jej emeryturę i ruchomości. Jej ciało znaleziono w marcu 2011 r. w lesie w Powsinie – została spalona żywcem. W 2013 r. śledztwo umorzono z powodu niewykrycia sprawców. W Teatrze Dramatycznym w spektaklu „Kto zabił Alonę Iwanowną?” reżyser wprowadza postać brutalnego warszawskiego kamienicznika. Po premierze na scenę wskakuje młoda dziewczyna. Mówi: „Podobieństwo do osób żyjących jest całkowicie przypadkowe, ale śmierć Joli Brzeskiej zdarzyła się naprawdę. Winny jest właśnie M. Cena metra mieszkania na Starówce – od kilkunastu tysięcy wzwyż. To rynek trudny, ale czysty, targu dobija się u notariusza.”

Na rozprawie przed komisją weryfikacyjną jako ostatni zeznawał kupiec roszczeń Marek M., który przejął budynek przy ul. Nabielaka 9, gdzie żyła Jolanta Brzeska. Każde pytanie kwitował tak samo: odmawiam odpowiedzi, powołując się na art. 83 Kodeksu Postępowania Administracyjnego. Przekonywał, że sprawa ul. Nabielaka to: „sprawa jego matki”. Podczas przesłuchania szef komisji poinformował, że Patryk Jaki pytał go m.in. o to, czy ma roszczenia wobec 48 nieruchomości w stolicy, czy zna osobiście któregoś z sędziów czy polityków, czy podnosił czynsze o 100-200 proc. oraz czy próbował wyważyć drzwi w mieszkaniu Jolanty Brzeskiej, czy żądał od niej opłaty 500 zł za przejście przez chodnik, co robił w dniu jej śmierci Brzeskiej. Każde pytanie kwitował tak samo: odmawiam odpowiedzi.

Temu człowiekowi nie można nic zrobić i zrobić nie może również komisja weryfikacyjna, która – jak widzimy – może uchylić pewne decyzje prezydent Warszawy dotyczące poszczególnych lokalizacji, nieprawnie poddanych reprywatyzacji lecz nie ma dekretu, uchylającego wszystkie decyzje do poddania kolejnej weryfikacji. Zawsze mnie intrygowało: na jakich warunkach są odzyskiwane warszawskie kamienice, jeśli w czasie wojny zostały zniszczone? Wszyscy wiemy ze zdjęć czy filmów, jak wyglądała Warszawa po wojnie, państwo zapłaciło za odbudowę tych domów, ludzie za miskę zupy w czynie społecznym Stolicę podnieśli z gruzów… Myślę, że dawni właściciele mogą starać się o zwrot swojego mienia, o ile nie ciążyła na nim hipoteka – lecz zwrot powinien obejmować odszkodowanie za parcele, ale nie dom, który po wojnie był stertą cegieł lub dopalającymi się zgliszczami.

HGW – Handel Gruntami Warszawskimi.

20-40 miliardów zł to ciągle ciepły kąsek! Sprawa przycichnie i być może Marek M. znów wejdzie w rolę dobrego szeryfa? To wszak nie jest biznes, to przywracanie prawa…

Roman Boryczko,

listopad 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*