O „KOPCIUSZKU” HISTORIA PRAWDZIWA

Z cyklu: Prostym językiem na trudne tematy

Tytuł przewrotny, bo nie o pracowitym, niechcianym Kopciuszku – który już niebawem miał się okazać piękną księżniczką – będzie mowa. Skoro tak, to nietrudno się domyślić, że znów będzie o węglu…

Prawda – bo takoż inaczej być nie może. Siedzimy sobie na bogatych złożach paliwa kopalnego i miast dziś powoli stawać się państwem dyktującym prawa na tym polu, sprowadzamy tę że kopalinę z wielu krajów. Trudno to nazwać gospodarskim myśleniem! Oczywiście coś się ruszyło, coś jakby drgnęło, niby idzie ku dobremu… Czy wszystko jednak? Oczywiście – i niestety – nie!

Wprawdzie umilkły hasła, mrożące krew w żyłach pewnie wszystkim, mówiące o konieczności zamykania kopalń, ale jak to u nas bywa – „Gdy nie kijem go, to pałą!”. Kopalnie fedrują i Bogu za to dzięki, a także stronie rządowej, która w porę zmieniła strategię działania z niszczącej na budującą i normalizującą dziś jeszcze trudną sytuację. Trzeba jednak pamiętać o tym, że tam „gdzie drwa rąbią to i wióry lecą”. I właśnie o te wióry – w postaci mułów, a dalej flotu i flotokoncentratu – chodzi.

Kopalnia wydobywa węgiel, zaś zakłady przeróbcze tenże surowiec sortują, uzdatniają itd., a wraz z tym procesem rośnie nam odpowiednia ilość niższego gatunku paliwa, w postaci wspomnianych wcześniej mułów. Zalegają one sąsiadujące z kopalniami duże zbiorniki — i nie stanowiło to do niedawna żadnego problemu – ba, owe „kopciuszki” były zbawieniem dla tych, których z różnych powodów nie stać było na zakup węgla (lepszego – lecz z wiadomych względów droższego – źródła energii).

Technologie, znane zresztą od lat, pozwalały na uzdatnienie tegoż „odpadu”, który nazwano flotokoncentratem, po spaleniu którego w popielniku prywatnego kotła pozostawała niewielka ilość proszku – dosłownie o konsystencji nieco większej od pudru, jakim to nasze panie przypudrowują sobie buzie. Gdyby komuś było mało sensacyjnych informacji – spieszę z kolejną. Otóż  z ciekawości ludzkiej a także potrzeby własnej, tymże proszkiem wyciągniętym z popielnika pozwoliłem sobie jakiś czas temu – bo teraz już nie wolno, przykryć na podwórku niewielką nierówność terenu (pozostałość po niedawnej budowie)…

Wyrównałem, ubiłem domowymi sposobami i ciekaw wyniku udałem się do domu. Nazajutrz  stwierdziłem, że praktycznie ślad po owej nierówności zniknął, oczywiście powstały obawy, że po najechaniu samochodem opony auta zrobią swoje i problem się powtórzy a ślad mojego wyjazdu z podwórka zostanie zaznaczony nieciekawym szlakiem na asfalcie. Nic takiego nie miało miejsca, czemu sam się zdziwiłem i tak naprawdę to żadnej Ameryki nie odkryłem, bowiem ów proszek jako ewentualna podsypka podczas prac  drogowych znany jest od lat. Dodając do tego kilka dodatków, może służyć także jako słabo wiążący cement, inaczej mówiąc – jako tak zwany wstępny środek, zbrojący nawierzchnię – rzecz prawie doskonała. Tak więc ucieszony niezmiernie pomyślałem, że nie tylko węgiel jest naszym dobrym towarem, ale dzięki nauce i nowoczesnym technologiom mamy kolejne, wprawdzie o niższej wartości energetycznej ale za to o wiele tańsze paliwo, na koniec zaś to, co nam zostaje po spaleniu owego cennego źródła energii, jesteśmy w stanie do końca wykorzystać a także sprzedać jako podsypkę, zbrojącą nasze podwórka, drogi, autostrady etc…

 

Oczywiście marzenia Polaka szybko się zapalają, lecz niestety jeszcze szybciej gasną. Nie może tak być, by przeciętnego rodaka pozbawić problemów, no i mamy to, co mamy – czyli dzień powszedni na „polskiej łączce”. Ktoś powie – jak można opisywać tak poważne tematy w tak prosty, prymitywny wręcz sposób? – Prawda to, której niestety nie da się podważyć! Jednak, skoro do nikogo nie docierają słowa ani też opracowania polskich technologów i wynalazców, którzy posługują się słownictwem naukowym, może w końcu dotrą do kogoś, kto ma wpływ na naszą egzystencję, także jako państwo, te właśnie proste słowa. (Cdn.)

 

Tadeusz Puchałka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*