Dziwny kryzys na polskiej granicy, końcowe odliczanie…

9. sierpnia 2020 roku na Białorusi odbyły się wybory prezydenckie, w następstwie których wybuchły masowe protesty w całym kraju. Głównym celem protestujących była dymisja Łukaszenki i przeprowadzenie w pełni demokratycznych wyborów prezydenckich. Łukaszenka wiedział, że wybory nie będą przebiegały po jego myśli, miał już sygnały o opłaconych bojówkach i zamachu stanu. Te „kolorowe rewolucje”, jak podczas Arabskiej Wiosny, bazowały przede wszystkim na Internecie i ogromnych funduszach, pompowanych do organizacji samorządowych.

Już w dniu wyborów na Białorusi częściowo zniknął Internet i były poważne zakłócenia sieci komórkowej. Wieczorem przestały działać serwisy informacyjne. Funkcjonariusze milicji i wojsko wewnętrzne użyły siły przeciwko demonstrantom, m.in. za pomocą armatek wodnych, gazu łzawiącego i granatów hukowych. W Mieńsku do protestujących strzelano kulami gumowymi; w tłum demonstrantów wjechał samochód milicji, w wyniku czego trzy osoby zostało ciężko ranne. Protesty odbyły się nie tylko w Mieńsku, ale miały zasięg ogólnopaństwowy. Warte uwagi jest to, że w tym dniu w trzech miastach – Kobryniu, Lidzie i Iwacewiczach – milicja odmówiła użycia siły przeciwko pokojowo protestującym obywatelom. „Mógłby sobie narysować chociaż jakieś 60 procent (a nie blisko 80)” i „To już jest za mocne!” – mówili mieńszczanie o Łukaszence, który sprokurował sobie szóstą prezydencką kadencję.

Wydawało się, iż mieszkańcy Mieńska pozostają zdystansowani, że nic się nie dzieje i nikomu nic nie przeszkadza. Ani blokowanie Internetu, ani zatrzymywanie przypadkowych przechodniów przez ubranych po cywilnemu funkcjonariuszy służb specjalnych, ani długie kolumny wojskowych samochodów… Ludzie spacerowali, rozmawiali, jakby nigdy nic. By bronić głosów, oddanych na niezależną kandydatkę Swiatłanę Cichanouską, główną rywalkę Łukaszenki, trwały protesty, koordynowane z Warszawy. Demokratyczna rewolucja na Białorusi miała dokonać się wpierw rękami klasy średniej ze stolicy kraju, potem do rozgorączkowanej młodzieży mieli dołączyć robotnicy, jak w ‘68! Niestety coś nie wyszło, a robotnicy ze strajkujących zakładów połapali się bardzo szybko, co się święci i odpuścili rozbijanie własnej suwerenności! Dwa miesiące opłaconych protestów, jakie rozlały się po sierpniowych wyborach, zakończyły się fiaskiem!

Bruksela nie uznała legalnych białoruskich wyborów i ignoruje Łukaszenkę, podobnie jak Stany Zjednoczone, Kanada i Ukraina; żadne z państw nie uznało też jego zwycięstwa. Zwycięstwa Cichanouskiej również nikt nie poparł, bo sloganami i wariantem siłowym na ulicy nie może udowodnić, że wygrała! Sama nie jest w stanie wygranej udokumentować, w dodatku wcale nie chce być prezydentem. Wciąż przebywa na Litwie, gdzie schroniła się tuż po wyborach i jest raczej medialną ofiarą niż merytorycznym głosem. Nie wie, kiedy będzie mogła bezpiecznie wrócić do kraju, powołana przez nią Rada Koordynacyjna praktycznie zamilkła, jej prezydium, czyli kierownictwo, zostało spacyfikowane i rozproszone.

Łukaszenka, zyskawszy potwierdzenie poparcia Kremla – finansowego (kredyt w wysokości 1 mld dol.), militarnego i politycznego – odzyskał w dużym stopniu pewność siebie. Wyklucza to wszelkie szanse na negocjacje z przeciwnikami jego prezydentury. Potwierdza za to, że linia, jaką obrał – nieustępliwości, pacyfikacje i rozwiązania siłowe – jest słuszna i należy tak trzymać. Zorganizował swą inaugurację po raz pierwszy sekretnie, bez kamer, transmisji w mediach, gości i tradycyjnej pompy. Łukaszenka w mediach przedstawił narrację jakoby Polska była kluczowym elementem w  osaczeniu jego kraju i spełnia również rolę centrum szkoleniowego, dywersji, oraz „inkubatora mediów”, a następnie platformy dla alternatywnych władz na wygnaniu.

