Zrealizowana bajka o żabie u kowala

Sami swoiMotto:

Jednym z przekleństw naszego życia, jednym z przekleństw naszego budownictwa państwowego jest to, żeśmy się podzielili na kilka rodzajów Polaków, że mówimy jednym polskim językiem, a inaczej nawet słowa polskie rozumiemy, żeśmy wychowali wśród siebie Polaków różnych gatunków, Polaków z trudnością się porozumiewających, Polaków tak przyzwyczajonych do życia według obcych szablonów, według obcych narzuconych sposobów życia i metod postępowania, żeśmy prawie za swoje je uznali, że wyrzec się ich z trudnością możemy. (…) czeka nas pod tym względem wielki wysiłek, na który my wszyscy, nowoczesne pokolenie, zdobyć się musimy, jeżeli chcemy zabezpieczyć następnym pokoleniom łatwe życie, jeżeli chcemy obrócić tak daleko koło historii, aby wielka Rzeczpospolita Polska była największą potęga nie tylko wojenną, lecz także kulturalną na całym wschodzie.

Józef Piłsudski – Lublin, 11. stycznia 1920 roku

Jak się rzekło, a kobyłka u płota z żabą czeka na kucie, a nawet onuc zakładanie, może też i koronowanie Janosika na króla w Pakistanie, zatem nie włączam młynka modlitewnego politykierskiego, ale jako socjolog amator i kabareciarz zawodowiec, zwłaszcza w dziedzinie wypychania owiec i przydawania koniom skrzydeł, z czego są Pegazy, poczęte bez zmazy, zajmę się zjawiskiem społecznym, mocno skatologicznym i socjotechnicznie sterowanym, które opisuje dokładnie – choć także prekognicyjnie – Marszałek, co może nie dworski w swym słowie publicznym, no i dla wielu kontrowersyjny, to w uderzeniu znad Wieprza w bolszewika i ludzkich wieprzy sprawiedliwym osądzaniu, prawie biblijny, tak… Zatem do „adremu” przystępuję.

Wierzę, bowiem wiara twardsza jest od suchara, a może – twarda jest jak orzech, zatem zawierzywszy, zakładam, że zapewne wiemy wszyscy, co to jest Cytrynowa Koniunkcja, bowiem z koniunkcji cytryny i arbuza korzysta na korcie Pani Muguruza, nieprawdaż? Ów zacny związek jednoosobowy i samozwańczy, a mocny, jak zew pomarańczy, bowiem na rzecz asenizacji KODchodów związały się w nim wszystkie piętra mentalne, tworząc efekty kongenialne, przedstawił tezę, iż: „Wiesz jak się robi tabletki? Jeden procent substancji czynnej i 99% masy tabletkowej. Ty jesteś tą masą. Co by zrobili bez ciebie? Ilu by ich wyszło na ulicę? 164 osoby w Warszawie? 73 w Poznaniu? Sami działacze by krzyczeli, machali tymi kawałkami płócien? Za to by im ich pracodawcy nie zapłacili. Oni im płacą za werbunek. Za zwerbowanie takich jak ty”. Zatem z pozycji socjologicznej, a więc w pełni kabaretowej, stawiam takie oto zapytanie: a co z tymi 99%, bowiem i ich strukturę wewnętrzną, czyli wnutrienną, a przygotowaną oczywiście do działalności, czyli dieł, ulicznej zwłaszcza, bo jako związek wyznaniowy może i świecko-liturgicznej takoż, należy pilnie przeanalizować i podać „wynik i wykres”, nawet odręczny, choć obywatel Bolek sugerował nożny. Po drodze zapytuję po raz wtóry, bowiem wiatr porusza chmury, zatem czyje wnutriennyje dieła załatwiają uliczne KODchody, co? To ważne pytania dla każdego rzetelnego „skatologa społecznego”.

