Niepodległość, znaczy radość… (?)
11. listopada świętujemy w Polsce z zadumą i refleksją.
Wspominamy tych, którzy przelali krew dla ojczyzny i rozpamiętujemy liczne rany historii.
Gdzie tu miejsce na radość?
Odzyskanie politycznej suwerenności, połączone było w Polsce z faktem zakończenia najstraszliwszej wojny w dziejach ludzkości. Świat odetchnął z ulgą, iż koszmar wojny światowej dobiegł końca. Co prawda radość była to naiwna, o czym przekonali się dwie dekady później równolatkowie Polski Niepodległej. Znów na pięć lat kraj pogrążył się w chaosie wojny i zaplanowanego ludobójstwa. Po wojnie, zmowa wielkich tego świata, zepchnęła nas do strefy wpływów towarzysza Stalina. I znów, przez kilka dekad nie było okazji ani do radości, ani wolności.
Przełom okrągłego stołu wymagał nowej polityki historycznej i odpowiedniej symboliki. 11. listopada, wskrzeszony niezależnymi (tłumionymi przez milicję) manifestacjami w latach 80., nadawał się do tego idealnie. Symbolika postaci Piłsudskiego również, choć szczegóły jego polityki bywają raczej przemilczane. I znów, na długie lata zapanował dyskurs martyrologii i rozpamiętywania.
W tym roku, środowisko skupione wokół Krytyki Politycznej, postanowiło zorganizować Kolorową Niepodległą. Manifestację, której celem jest pokazanie, że patriotyzm nie musi równać się uprzedzeniom i nacjonalizmowi. Wręcz przeciwnie, może oznaczać akceptację różnorodności i potrzebę dialogu. Na dialog z marszem organizowanym przez Młodzież Wszechpolską i Obóz Narodowo-Radykalny (kontynuatorów myśli Dmowskiego i koncepcji m.in “gett ławkowych”) nie ma co liczyć. Ale czy ktoś w ogóle powinien wymagać od nas, byśmy świętowali wspólnie i jednym głosem? Wszak od tego niepodległość, ażeby mieć własne zdanie, nawet jeśli głupie.
Najmocniej ubolewam nad tym, iż znów 11. listopada przejdzie w cieniu doniesień o wzajemnych blokadach, krzykach, oskarżeniach (o faszyzm czy inny komunizm), kibolskich gonitw i innych subkulturowych zabaw. Ubolewam, bo niepodległość, zwłaszcza uzyskana w wyniku zakończenia brutalnej wojny, powinna być okazją do świętowania i radości. Tymczasem, brak nam wciąż dystansu do siebie nawzajem. Dzisiejszy dzień, to również data urodzin wybitnego pisarza , Kurta Vonneguta Jr., który widząc tę całą hecę, związaną z paradami, marszami, blokadami, obronami krzyża i narodowo-mesjanistycznego dyskursu, powiedziałby pewnie: “zdarza się”.
Istotnie. Zdarza się. Mniejsza już z tym. Cieszmy się tym dniem!
Jarek Wielokrop