Co to była sztuka totalna? (11)

img306Teoria sztuki

 

   Po tych ówczesnych wahnięciach awangardowo-ariergardowych wreszcie nadszedł wniosek, że nie traktować sztuki jako wyścigu, jako walki, kompetycji, znaczy po prostu – być o miejscu i o czasie.

   Hans Arp: „Ręce braci naszych zamiast nam służyć jak nasze własne, stały się rękami wrogów”.

   Poza tym pewna powtarzalność, nawiązywanie, podejmowanie – nie sprawiają, iż sztuka przestaje być sztuką, dziełem. Zarzut, że coś jest nie nowe – jest raczej kompromitujący dla tego, kto nim się posłużył, bo o co w końcu chodzi w sztuce? Chleb jemy codziennie i w żadnym razie nie umniejsza to jego wartości – przeciwnie doznajemy, jak jest cennym pokarmem. Jest potrzebny, upragniony, łakniemy go. Zatem nie: awangarda, nie: ariergarda – adekwatność, odpowiedniość (nie rozumiana jako – kompromis i nie jako postmodernistyczna relatywizacja). I po uwolnieniu od tej ambicjonalnej szarpaniny – hasanie po soczystej łące. Definitywny koniec pochodu awangard – w sensie wykazania jego mijania się z istotą rzeczy. Bo czym jest sztuka – wehikułem ambicji, żądzy i zazdrości? Szału pokonywania innych, triumfowania nad innymi? Pasienia ego? Wbijania innych w ziemię?

   W czasie naszych wielu wyjazdów, różnych działań, pamiętam spotkaliśmy pewnego razu człowieka, który wymyślił i uprawiał rodzaj gry planszowej. Polegała na tym, że dwie osoby zasiadały do planszy i według ustalanego porządku coś na tej planszy/z tą planszą robiły, coś na przemian rysowały, zaznaczały, doklejały, malowały etc., co miało doprowadzić do ich wspólnej wygranej, takiej czy innej – przyjrzenia się jakiemuś problemowi, do powstania jakiegoś dzieł(k)a, czy poznania się etc. Niestety nie pamiętam, jak ów człowiek się nazywa.

   Czułem i czuję niechęć do gier, w których ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać – tych różnych właśnie gier planszowych, gier w karty i innych tego rodzaju zabaw. Nie lubiłem się w coś takiego angażować – by wygrać, bo oznaczało to przykrość przegrywającego i dla mnie to była żadna zabawa. Z kolei nie w pełni angażowanie się – też odbiera sens i „atrakcyjność” takiej grze. A i przegrywać przykro.

   Totart – Muzeum Objazdowe. Po okresie – tym wstępnym – gdy największe emocje już ustąpiły, wściekłość, ale nadal chcieliśmy organizować i odbywać różne działania, jeździć po kraju, uznałem, że będziemy to robić jako muzeum objazdowe, w którym będziemy niejako eksponatami samych siebie. Że to będzie – niejako – uczciwe, że nie będziemy w sobie wzbudzać emocji – jak w teatrze. Że pozostaniemy przy formie improwizacji, ale niejako w jej muzealnych pokazach. Oczywiście był to też wyraz poczucia humoru.

   Totart po nic. Trzeba coś robić. Czy ryba w sieci szamoce się po coś? Możemy określić: dlaczego to robi – szamoce się, bo jest w śmiertelnej pułapce. Owszem – chce się uwolnić, ale czy jest to jakiś określony sposób, coś co wynika z rozpoznania, obrania kierunku i konsekwentnego zmierzania?  Szamoce się. To było hasło okresu pewnego wypalenia, gdy mimo różnych wysiłków, organizowania różnych przedsięwzięć, właściwie nie zmieniało to naszego życia, nie zakreślało jakiejkolwiek perspektywy, tak to odczuwaliśmy. No, będziemy dalej działać – po nic.

