Potrzeba porozumienia

 

Porozumienie radykałów uważam za sprawę bardzo pożyteczną, a nawet w wielu przypadkach niezbędną do skutecznego działania. Zdaje ono zawsze egzamin, o ile nie jest przez kogoś traktowane instrumentalnie.

Na całym świecie takie sojusze doskonale funkcjonują na wielu płaszczyznach. Każda poważniejsza akcja bezpośrednia wymaga ścisłej współpracy ludzi o różnych poglądach. Podczas strajku, demonstracji czy też działań na rzecz obrony zwierząt i środowiska naturalnego najważniejsze są konkrety. Nie na miejscu jest wtedy pytanie się współuczestników o ich stosunek do roli państwa w gospodarce, wyborów parlamentarnych albo odgórnych działań ekologicznych. Sprzeczki na te tematy uniemożliwiłyby w ogóle sprawne działanie. Ważne jest to, że w tej konkretnej sprawie wszyscy chcą tego samego.

Taka strategia obowiązuje również w światowym ruchu antykapitalistycznym, znanym też pod nazwą ruchu antyglobalistów albo alterglobalistów. Ruch ten na masową skalę narodził się podczas wielkich protestów w Seattle w listopadzie 1999 roku. W tych dniach przeciwnicy neoliberalizmu, od anarchistów do działaczy chłopskich, wspólnie rozpędzili zjazd Światowej Organizacji Handlu. Od tego czasu, co kilka miesięcy, przy każdym większym spotkaniu czołowych polityków i biznesmenów dochodzi do masowych protestów, doskonale skoordynowanych. Wprawdzie parę razy niektórzy (mam tu na myśli zwłaszcza partie trockistowskie) dopuścili się pewnych nadużyć, ale nie miało to większego wpływu na ogół protestujących. Podczas rozruchów w Seattle narodziły się również Indymedia – oddolnie kierowane, niehierarchiczne ośrodki medialne, skupiające przede wszystkim ludzi o radykalnych poglądach. W polskich Indymediach ma miejsce współpraca między anarchistami, działaczami ATTAC-u, organizacji ekologicznych, Nowej Lewicy, Stowarzyszenia Primum Non Nocere (broniącego interesów ofiar błędów lekarskich) i wieloma innymi grupami. Sukcesy ruchu antykapitalistycznego doprowadziły wręcz do tego, że wiele ugrupowań nie-anarchistycznych przestawiło się na sposoby organizacji i metody działania, stosowane dotąd przez anarchistów ze względu na ich dużą skuteczność. To z kolei wpływa na postępującą radykalizację nastrojów wśród ludzi o niezdecydowanych poglądach i osłabia wpływy autorytarnych ideologii. Na podobnej zasadzie szerokiego frontu ludzi o podobnych poglądach w danej sprawie funkcjonuje obecny ruch antywojenny, który pokazał swą niezwykłą siłę podczas masowych demonstracji na całym świecie.

Dobrym przykładem porozumienia między radykałami jest też białoruska organizacja Razam, skupiająca tych przeciwników Łukaszenki, którzy nie chcą dopuścić do urzeczywistnienia neoliberalnych „reform” na Białorusi. Chociaż znaczną jej część stanowią anarchiści, to wystawia ona nawet swoich kandydatów w wyborach.

Uważam jednak, że nie powinno się dążyć do porozumienia za wszelką cenę. Konieczne jest spełnienie kilku podstawowych warunków. Po pierwsze, współpraca powinna mieć charakter niehierarchiczny i nieautorytarny, a zatem poszczególne grupy nie powinny brać się za „nawracanie” innych na jedynie słuszną wizję, a tym bardziej nie powinno się tworzyć jakichś ciał i struktur koordynujących, które na pewno by tylko osłabiły współpracę między szeregowymi aktywistami różnych orientacji. Po drugie, nie powinno się innym przeszkadzać w działaniach, których nie uważamy za słuszne, ale których celem są zmiany na lepsze. Aby zabrzmiało to bardziej dorzecznie, podam dwa przykłady takiego przeszkadzania.

Podczas ostatniej rewolty w Argentynie kilka zgromadzeń sąsiedzkich i fabrycznych (mam tu na myśli Brukmana) znacznie przekroczyło swoje uprawnienia, zabraniając swoim członkom startu w wyborach parlamentarnych. Jest to przecież prywatna sprawa każdej osoby; owszem, zgromadzenia, jeśli uznają to za słuszne, mogą się odciąć od ich kandydowania i odmówić mu poparcia i swojej legitymizacji, niemniej jednak w żadnym wypadku nie powinny mieszać się do prywatnych decyzji swoich uczestników, podejmowanych tylko we własnym imieniu.

Drugi przykład to liczne protesty antyglobalizacyjne, w których grupy nastawione pacyfistycznie odcięły się od Czarnego Bloku i postawiły znak równości między przemocą policji a działaniami black blockersów. Dlaczego takie podejście jest po prostu obłudne, każdy zainteresowany zapewne wie.

Porozumienie radykałów powinno dotyczyć więc tylko tych kwestii, w których istnieje zgodność celów. Inne lepiej zostawić każdemu z osobna do rozwiązywania na własny rachunek.

Wyznaczając wspólne cele – warto byłoby pamiętać o jednej rzeczy. Każdy lekarz zapisuje swoim pacjentom dwa rodzaje leków: takie, które rzeczywiście leczą daną chorobę i takie, które jej wcale nie leczą, a tylko usuwają ból, gorączkę, niesprawność czy inne objawy. Nikt chyba nie będzie kwestionował, że oba rodzaje leków są potrzebne. Podobnie w sprawach politycznych – obok budowania wolnościowych alternatyw warto pamiętać o środkach, które same w sobie niczego nie załatwiają, ale pomagają ludziom poprawić swój los, przez co zaczną oni domagać się więcej (i ewentualnie w konsekwencji przeżyją szok podczas spoglądania na własną mroczną przeszłość, co było przyczyną niejednej rewolucji!). Takimi „środkami paliatywnymi” mogą być na przykład płace minimalne, zasiłki dla bezrobotnych, niepodległe państwa narodów uciskanych itp.

Żadna strona nie powinna zapominać, że najważniejsze jest zwiększanie wolności (także wolności ekonomicznej, czyli między innymi dobrobytu) konkretnych ludzi, a nie realizacja doktrynalnych celów; owszem, to drugie winno służyć pierwszemu.

 

Andrzej Obuchowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*