Ci, którzy myślą, znają odpowiedz na oba pytania, bo koń jaki jest, widzi każdy nie ślepy, a że woźnica jego ma Sorost Analny, także jawne, jak ciąża od 5. miesiąca dla atlety z Grudziądza. Zaś idąc dalej postawię tu tezę, że jedynie ok. 1% jest w KODchodach poczciwych, klasycznie naiwnych obywateli, którzy na zawołanie: „Obrona demokracji!” zazwyczaj płaczą, skaczą lub KODchodują z powagą godną pielgrzymki do Santiago di Compostella, co jest statystycznie dopuszczalne i nie świadczy o zatrważającym stopniu zidiocenia Narodu Nadwiślańskiego. Co innego zatrważa, a mianowicie ta mobilizacja, ta „gangsterska solidarność”, ten zew organizacyjny: “ratuj się kto może!”, a więc skład personalny tych 98% populacji KODchodów, które mają obraz widzialny i medialnie podawany widowni szerokiej, jak spodnie matrosa z Aurory, zatem pod lupą medialnej wiwisekcji widzimy: Owsiki i tęgoryjce, Pantofelki i Eugleny Czerwone, pratchawce i skrzypłocze, diplodoki i triceratopsy, takoż tenia saginata, czyli całe w swej okazałości ZOO Personalne Made in PRL, wszelkie szacowne (wiekowo, bo godnościowo – żałosne) persony, ich progenitury, pocioty, kolesie i uczniowie wzorowi, a więc gwardia SBcka, watahy WSI, krawężniki MO, aktywiści trunkowi ORMO, rękodzielnicy z WSW, matrony i mumie ożywione z PZPR, sflaczali herosowie z ZOMO, kibice i gieroje ze sławetnej SOWA & Co., wreszcie wszelkiej maści, ale jednej rasy, czyli „poprawności politycznej”, do zasadniczej masy fekalnej, włączają się aktywnie owi żałośni i narcystyczni aktorzy, reżyserzy, pisarze, operatorzy, dyplomowani szambonurkowie, emerytowani nauczyciele kaligrafii i cyrylicy, bosmani i majtkowie Czerwonej Nawy, a wszyscy posażni w ideologiczne wodogłowie, tak… Czasem przemkną (dotychczas jeszcze nie zmaterializowane) duchy Bieruta, Bristigerowej, Bermana, Ozeasza Szechtera, Wolińskiej i Romkowskiego, zawsze wiernych, jak Owczarek Moskiewski Stróżujący, a ponoć jasnowidz jeden z Koła (a może półtora?), co o posłuchanie u towarzysza Petruś woła, widział, jak duch Jeliciarza płakał w pobliżu świeckiego ołtarza KODu, wielkiego Szaletu Narodu, tak… Zatem statystyka, czyli procentowość już rozstrzygnięta z dokładnością co do 1 (słownie: jednego) procenta, dokładnie przeanalizowane, nazwane po imieniu, zapisane inkaustem na krowim wymieniu, a także na końskim kopycie, ogonie pawia (po cynadrach i czystej ciepłej) i w hipopotama odbycie, a tak bywa, kiedy w Pizie wieża krzywa…

KODchody na skwerze

Teraz kolej, zatem w drogę po złote runo nicości, tak za Mistrzem Herbertem, na dwa jeszcze wątki dzisiejszej dykteryjki socjologiczno-kabaretowej o wydźwięku dydaktycznym, bowiem gadanie do ludu po próżnicy, a sobie do kieszeni wymiernie, uprawia tylko Sorost Analny, za epidemię KODchodów odpowiedzialny. A zatem, kierując się zasadą domina, nie trzymam już swego pomysłu pod korcem, a puszczam w świat. Otóż od dawna zawiązana jest idea i teraz do głosu dochodzi, takoż jednoosobowej, ale krystalicznej i zdrowej, asenizacyjnej i krotochwilnej, organizacji pod nazwą KOD, czyli: Konfraternia Odczynianiczy Debilizmu, której patronuje leciwa niania, śniący rycerze oraz ZORRO na skuterze. Zatem ujawniona właśnie jednoosobowa konfraternia działa i działać będzie, bo nie kura na grzędzie, wedle filozoficznej tezy, zgodnie z ideą boga, a nawet Boga, czyli jak? Ano tak, iż On jest, jako ten okrąg,  którego środek nigdzie, zaś obwód wszędzie, zatem obszar jej społecznej penetracji nieskończony, koncept niezaczadzony, humor dopisuje, zawsze kolejne rozdziały, wielką sławę zdobędzie, a na deser zje żołędzie, tak… Zatem w nastroju powagi, złamanej nieco pierwiastkiem sowizdrzalstwa, dla idei higieny psychicznej, takoż dla wsparcia Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, aby jedynie nie zbierać suchego chleba dla konia, a świeży chleb na wody płynące puszczać, tak za Irwinem Shawem, zachęcam, aby kabaretowe „puszczanie mentalnego flitu na KODchodowe pluskwy”, zawsze i wszędzie uprawiać powszechnie, radośnie, jak taniec dyni na sośnie, twórczo, debilorozbiórczo, na pohybel głupocie i zaprzaństwu, dla higieny psychicznej, dla wizji Polski wolnej od skundlenia mentalnego i debilizmu moralnego, na co dzień lirycznej, bogatej i ślicznej, HOWGH!

I sprawa druga, w więc strategia żaby w obliczu kucia koni opisana dokładnie będzie. Otóż przed niejakim czasem, bardziej krótkim, ale nie jak kojtus modliszki, ale jak żywot ważki, w kosmicznej harmonii takoż ważki, odbył się nad Wisłą szczyt NATO, organizacji do odstraszania Niedźwiedzia lezącego w szkodę, jak koń w mokrą koniczynę, nawet przez godzinę, czyli Krym i Donbass, a domniemanie jest w naczalstwie pakta, że i w Przesmyk Suwalski, Naddniestrze, Letuę, i inne Kraje Inflanckie, tudzież Arktykę, Mozambik, Madagaskar i inne Księżyce Saturna. Więc kiedy NATO szczytował, ponoć udanie, jak Kleopatra na tapczanie, to KODchodom było mało, bo raptem, to nie TK i konflikt wokół niego pępkiem świata, ale przylot Donaldowskiego Szamana i licznych Pretorian do administracji hufców zbrojnych słusznie, więc narcystyczne bulbisie chciały „na to” odpowiedzi zuchwałej i okazałej, a jeno wystawili „nogę żaby do podkucia” przez kowala z Podhala, co jednym haustem bełta obala, aby duch był w Narodzie, a smród w KODchodzie. Kalkulowali, że są mistrzami umniejszania, kaczyzowania i faszyzowania, więc dostąpili zmarginalizowania, a ich wielbłąd absurdu nie przeszedł przez ucho NATOwskiej koniunktury, bowiem się pomylił, jak Hans i Willi otwór zmylił, bardzo się starali (a ty teraz nie chcesz mnie, za Czerwonymi Gitarami), jak baca z owcą na hali, lecz jeno szambem niesławy swe miedziane czoła oblali, jak psowie szczekali, kiedy karawana NATO na Narodowy wali, tak…

