O piekarzu Hipolicie (2)

Piekarnia Chleba Tradycyjnego dzięki Hipolitowi, jego zmysłowi i zacięciu do sięgania po tradycyjne smaki, stała się hitem całego regionu a właściciele, onieśmieleni milionami przychodu zamarli, nie wykonując gwałtownych ruchów. Nagradzanie bowiem mogło spowodować złe nastroje w załodze, lepiej było wprowadzić pewne wyłomy w surowym regulaminie w postaci palenia papierosów w miejscu pracy, czy tradycyjnego kielicha, gdy Hipolit miał słabszy dzień.

Deszcz pieniędzy ciągle trwał jak pora monsunowa, trwająca w Azji od maja do października – lecz w u nich w Kołobrzegu szczęście trwało cały rok. Chleb był coraz lepszy i cel, by robić wszystko naturalnie, tradycyjnie zdecydowanie się sprawdzał. Filozofia rezygnacji z polepszaczy i wypieku według starych technologii sprawdzała się znakomicie. Klienci z kraju i zza granicy szukali pieczywa bez drożdży, więc takie Hipolit piekł! Była tylko produkcja na kwasie pszennym, żytnim lub razowym. To najzwyklejszy mieszany chleb – lecz dzięki miłości ma bardziej intensywny smak, pięknie pachnie i jest charakterystycznie przyjemny podczas konsumpcji.

Spod ręki Hipolita każda bułka wyglądała inaczej, miała swój odmienny smak. Ba, nie tylko smak ale i charakter! Konsumenci o tym wiedzieli i kolejki po świeże pieczywo w punktach firmowych ustawiały się już od 4. rano!

Hipolit trwał w swej syzyfowej pracy, nie narzekał, nie marudził, po prostu był człowiekiem dobrej roboty. Nieoczekiwanie idyllę monotonii przerwał jeden zawał serca, potem drugi i długie zwolnienie lekarskie od pracy. Pod jego nieobecność szefostwo wprowadziło to, o czym dyrektor zarządzający marzył od dawna. Mało rąk ludzkich, wiele maszyn (fakt, były to linie piekarnicze odzyskane ze szwedzkiego złomowiska, ale w pełni sprawne i nad wyraz nowoczesne, jak na nasze polskie warunki improwizacji). Marzenia o automatyzacji zwieńczone zostały pierwszym bochenkiem nijakim w smaku, suchawym albo glinowatym czy pieczywem, które się pięknie kruszy.

Ilość sprzedawanych bochenków znacznie się zmniejszyła, ale i tak zysk był odpowiednio napompowany niską jakością składników. Hipolit wrócił do pracy i nie zrażony opanował wszystkie maszyny w mig. Nie oponował też wobec nowych, gorszych koncepcji państwa Nowak-Jeziorańskich. Klienci piekarni swojskich smaków mieli sprawdzone metody na sprawdzanie chleba, dzięki czemu tym odniesiono sukces. Ludzie pukają w spód chleba i nasłuchują głuchego odgłosu, który ma znaczyć, że jest dobrze wypieczony. Dzisiejsze, oszukane pieczywo dobrze opiekano i dzięki czemu każdy bochenek dawał głuchy odgłos. Trzeba nacisnąć i czekać, aż wróci do poprzedniego stanu. Bo tak robią piekarze, bo kiedyś tak ktoś im pokazał… Niestety to też nie jest sposób, by klienta oszukać.

Był czwartkowy poranek, Hipolit udał się do magazynku, gdzie trzymano tafle mrożonej masy, a potrafiła leżeć tam miesiącami. W kącie stały worki z siarczanem wapnia, gipsem, czy kredą oraz liczne pojemniki E-282, stosowanego przeciw pleśniom, E-202 – stosowany do konserwacji, E330, czyli kwas cytrynowy lub E262, czyli dioctan sodu. Schylił się, gdy zawróciło mu się w głowie. Stracił dech, zakłuło go w piersiach. Zastygł, siedząc przy stole i nie mogąc się odezwać, czekał na pomoc.

Ludzie kończyli zmianę a że relacje między załogą dawno zanikły, tłuszcza zmęczona nocną szychtą czym prędzej umknęła do swych domów, patrząc na Hipolita ale nie reagując na jego dziwną pozycję przy stole.

Państwo Nowak-Jeziorańscy w swym biurze pojawiali się zwykle około godziny dziesiątej przed południem, kiedy w firmie nie było już nikogo. Panie musiały się wyspać i przygotować makijaż, panowie zwykle odsypiali pijaństwa do późnej nocy – tradycyjny zwyczaj ludzi prymitywnych. Odnaleźli Hipolita już bez tchu.

Problemem rodziny nie było to, że odszedł ich skarb, człowiek niezastąpiony… Problemem stał się lekarz, prokurator i policja, która na jeden dzień wstrzymała produkcję. Oburzone szefostwo postanowiło, iż poskąpi na wieńcu, bo kasa przecież musi się zgadzać! Załoga, która jednak ceniła starego Hipolita, postanowiła mimo codziennego upokarzania w pracy, godnie go uczcić. Oczekiwała, że szef wynajmie autokar, bowiem pochówek nastąpić miał w miejscowości, oddalonej od u o pięćdziesiąt kilometrów. Dzięki bezpłatnemu transportowi mogli godnie i pełną załogą go pożegnać! Tak się wcale nie stało, bo szefostwo słysząc, iż to koszt – bagatela – tysiąca złotych, stanowczo odmówili proponując, by każdy jechał sam, własnym transportem…

Bajka o piekarzu Hipolicie nie ma morału. Firma piekarska Piekarnia Chleba Tradycyjnego, idąc z duchem czasu stała się jeszcze bardziej trującą dla konsumentów nadmorskiego kurortu! Ludzie jeść muszą, więc o piekarskim mistrzu niebawem nikt już nie pamiętał, bo to kolejne maszyny sprowadzane ze złomu lub naprawiane po kosztach zapewniały firmie i rodzinie Nowaków-Jeziorańskich miliony!

Hipolit zabrał za sobą do grobu swój talent i rzemieślniczy sznyt, jakiego jednak nikt na obecnej firmowej niwie już nie potrzebował. Przetrzebiona ukraińskimi pracownikami polska załoga wspomina niekiedy dawne czasy i Hipolita, który był po prostu dobrym człowiekiem i dobrym kolegą!

 Roman Boryczko,

październik 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*