   Totart Container. Kontener, czyli znormalizowany pojemnik. To zarazem opisanie formy jak i metody twórczej – pojemnik z improwizacją,  improwizowana całość z całostek. Ale także sposób poruszania się w tamtej rzeczywistości. Pod jakimś szyldem organizujemy jakieś działanie, zbieramy zainteresowanych, załatwiamy sprawy, przejazdy, noclegi etc. dzielimy się funkcjami – kto czym się zajmuje. Kontener mówił o pewnej sprawności, praktyce takiego organizowania się. Widać to na przykładzie scenografii, przechodzenia od rzeczy ciężkich, nieporęcznych, sprawiających kłopoty w transporcie (plansze, duże bele materiału), do malowideł na lekkich tkaninach, bez stelaży, rozwieszanych za pomocą sznurków i wreszcie do kładzenia nacisku na diaporamy – stosunkowo niewielki pakiet – a dużo bogatsze możliwości – i co do ilości, efektu etc. Oczywiście, gdy rzecz miała odbywać się w świetle dnia – używaliśmy lekkich „sztandarów”, a diaporamy w nocy lub w zamkniętych przestrzeniach.

   Tranzytoryjna Formacja Totart/Totart – Transitory Formation. Tranzytorium. Termin stworzony przez Ryszarda Tymona Tymańskiego, najbardziej profesjonalny, ogólny, nośny. Tranzytoryjność, czyli przechodniość – zmiany form, dziedzin, teorii i tonacji, „naturalny” przepływ ludzi i zmiany ról (jako nie przymusowa zasada), działania improwizowane, ruch, spotykanie się, stwarzanie ku temu okoliczności.

   Pojęć i teorii było w tranzytorium więcej, wymienię Literaturę Immanentnej Koegzystencji (Artur Kozdrowski), profuzję/profuzyjność, ideę Wydawnictw Pojedynczych (Andrzej Awsiej, Joanna Kabala, Maciej Ruciński), ciepłe pola kontrastowe (Paweł Konnak), projekt pieniądza alternatywnego, Towarzystwo Badania Pętelki (chodziło o badanie znaczenia i roli zapętlania w sztuce, w muzyce/w dźwiękach – co było prefiguracją elementów programowania komputerowego i co zaowocowało między innymi projektowymi wizjami Joanny Kabali – w czasie jej pracy w Philipsie – w zakresie interaktywności).

   Mieliśmy wielki zapał teoretyczny.

   Teoretyczne wywody były serio i nie serio. W przekonaniu o genialności i jednocześnie często przełamującym to przekonanie śmiechu – samozawracającym z tych artystowskich upadków. „Zwyciężymy, to pewne!”  – zwykł stwierdzać w chwilach jakiegoś znacznego zaangażowania Paweł Konak, czym nieraz rozśmieszał do osłabienia.

   „Techniki” w znaczeniu szerszym: 

   „Wykorzystywanie luk rzeczywistości” – korzystanie z nadarzających się sposobności działania, „podłączanie się” do imprez, występów innych, korzystanie z różnych instytucji kultury – klubów studenckich, ośrodków kultury – nie w ich działaniach ideologicznych, ale starając się je wykorzystać do przez siebie określanych celów. Podobnie przez jakiś czas razem z Ruchem Społeczeństwa Alternatywnego spotykaliśmy się w Duszpasterstwie Akademickim przy kościele Brygidy w Gdańsku etc. Organizowaliśmy różne wydarzenia w miejscach prywatnych.

   Wykorzystywanie „kanonu rockowości”, czyli pewnych instytucji muzyki rockowej, które miały zapewne służyć kontroli, ale też być sposobem na kanalizowanie buntu ludzi młodych, „bezpieczne” ogniskowanie ich młodzieńczej energii. Chodziło o to, by starać się wyzyskać te formy (festiwale, koncerty, kluby) do promowania tego, co uważaliśmy za wartościowe, a spychane w niebyt, poszerzając o inne sztuki, dając możliwość występowania poetom, wystawiania plastykom etc.

