Ile cukru w cukrze?

W Polsce ma być – a w wielu miejscach już jest – reglamentowany cukier. Co logiczne, bo przecież burak cukrowy jest rośliną egzotyczną w Polsce. Podobnie ma się sprawa z węglem, którego w Polsce nie opłaca się wydobywać, bo jak wiadomo – i jak pokazuje obecna sytuacja – bezpieczeństwo energetyczne Państwa nie jest wartością wymierną ani łatwą do oszacowania. Tu przypominam sobie postać Gabriela Janowskiego, którego „napad szaleństwa” w sejmie A.D. 2000 pokazywały wszystkie stacje telewizyjne. Tematem grzano przez kilka dni. Nikt jednak nie pokwapił się by zauważyć, iż owo „załamanie nerwowe” nałożyło się na dni sejmowej debaty na temat m.in. przyszłości polskich cukrowni – a konkretnie ich prywatyzacji. Gabriel Janowski był w tamtym czasie postacią kluczową – można by rzec: Rejtanem polskiego cukru. Koincydencji zapewne nie było… I tylko może ktoś, kto był świadkiem tego jak dowcipnisie jednego z liceów wrzucili swojej nielubianej nauczycielce trochę LSD do herbaty, ma świadomość, porównując reakcję na tę substancję, jak niskobudżetowe było przejęcie polskiego przemysłu cukrowniczego w Polsce.

Jako uzupełnienie: Gabriel Janowski będąc posłem kategorycznie sprzeciwiał się „dzikiej” prywatyzacji polskich cukrowni, sektora bankowego, energetycznego oraz PZU. 16. stycznia 2000 r., tuż przed debatą na temat odwołania odpowiedzialnego za prywatyzację Emila Wąsacza, ktoś Janowskiemu dosypał do jedzenia narkotyk, a następnie wywlekł wprost przed dziennikarzy i kamery telewizyjne. Poszedł jasny przekaz: główny przeciwnik ministra Skarbu Państwa i orędownik jego odwołania jest niespełna rozumu. I dlaczego po tylu latach ludzie nadal nie chcą  – nie potrafią, nie mogą – łączyć kropek?

W sklepowych kolejkach toczą się rozmowy – jak zawsze… na straganie w dzień targowy… Czuć pomruk niezadowolenia, frustracji i obaw. Gawiedź przerzuca odpowiedzialność pomiędzy Tuska a Kaczyńskiego. W zdecydowanej większości ludzie nie chcą widzieć czy też rozumieć związków przyczynowo-skutkowych. A przecież każdy, kto legitymizował swoim bezmyślnym posłuszeństwem obywatelskim paranoję Covida, jest współwinny zapaści ekonomicznej. Podobnie jak każdy, kto teraz okleja się „suportami” dla biednej Ukrainy – nie rozumiejąc ni w ząb, o co tam chodzi – w jakimś sensie daje aprobatę dla łupienia naszej gospodarki, jak też dla szalonego wzrostu cen paliw, opartych na węglowodorach. To wszystko ma wszakże prosty mianownik: inflacja, dewaluacja, drożyzna, zapaść ekonomiczna i bieda. A za kulisami jarmarcznego teatru medialnej propagandy możni tego świata klepią się po plecach i śmieją do rozpuku z ludzkiej głupoty. Wiara w dobrego policjanta demokracji i złego terrorystę ciągle się sprawdza. I tu znowu przypominam sobie pewną dyskusję kolejkową, gdzie dość przytomny na umyśle pan tłumaczył pewnej pani, jak obostrzenia covidowe i tzw. lockdowny  odbiją się na gospodarce Polski. Pani wzruszyła ramionami i skitowała, iż jest na etacie w budżetówce, tak że jej to nie dotyczy. Oczywiście, to takie proste, rząd może zniszczyć gospodarkę, doprowadzić do hiperinflacji i bezrobocia, a tej pani to   n i e  d o t y c z y ! Pani żyje na wyspie rządowej biurokracji, chronionej przed rzeczywistością szarego obywatela murem immunitetów oraz tonami rozporządzeń, przepisów i ustaw, gdzie remedium na wszystko jest dodruk pieniądza. Wystarczy przecież zamknąć oczy w płonącym domu, a pożar nas nie dotyczy – bo go nie widzimy.

 

* * *

Być może liczyli, że pod parasolem patriotycznych hasełek, jak i bogoojczyźnianej mowy trawy uda im się na kadencję lub dwie poustawiać rodziny i pociotków. Dla uczciwości można przyjąć, iż na niższych szczeblach partyjnej drabiny ten lub tamten faktycznie wierzył w to, co mówi. Miało być wstawanie z kolan, miała być reforma państwa, miała być gospodarka i energetyka oparta na własnych zasobach węgla. Miało być wspieranie rodzimego biznesu i rolnictwa. Wyszedł demontaż państwa oraz czołganie przez międzynarodowe oraz europejskie instytucje. Zamiast wsparcia dla obywateli własnego kraju są domiary, nowe podatki i kary – a dla przybyszów z Ukrainy darmowe wakacje na koszt polskiego podatnika. Na horyzoncie szalony dodruk pieniędzy, inflacja i palenie w piecu czym się da. A może reglamentacja ciepłej wody w kranie i ogrzewania na zimę?