Jako „inkubator mediów” Polska miała działać m.in. poprzez telewizję Biełsat i opozycyjny kanał Telegram Nexta (jego administrator Sciapan Puciła mieszka w Polsce). Według Łukaszenki „satelici USA na kontynencie europejskim” – Polska, Czechy, Litwa i Ukraina – mieli przypisane konkretne funkcje w planie realizowanym według „podręcznika kolorowych rewolucji” Gene’a Sharpa. Polski nierząd rezyduje w stolicy z nadania USA, Niemiec i Izraela. Nie ma rządu w Warszawie tylko w Washingtonie/Jerozolimie. Lecz nie zapominajmy o bardzo istotnej rzeczy, jaką jest czas, ponieważ czas oznacza również nieubłagane partyjne przemijanie, łagodne, gdzie zmienia się tylko koszulki i przechodzi do opozycji parlamentarnej, tracąc wpływy w terenie i możliwość robienia złotych interesów przez i dla swojaków lub radykalne, jak to miało miejsce podczas warszawskiego zamachu stanu 10. kwietnia 2010, którego jednym z kluczowych części scenariusza była „katastrofa” prezydenckiego samolotu. Ludzie PiS-u też wyciągają wnioski z lekcji historii i mimo tego, że są uwiązani na krótkiej smyczy USA uważam, iż dzisiejsza białoruska operacja graniczna jest li tylko wywiadowczą grą o obopólnych korzyściach dla Polski (PiS szybuje pozytywnie w sondażach poparcia) i Białorusi – czeka na światowe odmrożenie relacji. Schemat fałszerstw, wielokrotnie przerabiany przez NKWD i KBG, np. na Litwie w 1940 czy w Polsce 1946.

Możliwy był wariant ukraiński na Majdanie, ludzie masowo wychodzą na ulicę i gonią dyktatora (ucieka do Moskwy), a ginie do stu ludzi. USA się przeliczyło, albo nie wystarczyło pieniędzy. Wariant rumuński z Ceaucescu. Rozwalenie pod ścianą, bezpieka strzela, traci wpływy, dzieli się nimi ze zbirami z zachodu – to wariant ok. 1000 zabitych. Aliaksandr Łukaszenka ma jednak u siebie ludzi zaufanych i w chwili próby nie połasili się oni na miliony dolarów, które pewnie już gdzieś czekały do odbioru.

USA liczyło, że armia i milicja będą rozsądne i zrobią, jak podczas radzieckiego końca, zapoczątkowanego przez Jelcyna po puczu Janajewa – przyłączą się do opozycji. Bank Światowy chętnie by udzielił pożyczki, a zagraniczne fundusze bardzo szybko zabrały by się do zubożenia Białorusinów i sprowadzenia ich do poziomu Ukraińców – ekonomicznych niewolników! Moim zdaniem Jarosław Kaczyński wyprzedził o kilka ruchów na szachownicy powoli zbliżające się nad naszym krajem czarne chmury (Komisja Europejska wciąż nie zatwierdziła polskiego KPO i wstrzymuje wypłatę 57 mld euro. KE ma wątpliwości w sprawie niezależności polskich sądów i mediów).

Problemem jest też wniosek dotyczący unijnego prawa, złożony do Trybunału Konstytucyjnego) i być może w porozumieniu z Białorusią upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Za pieniądze z USA i UE zbudował infrastrukturę „opozycyjną”, ale właściwie krzywdy „dyktatorowi” nie zrobił. Łukaszenka przetrwał i – co zabawne – pozbył się największego wroga, czyli młodego, wykształconego, kosmopolitycznego liberalnego narybku, który z racji swojej nielojalności i tak by mu ciążył, a dziś w Polsce wraz z liberalną opozycją ciążyć będzie jakimkolwiek reformom tego kraju. 

 ***

Najpierw, 31. sierpnia 2021 roku Rada Ministrów podjęła uchwałę o wprowadzeniu stanu wyjątkowego w wąskim pasie, leżącym bezpośrednio przy granicy z Białorusią, obejmującym 115 miejscowości w woj. podlaskim i 68 miejscowości w woj. lubelskim. Dziś mamy kolejny akt prawny – polski  Sejm przyjął  rządowy projekt nowelizacji ustawy o ochronie granicy państwowej, przewidujący m.in. wprowadzenie ograniczeń w strefie, gdzie do 2. grudnia obowiązuje stan wyjątkowy. Za przyjęciem ustawy głosowało 245 posłów, a przeciw 167, wstrzymało się 25 osób.