   Tworzenie „własnej rzeczywistości”, z czasem rozszerzanej na kraj, także przez współorganizowanie Sieci Wymiany Pozytywnej z Ruchem Społeczeństwa Alternatywnego.

   „Techniki” w znaczeniu węższym

   Organizowanie festiwali, imprez, koncertów,  wystaw różnych – ogólnie mówiąc: akcji, spotkań, zjazdów. Organizacja i prowadzenie działalności wydawniczej – czasopisma, druki ulotne, tomiki, wydawnictwa pojedyncze, nagrania, plakaty, wlepki. Tworzenie filmów, działalność dokumentacyjna, dziennikarska, badawcza.

   Najważniejszym z dzisiejszego punktu widzenia jawią się jednak spotkania, rozmowy – życie razem, tworzenie swojego świata – w tamtej rzeczywistości. Jednak inaczej niż w potocznym znaczeniu określenia swój świat, które oznacza zamknięcie, odgrodzenie się, odizolowanie, życie właśnie: w swoim świecie – tamten nasz był otwarty, promieniujący, wchodzący w życie.

   Była bowiem w nas mimo wszystko jakaś chęć życia, chęć zrobienia czegoś, nie poddania się i nie życia jak szczury, przemykając kanałami i szepcząc po kątach. Mieliśmy różne talenty i nie chcieliśmy się sprzedać, ale też nie chcieliśmy dać sobie ich zniszczyć, nie chcieliśmy zatonąć w goryczy.

   Stopniowo nasza działalność ulegała ociepleniu, zawsze obecny w naszych działaniach humor, miał w nich coraz więcej miejsca. Miejsce wściekłości, desperacji, szyderstwa coraz bardziej zajmowała chęć terapii, tworzenia zdarzeń pogodnych, takiej mniej i bardziej dosłownie rozumianej enklawy, gdzie można odetchnąć od koszmaru, gdzie można realizować czy próbować swoje talenty, czy po prostu cieszyć się swoim towarzystwem, czyli było to obieranie kierunku przeciwnego – aby właśnie już nie desperować, nie dać się wykańczać, dołować i ogłupiać, ale spotykać się, rozmawiać, poznawać, rozwijać, tworzyć. Wnosić w totalitarną szarość – kolor i humor. W pewnym okresie przybrało to kształt specyficznych wieczorów kabaretowych. Mówiliśmy o kabarecie metafizycznym, o koncernie metafizyczno-rozrywkowym, co należałoby rozumieć raczej jako wyraz wciąż trwającego pytania, tej wciąż otwartej kwestii, a jednocześnie chęci przygarniania, skupiania podobnie cierpiących czy zmagających się ludzi i rozpogodzania życia. Wyraźnego w tym sensie przełamania dokonał Ryszard Tymon Tymański, nazywając tworzoną przez siebie nową grupę muzyczną – Miłość.

   Pamiętam pewien wyjazd do jakiejś niewielkiej miejscowości, gdzieś daleko w Polsce, gdzie zostaliśmy zaproszeni na występ przez ośrodek kultury i jak to ciemnym jesiennym wieczorem ściągali tam z okolicznych jeszcze mniejszych miejscowości młodzi ludzie. Jak było to przejmujące i jak dotarło do mnie, że są z kolei uwięzieni w pewnym mundurze punkowym, postpunkowym, że z kolei ktoś nałożył im następny uniform. Myślałem, że przecież jakże bardzo właśnie czego innego trzeba. I gdy potem poprosili nas o autografy – ojej, jakie to było niezręczne, jakie to było nieporozumienie. Jakie to wszystko razem było smutne, jak bardzo chciałoby się jakoś im umieć pomóc. Im i sobie, oczywiście.