Jak donosi tygodnik Angora tylko kilkunastu prezesów spółek skarbu państwa „zarobiło” w czasie kadencji „dobrej zmiany” 237 mln. złotych. Nie pytam, ile faktycznie są warte kompetencje ludzi, którzy pobierają tak skromne wynagrodzenie za swoją pracę. Człowiek firmujący swoją twarzą te „zmiany” twierdził, iż do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Twierdził również, że Polska musi postawić na górnictwo. Tak przemawiał do ludu w 2015. Jednak poczynania jego epigonów i akolitów całkowicie przeczą składanym obietnicom. Można by rzec, iż jest to sytuacja równie żałosna, co groteskowa czy tragiczna. Pytać możemy tylko – na ile autor owych zapewnień i deklaracji to człowiek przytomny na umyśle, a na ile osobnik dotknięty „syndromem Wałęsy” (im głupiej tym mądrzej)? Na ile było to cyniczne okłamywanie pospólstwa w żywe oczy, a na ile całkowicie bezmyślne i skrajnie naiwne działanie,  oderwane od realiów politycznych – a także  własnych możliwości. Tych możliwości, które definiuje się poprzez działanie służb danego kraju. Mam tutaj na myśli oczywiście instytucje wywiadu, kontrwywiadu, a także wszelkie działania służb osłaniające czy wspomagające realny byt w miarę suwerennego Państwa. Można by rzec, że u naszych węgierskich sąsiadów widać przejawy takowych działań. Odruchy instynktu samozachowawczego można dość łatwo dostrzec, podobnie jak panikę i strach w oczach marionetek, które to dla zabezpieczenia bytu własnej familii są w stanie zniszczyć państwo, a naród posłać na wojnę.

To się dzieje! Chwała temu, a raczej jego naiwności, kto wierzy jeszcze w prawdziwość zapewnień oraz szczerość dobrych intencji. I wielkie uznanie dla każdego, kto czyta partyjne periodyki w stylu W sieci z dozą powagi, bo w gruncie rzeczy jedyną możliwością, aby przez to przejść, nie szargając sobie nerwów, jest założenie, że to satyra w duchu Monthy Pytona, osadzona w estetyce północno-koreańskiej propagandy. I tylko z takim przymrużeniem oka można przyjąć – dobrze się przy tym bawiąc – że ktoś nie robi z nas idioty lub ewentualnie traktuje jak osobnika upośledzonego umysłowo. I żadne medale, ordery czy wyróżnienia za „wybitne zasługi dla rozwoju niezależnego dziennikarstwa” nadawane przez prezydenta tego nie zmienią…

Polecenia i wytyczne spadają na głowy ogłupiałych oportunistów jak gilotyna. W oczach widać strach a ręce drżą w usztywnionych gestach, wyćwiczonych podle zaleceń speców od politycznego marketingu. Spokojne bytowanie na tłustych posadach przerodziło się z czasem w zlecenie na zniszczenie gospodarki, mordowanie ludzi poprzez odcięcie ich od służby zdrowia, jak też masowe zasiedlanie niekontrolowaną imigracją zza wschodniej granicy. Rozkazy cynicznych mocodawców, wyrosłych z anglosaskiej finansjery, pod batutą spadkobierców barona Rothschilda, są dla włodarzy Polski jasne i czytelne: zniszczyć gospodarkę, zadłużyć państwo, doprowadzić do hiperinflacji, odebrać przeciętnemu Polakowi ile się da – zarówno materialnie jak i w wymiarze swobód obywatelskich – a także rozcieńczyć ten skory do zrywów i buntów naród ludnością z  terenów Ukrainy.

Niech będą tu politykami, policjantami, felietonistami, sędziami, nauczycielami a w końcu autorytetami. Z czasem doczekamy się ukraińskiego odpowiednika Kuby Wojewódzkiego czy Magdy Gessler. Nie jest też wcale takie nierealne, iż za lat parę na łamach Gazety W wypłynie ukraiński (banderowski) odpowiednik Tomasza Jana Grossa, który będzie przekonywał, że to właśnie Polacy są w głównej mierze scenarzystami wydarzeń na Wołyniu. Antenaci kultu Holokaustu już wytyczyli ścieżki dla uprawiania takowej polityki historycznej: jak się w kogoś rzuci „gównem” (oskarżeniem o antysemityzm), to na pewno coś się przyklei… Zresztą stosunek Pana Michnika do narodu polskiego jest zapewne identyczny, jak Pana Kołomojskiego do narodu ukraińskiego: im słowiańska tłuszcza biedniejsza, bardziej zantagonizowana i głupsza, tym lepiej dla ich diaspory oraz finansjery, której to interesy owi „mecenasi” reprezentują…

Jak zapewniał nas Józef Mackiewicz – tylko prawda jest ciekawa. Ile jest cukru w cukrze – już wiemy z filmu Barei Poszukiwany, poszukiwana. Pytanie na ten czas historyczny brzmi: ile jest prawdy w prawdzie, a także: ile rozumu w rozumie?

 

Włóczykij

Foto informacji o limicie cukru – Autor

 

Od redakcji: Sprawa Gabriela Janowskiego po latach wróciła. https://dziennikbaltycki.pl/tajemnica-sprzed-22-lat-gabriel-janowski-ujawnia-kto-podal-mu-narkotyki/ar/c1-16895309

Prawdopodobnie były polityk mówi prawdę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*