Wszędzie w Europie rozpoczął się covidovy zamordyzm, państwa są zneutralizowane, obywatele są poddani kontroli, toteż nikt nie patrzy, co dzieje się dookoła. A dzieje się i to bardzo. Wojska rosyjskie koncentrują przy granicy z Ukrainą wiele jednostek pancernych, czołgów, artylerii samobieżnej i sił lądowych. Koncentracja nastąpiła w pobliżu rosyjskiego miasta Jelnia, niedaleko granicy z Białorusią. Wśród jednostek, które rozpoczęły przemieszczanie się pod koniec września z innych części Rosji, gdzie zwykle stacjonują, jest elitarna 1. Gwardyjska Armia Pancerna.

Rosja nigdy nie odpuści tematu niesfornej Ukrainy! Te niepokojące doniesienia skomentował szef Pentagonu, który przyznał, że „nie jesteśmy pewni, co Putin planuje”. Lloyd Austin wezwał Rosję do większej transparentności oraz dotrzymywania postanowień, zawartych w porozumieniach mieńskich. Z kolei sekretarz stanu USA ostrzegł przed „próbą powtórzenia inwazji na Ukrainę”. Jarosław Kaczyński zachowuje trzeźwy umysł, bo kolejne lockdowny i obostrzenia mogły by rozłożyć Polskę – doprowadzając do przedterminowych wyborów i chaosu.

Ustawa segregacyjna jako jedyny oręż fanów covidowego zamordyzmu dzięki kilku zdrajcom z PiS-u trafi jednak do laski marszałkowskiej i marszałek Elżbieta Witek zdecyduje, co z nią zrobić. Generalnie Polska wchodzi w trudne czasy z trzeźwym umysłem. Unia ma mocniejsze karty, bo trzyma portfel. Zwykle przegrywają ci, którzy nie mają portfela. Jeśli rząd polski mówi: „My nie będziemy płacić, nie będziemy realizowali orzeczenia TSUE, to nie muszą płacić – po prostu Unia o tyle obetnie dotację, którą Polska otrzymuje” – komentuje postkomunista Leszek Miller. Pamiętać jednak trzeba, że ów graniczny spektakl przesunąć się może o zimę i pytanie wtedy, komu słupki poparcia podskoczą a komu spadną, nie mówiąc już o unijnych mądralach, wciąż debatujących nad tą straszną Polską, kiedy wróg stoi u ich własnych bram. Polski nie atakują „dzieci z Michałowa”, a uzbrojony zastępy młodych, krewkich, śniadych mężczyzn. Lecą na głowy pograniczników nie najlżejsze kamienie, konary, gaz łzawiący, świece dymne. Po stronie białoruskiej wciąż obecne są kolejne oddziały służb państwowych.

Dokąd to zmierza?

 

Roman Boryczko,

18.11.2021

2 komentarze do “Dziwny kryzys na polskiej granicy, końcowe odliczanie…

  • 28/11/21 o 13:14
    Permalink

    Rosja nigdy nie pozwoli sobie na odebranie jej tego, co raz zabrała – ta prosta prawda nie dociera do kierujących państwem bezmózgów. Ryzykowanie konfliktu z Rosją to proszenie się o kolejny rozbiór Polski (w najlepszym przypadku). Zamiast poprawić stosunki z sąsiadami, Polska ze straceńczym uporem stacza się w kierunku konfliktu z siłami, z którymi nie jest w stanie wygrać i jak w 1939 roku liczy na pomoc “sojuszników”, którzy na nią się wypną, bo nikt normalny nie będzie ryzykował militarnego starcia z Rosją. A Polska jak zwykle wyjdzie na tym jak Zabłocki na mydle.

    Odpowiedz
  • 09/12/21 o 09:16
    Permalink

    Prawda z uchodźcami wygląda tak: uchodźcy chcą się przedostać do Niemiec przez Polskę ale na granicy Polski z Niemcami i w pasie przygranicznym Niemiec są wyłapywani. Zgodnie z niemieckim prawem osoby złapane w ich pasie przygranicznym są odsyłane do kraju z którego dostali się do Niemiec, w tym przypadku do Polski. Gdyby przez Polskę przeszło np. 1 milion uchodźców do Niemiec to Niemcy by złapali co najmniej połowę i odesłali do Polski i na naszej zachodniej granicy mielibyśmy same obozy z uchodźcami. I chyba o to chodzi opozycji i unii żeby w ten sposób zdestabilizować sytuację w Polsce.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*