   Z kolei któregoś razu w Warszawie, w klubie Riviera-Remont (1988), mieliśmy duży występ/koncert z Praffdatą i Miłością i po tym koncercie pewna młoda narkomanka powiedziała, że miała zamiar się naćpać, ale ten występ to był taki odjazd, że w ogóle zapomniała wstrzyknąć działkę. Nie czuła potrzeby. No tak, ale czy to coś załatwia? Co z tego miałoby wyniknąć – dla życia?

   Grupy

   Wewnątrz lub tuż obok owego tranzytorium zawiązywały się też mniejsze całostki. Grupy. Na przykład grupa poezji ulicznej – Yo Als Jetzt w składzie: Joanna Kabala, Andrzej Awsiej i Maciej Ruciński. Albo: Grupa Poetycka Zlali mi się do środka. Także wiele grup, formacji muzycznych. Próbując je jakoś usystematyzować wyróżniłbym te, które powstawały wewnątrz, na przykład: DDA (Der Danziger Arsambl, co znaczy: Art Ansambl), te które zakładali uczestnicy Totartu, więc np. W stronę prawdy (Artur Kudłaty Kozdrowski), liczne grupy Pawła Paulusa Mazura, Avoda Zara 55 (Dariusz Brzóska Brzoskiewicz). Następnie należałoby wymienić artystów, którzy mieli swoje zespoły, a brali udział w działaniach Totartu – Ryszard Tymon Tymański (Sni sredstvom za uklanianje, Miłość), Sławomir Ozi Żamojda (Szelest Spadających Papierków).

   Gdyby rozwijać tę systematykę – w kolejności należałoby mówić o grupach muzycznych, z którymi przyjaźniliśmy się, podejmowaliśmy wspólne działania, zapraszaliśmy do udziału w przedsięwzięciach – na przykład: Dezerter, Praffdata, Hiena, Rozkrock, Wahehe Divagazione Universale, McMarian, Henryk Brodaty… i grupy, które zapraszaliśmy na organizowane koncerty: Miki Mousoleum/Kaman, Reportaż, Kormorany – Orkiestra Raj.

   Nie wymieniłem wszystkich grup z którymi współpracowaliśmy, jest to tylko próba usystematyzowania obrazu – poparta odpowiednimi przykładami.

   Polityka

   Współpracowaliśmy z Ruchem Społeczeństwa Alternatywnego, z Ruchem „Wolność i Pokój”. Przez pewien czas z włoską Partito Radicale.

Współpracowaliśmy z Pomarańczową Alternatywą.  

 

   Wpływy, odniesienia

   Tradycja sowizdrzalska, dadaizm, ekspresjonizm, neoekspresjonizm, Awangarda Krakowska, polscy futuryści, punk. Manifesty formułowane były z wykorzystaniem stylistyki pism Józefa Marii Hoene-Wrońskiego. Ale właściwie zainteresowania nasze były tak szerokie, że należałoby w tym akapicie wpisać całą kulturę cywilizacji zachodniej, a te wymienione wcześniej potraktować jako silniej zaakcentowane. Gdziekolwiek znajdowałem celną myśl, czy celne myśli uformowanie – cieszyło mnie to bardzo, cieszyłem się, gdy w tomiku wierszy znalazłem jeden dobry wers i myślę, że tak należałoby opisać nasz stosunek do tradycji i w ogóle kultury. Czyli raczej bez ideologicznych uprzedzeń czy usztywnień. Tak naprawdę, tych rzeczy naprawdę celnych jest niewiele. I trafiają się u różnych autorów. U różnych reżyserów – etc.

   Natomiast nie należy utożsamiać Totartu z postmodernizmem, nie szło tu bowiem o płynność i relatywizm, ale o dociekanie odpowiedzi.

   Kwestie dotyczące muzyki i sztuk plastycznych lepiej, aby omówiły osoby w sprawach tych kompetentne. (cdn.)

 

Zbigniew Sajnóg 

Dokumentalne zdjęcia z imprez Totartu – Arkadiusz Drewa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*