Nie podnoś ręki na… (2)

Kibole Widzewa nie wytrzymali i po końcowym gwizdku, zamiast fety z awansu, zaatakowano sprzedajne wkłady do koszulek z herbem Widzewa Łódź. Idole kibiców od dwóch lat handlują meczami, więc można podziwiać widzów, że wytrzymali tak długo w swej ślepej miłości do klubu. Widzew bardzo nie chciał awansować, bo większość piłkarskich obiboków nie nadaje się na 1. ligę. Z 2. ligi zrobili sobie sposób na życie i godne piłkarzy z najwyższej klasy rozgrywkowej zarabianie. W Katowicach w tamtejszym Górniczym Klubie Sportowym dzieje się ten sam scenariusz. Pomiędzy GKS a Widzewem trwał od kilku kolejek „wyścig żółwi” o to, kto pozostanie w 2. lidze, bo każdy chciał pozostać…

Widzew przegrał ze Zniczem, GKS zremisował u siebie z Resovią – na nieszczęście do 1 ligi wszedł… Widzew. Już w trakcie meczu kibice gospodarzy w stronę piłkarzy kierowali wyzwiska, groźby oraz gwizdami kwitowali kolejne nieudane zagrania zawodników trenera Marcina Kaczmarka. Po spotkaniu kibole zdarli ze zdrajców koszulki, młodzi piłkarze, jacy nawet nieźle sobie radzili – Robert Prochownik i niewiele starszy Adam Radwański oberwali „po liściu”, a „starzy wyjadacze”, którym się należało – Kaczmarek, Ojama i Wołąkiewicz czym prędzej czmychnęli do szatni. Doświadczony kapitan łodzian, Marcin Robak, ze łzami w oczach opuszczał boisko, na którym pojawiły się kordony policji. Policja zatrzymała sześć osób w wieku od 29 do 39 lat, które odpowiedzą za wtargnięcie na murawę oraz znieważenie funkcjonariuszy. Władze klubu (złożone z kibiców Widzewa) profilaktycznie odcięły się od zachowania szalikowców.

Co ciekawe, media reżimowe (Prawa i Sprawiedliwości), jak i media drugiego ścieku, związane z opozycją (GW, TVN) – zagrały identyczną melodię, grzmiąc z oburzenia. Lewicowy portal Strajk.pl na swój, politycznie poprawny sposób, wytłumaczył zwierzęce zachowania fanów Widzewa. „Jakiej reakcji kibiców mogą się spodziewać piłkarze po wywalczeniu awansu do wyższej ligi? Eksplozji radości? Ogłuszających wiwatów? Wzruszających podziękowań? Niekoniecznie. Zawodnicy Widzewa po ostatnim gwizdku w meczu, który zadecydował o awansie zostali… pobici i znieważeni przez własnych fanów. Wydawało się, że polski ruch kibicowski już dawno osiągnął dno. Dyfuzja dwóch kultur – mafijnej i nacjonalistycznej zaowocowała całą plejadą patologicznych zachowań. Mieliśmy już rzucanie bananami w czarnoskórych piłkarzy, wywieszanie rasistowskich transparentów skierowanych do reprezentantów Polski, okradanie własnego klubu, przerobienie budynku klubowego na punkt tranzytu narkotyków (…)”.

Władza, mająca sprzedajne media, już spuściła psy widząc takie zachowania. A nuż komuś zaświta w głowie, by z takimi zamiarami na pseudopolityków i zdrajców narodu pojawić się przy ulicy Wiejskiej…

Media głównego ścieku grzmiały na kibiców Widzewa, jakby pękło jakieś tabu – a ekspresywne zachowania fanatyków piłkarskich już zdarzały się w przeszłości, nawet całkiem niedalekiej.

7. października 2017 roku z niedzieli na poniedziałek zawodnicy Legii Warszawa wracali z przegranego meczu z Lechem Poznań. Po katastrofalnym meczu w nad Wartą trener Romeo Jozak ostro skrytykował piłkarzy. Przyznał, że czuje się zdradzony, a wiele kobiecych zespołów gra z większą siłą i zaangażowaniem niż Legia. Zapowiadał wyciągnięcie konsekwencji. Piłkarze, zadowoleni ze szczęśliwego dotarcia do celu,myślami byli już przytuleni do poduszki, do swych narzeczonych, na upojnych imprezach do białego rana… Nic bardziej mylnego! Do autokaru wszedł przywódca fanów Legii z bojówki Teddy Boys i „zaprosił” ich na zewnątrz.

Piłkarze sądzili, że czeka ich nieprzyjemna rozmowa, ale od razu zostali zaatakowani. Pseudokibice rzucili się na nich, uderzając głównie w tył głowy lub z „liścia” w twarz. Tak, by czuli się upokorzeni, ale nie odnieśli większych obrażeń. Oberwał nawet asystent trenera, Aleksandar Vuković. Bez szwanku wyszedł za to nowy szkoleniowiec Legii, Romeo Jozak, który stał z boku. Akcja trwała około 10 minut. Na koniec piłkarze mieli usłyszeć, że jeśli w kolejnym meczu zagrają tak samo, jak z Lechem, czeka ich podobna wizyta. (Cdn.)

Roman Boryczko,

sierpień 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*