Wpleciony w naturalne przestrzenie. Irlandia 3
Ze względu na krajobraz i małą gęstość zaludnienia, w Irlandii człowiek może bardziej poczuć swoją wolność. Podczas pory zimowej, przy braku śniegu, dodając do tego jeszcze mgiełki i deszcze – nastawiamy się na dominację szarości i zły humor.
Rzeczywistość okazuje się diametralnie inna, ale wymaga to uwagi i wnikliwej obserwacji, a jednocześnie łączności człowieka ze światem, w którym właśnie się znalazł. Artysta malarz dostrzega coś więcej niż szarość. Widzi wszystkie niuanse pomiędzy ciepłymi bielami a spalonymi brązami, poprzez fiolety i czerwone ochry, a w najbardziej zacienionych miejscach – od szmaragdowych zieleni, brązów van Dycka po paryskie błękity.
Przy chwilowym wynurzeniu się zza chmur słońca – górskie jeziora przybierają w najjaśniejszych punktach nasycenia srebrzysto-świetlisty sztafaż i przechodzą tonalnie w błękit paryski. Można się tu poczuć jak w niebiańskim teatrze.
Choć mamy grudzień, to na górskim cmentarzu zieleń trawy jest tak nasycona, jak na płótnach Veronesego. Na takim kobiercu ruiny romańskiego kościoła oraz nagrobki z krzyżami celtyckimi stoją w głębi swojej mistyki. Zniszczenia, jakich na cmentarzu dokonał czas, właśnie tutaj okazują się czymś naturalnym. Upływ lat nie przeszkadza w intensywności ludzkich emocji – nekropolię odwiedzają wciąż bliscy zmarłych, przynosząc kwiaty, modląc się, wspominając… Ponieważ głównym budulcem obu kościółków i grobów jest wszechobecny granit, zdają się one w sposób naturalny wyrastać ze skalnego podłoża. Tutaj trwanie w tradycji i jej jak najwierniejsze zachowanie stają się – wśród dzisiejszego europejskiego bełkotu – głosem odrębnym, acz znaczącym. Dającym szanse nie tylko chwilowego odczucia wolności, ale bycia w pełni, pozbawionej ideologii i politycznych poprawności, tak typowych dla „wzorowych obywateli Europy”. (dok. nast.)
Mariusz Kiryła