Euforia umierania (2)

Pomysłem oświeconych lewicowych liberałów jest eutanazja. Eutanazja, połączona oczywiście z przejęciem majątku na rzecz państwa, które będzie dysponowało zasobami na kolejne szalone projekty utrzymywania niepracujących, kryminalizujących się w gangi emigrantów – np. z ogarniętej kilkudziesięcioletnią wojną Somalii. 

Kolejnym regionem po Skandynawii, są dziś Niderlandy, kojarzące się dziś nie z wiatrakami, czy tulipanami a wprowadzaniem liberalnych nowin ze świata nieskrępowanej „wolności”. Przyzwolenie od lat dla miękkich narkotyków, które stało się swoistą kulturą narkotyzowania młodego pokolenia, legalizacja prostytucji, aborcja i eutanazja na życzenie dla wszystkich (bez ograniczeń i kontroli), tęczowa rewolucja we wszelkich odmianach genderu i homoseksualne małżeństwa wraz z prawem do adopcji. Społeczeństwo holenderskie pokochało taki styl życia, odrzucając chrześcijaństwo, gdzie miejsca kultu – by nie stały puste niszczejąc – zamieniane są na muzea, dyskoteki, galerie czy rowerowe parkingi. Lenin i Stalin klaszczą z radości z czeluści piekła!

W roku 2017 na ekrany kin wszedł obraz szwedzkiej reżyserki Lisy Langseth. Film został nakręcony w Niemczech – w Monachium i niemieckich Alpach. Artystka wypromowała w swoich filmach inną rodaczkę – Aicię Vikander (filmowa Emilie). W filmie zagrała też Eva Green (Ines) jako siostra śmiertelnie chorej. Kobiety spotykają się po latach na prośbę starszej siostry, osoby od zawsze ułożonej, biorącej na siebie rodzinne cierpienie – rozwód rodziców, śmierć matki, osobiste życiowe porażki. Ines stanowi przeciwieństwo siostry. Jest przedstawicielką młodego pokolenia ludzi nie mających wyższych uczuć, zajmujących się kreacją własnej osoby i zamienianiem własnego życia w nieustające pasmo sukcesów. Siostry na prośbę tej starszej jadą do tajemniczej posiadłości, umiejscowionej w środku lasu w malowniczej, niedostępnej dla oczu okolicy. W zamierzeniu podróż ta ma na celu zbliżenie ich, lecz gdy docierają na miejsce okazuje się, że to ekskluzywna klinika eutanazji na życzenie a zarazem Eden ostatnich doczesnych chwil, tu na ziemi.

Podobno wobec śmierci jesteśmy równi – lecz gdy mamy do czynienia ze śmiertelną chorobą, jedni walczą w szpitalu w cierpieniu i bólu a inni, gdy mają pieniądze i kaprys w obliczu faktu nadchodzącej śmierci mogą wykreować sobie idylliczne przejście w nieskończoność – lecz na własnych warunkach.

Kurtyna opada i kochająca swoje własne życie i dar artystki kobieta nagle widzi siostrę jako tę, która zafundowała jej śmiertelny scenariusz, jakiego musi być widzem. Musi, choć pewnie bez tego podstępu nie miała by na to czasu i ochoty. Próby naprawiania swoich doczesnych spraw, kreowane przez Emilię przed odejściem, są podkreśleniem konserwatywnego wychowania. Kobieta wini siostrę, iż ta zostawiła ją i jej najbliższą rodzinę w chwili tragedii, żyjąc pełną piersią a gdy umarła matka – nawet nie przyjechała na jej pogrzeb. Czy jednak w tej chwili ma to jakiekolwiek znaczenie, czy Ines odbierze skremowane zwłoki samemu czy zleci to agencji? Pochowa je sama, czy zostawi to Skarbowi Państwa? Istotne staje się to tylko wtedy, gdy patrzymy na człowieka jako zbiór, będący częścią całości – rodziny, społeczności lokalnej, społeczeństwa zajmującego obszar państwa, gdzie każdy ma określone obowiązki, związane z powinnościami narzuconymi kulturowo i religijnie. Dziś wolne atomy nie przykładają zbyt dużej wagi do śmierci…Nie robią tego również żyjąc!

Emilie próbuje odkryć siostrę na nowo, chce się dowiedzieć, jak żyła poza gniazdem rodzinnym, jakie miała pragnienia, co ją spotkało w życiu materialnym, zawodowym i intymnym. Życie śmiertelnie chorej było przytłoczone tragedią rodziny i jak skała uciskało i dusiło. Teraz, w zgorzknieniu, ma możliwość zostania dyrygentem ostatniej etiudy. Poznaje człowieka na wózku inwalidzkim, który żył pełną piersią i tylko kalectwo jest jego detonatorem do eutanazji. Dwoje związanych śmiercią ludzi łaknie spędzenia ostatnich godzin we wspólnej bliskości. W tle Daren – podstarzały multimilioner z guzem mózgu urządza prywatny koncert sławnej gwiazdy, by przedstawienie mogło trwać. Przedstawienie, szampan i fajerwerki, bo każdy musi umrzeć według własnych zasad! I znów powraca stara pieśń. Oni mogą, bo za to zapłacili i to słono!

***

Zastanawiałem się nad tematem eutanazji, będąc raczej gorącym zwolennikiem tej formy ulżenia w długotrwałym, bolesnym i nieznośnym, opornym na leki cierpieniu człowieka świadomego. Jest jednak pewne zasadnicze „ale”. Każda decyzja jest autonomiczną drogą każdego z nas i w przypadku eutanazji – drogą tylko w jedną stronę. Moralną czy etyczną stronę tego czynu zostawię filozofom lub Kościołowi, skupiając się na stronie ekonomicznej. Z ekonomicznego punktu widzenia odłączenie człowieka-„warzywa” od aparatury podtrzymującej życie jest ze wszech miar korzystne. Każdy dzień pracy tych urządzeń, leków, całodobowej opieki to wielkie koszty dla systemu. Jest jednak druga strona medalu, bo system urzędniczy nie znosi pustki i swe zarządzenia lubi przesuwać w niebezpieczną stronę. Gdy już zaakceptujemy eutanazję i stanie się ona dla nas chlebem powszednim, może być tak, że przed kosztowną operacją, rehabilitacją i serią leczenia farmakologicznego rodzina zainteresowanego dowie się, iż strona – jaką jest szpital – (ze względów ekonomicznych) proponuje eutanazję! Z czasem procedura może stać się na tyle jasna, że osoby po 70. roku życia z automatu będą szły pod topór… Podobnie rzecz się ma z oferowaniem eutanazji osobom z depresjami, siedzącym po wypadkach na wózkach, tęskniącym za bliskimi zmarłymi – to wypacza skrajnie ideę wstępną: dawania ulgi w cierpieniu na rzecz komercyjnego odbierania sobie życia. Wszystko można popsuć, gdy tylko w ideę pomocy wchodzą gigantyczne pieniądze!

Roman Boryczko,

czerwiec 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*