I stało się, że w obliczu świata, na świeckie poświęcenie Skweru Pastora Kinga, który Afroamerykaninem był, ale o tym nie wiedział, a jednak dumę reprezentował i głowy w torcie nie chował, po ceremonialnym zaproszeniu Prezydenta USA, Ambasadora tegoż kraju, Pani Albright, HGW, a ponoć także Gorbiego, Cioccioliny, Madonny, Grodzkiej, Irminy Santos, Myszki Miki i wiejskiej orkiestry wydętej – „Cipki piękne jak Nowolipki”, odbyło się owo sławetne „kucie żaby w obliczu podkucia konia”. Zaproszeni goście w tym czasie planowo odwiedzili Park Jurajski, zaś przybyli „poprawni politycznie” i bękarty PRL w liczbie 300 statystów komedii, zawsze gotowi, aby kaczyzmu się lękać, przed PONOWOCZESNYM ołtarzem klękać i krzykiem orszak kłamstwa do boju wzywać, w stawie bredni pływać, tudzież rozrzewniać się na widok swych „umiłowanych ojców defekacji ulicznej”, owych uczonych w piśmie klinowym i pajaców, co śmieją się przez łzy, czyli takich istot antropoidalnych jak: naczelny rabin medialny, towarzysz Patykowski, obywatel Józwiak, vice HGW, a także koń, który mówi i żaba, na umyśle słaba. Nie wpuszczony zaś został na teren sławetnej ceremonii kowalskiej Sznaucer Olbrzymi, gdyż jako osobnik czarny uwłaczał tym prowokacyjnym wyglądem dobremu imieniu kultury afroamerykańskiej, znanej w świecie i w ruskim balecie. Tak więc, wedle znaków na niebie z tektury i ziemi okrzemkowej, KODchody spłynęły do rynsztoka historii, bowiem głupota owego spektaklu, wedle wróżki Wangi i niewidomego wieszcza z Olkusza, osiągnęła zenit i kalibrem przewyższyła miłosierdzie boże i amory na traktorze. Zaś żaba, którą kuli sobie ku chwale, zatopionej w pośmiewiska urynale, okazała się kumakiem i skumała, że po sprawie, tedy skoczyła do NEW ORLEANS, NAJLEPSZEGO KLUBU DLA PRAWDZIWYCH DŻENTELMENÓW, wedle działaczy HFPC, siedzących wspólnie, jak ptaszki w gniazdku, przy Zgody 11, gdzie po obejrzeniu striptizu tatuowanej feministki, ocalałej podczas czystki, doznała ukojenia sercowego w ramionach Sorosta Analnego. Te sceny, rodem z Dolnej Bawarii, pokazały, że jest ptasi rdest, duch w Narodzie, zaś szpetny duszek w Szczeciny i Jeliciarza w KODchodzie…

Na zakończenie, dalej w atmosferze rasowego kabaretu, czyli jedynie słusznej mierze i wadze do spraw „pomieszania pod pokrywką języka naszego rozumów pojedynczych obywateli nadwiślańskich”, uczynienia w Kraju nad Wisłą społecznego szynku i kloaki dla draki, przed czym przestrzegał onegdaj Marszałek, a słuchały jeno gruszki na wierzbie i konie, ciągnące czołgi na błonie, przedstawiam apel obywatelski, choć sowizdrzalsko opakowany, to poważny, jak twarz puchacza, a mianowicie: „Jeśli kąsamy się jak psy w klatce, jak barany trykamy się z palca wyssanymi koncepcjami, jak ekshibicjoniści wystawiamy się na wstyd publiczny, jeśli roimy się ulicznie, jak wszy we włosach, to jesteśmy, jak owsiki w odbycie, nie orłowie na niebiosach!”. A wniosek jaki? Taki – bądźmy jako Złote Ptaki, nie sterowane, rynsztokowe Polaki, ot co! Jeśli ktoś ma inne zdanie, niech w kolejce stanie do kiosku po sapiencję lub zwiedzi na kolanach Valencję. Może także posłuchać, co piszczy w trawie, lub rady prosto spod lady: „Bij, kto w Boga wierzy, ale w tarabany, najpierw zaś spytawszy mamy”. Zrozumiane?

AntoniK

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*