Ukraińcy potrzebni… na Ukrainie!

Łódź – miasto jakich wiele – stała się Mekką dla przybyszów zza wschodniej granicy. Przybyli nagle. Jeszcze dwa lata temu przyjeżdżali jednostkowo. Więcej się o nich mówiło, aż tu nagle ukraińscy pośrednicy oraz ich polscy odpowiednicy, organizujący pracę oraz wizy, zalali miasto potrzebną biznesowi siłą roboczą. Tereny, na których umieszczono zmorę miasta – strefy ekonomiczne (lub strefy wyzysku) – zalane są młodymi i silnymi Ukraińcami. Koniec roku 2017 pokazuje, że legalnie do naszego kraju przybyło ponad milion obywateli Ukrainy. Z nieoficjalnych danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wynika, iż jest ich w RP już siedem milionów… Są oni konkurencją na etatach, gdzie nie wymagane są szersze kwalifikacje lub kompetencje, a które do tej pory wykonywali Polacy. Takie miejsca niestety stały się miejscami wyzysku za najniższą krajową, bez możliwości negocjacji stawek. Pracy po 12 godzin (o którą biją się przybysze za chlebem), mogąc dobić do magicznej kwoty 2000 zł na rękę, co na Ukrainie – gdzie zarabia się w przeliczeniu 400 zł – jest kwotą magiczną!

Pracodawcy, którzy decydują się na takich pracowników, nie robią tego wcale z prozaicznego względu, czyli braku rąk do pracy. Wszak bezrobocie – w różnych regionach kraju – oscyluje ciągle na poziomie kilku do kilkunastu procent. Korporacje o kapitale zagranicznym lub polscy pracodawcy (ci mają mniejszy kapitał) liczą na zmniejszenie kosztów. Ci nasi drobni kombinatorzy, co to uwłaszczyli się w jedną noc po 4. czerwca 1989 roku, widzą tylko swój czubek nosa. Nie interesuje ich, czy polski pracownik zarabia godnie czy będzie miał emeryturę – chodzi o szybki doraźny i znaczący zysk!

Co ciekawe – polskie przepisy, bardzo liberalne przy okradaniu polskich obywateli, będących częścią rynku pracy, wydatnie w tym pomagają. Jakie państwo Unii otworzyło swój rynek pracy na osoby spoza UE? Żaden normalny europejski kraj, który kreuje rynek pracy, nie rzuca na żywioł milionów osób, godzących się na wszystko. To psuje rynek pracy i nikomu nie służy. Nie, na pewno służy klasie posiadaczy, pomnażających majątki bez inwestowania w przyszłość tego kraju. Przy naszym ujemnym przyroście naturalnym, Ukraińcy płacący składki ZUS, są jedyną nadzieją, że w przyszłości będziemy mieli jakiekolwiek emerytury. Bez nich ten system prędzej czy później się załamie. Takie zdanie powiela wielu Polaków. Ci, co tak twierdzą zapominają, że miliony naszych rodaków wyemigrowały z biedy i beznadziei, która wygnała ich z RP.

Ukraińcy już po miesiącu pracy mogą dostać 1000 zł emerytury, jeśli są w wieku emerytalnym. To tak ma wyglądać pomoc sąsiadom, żeby polscy seniorzy z emeryturą 1200 zł odejmowali sobie od ust, karmiąc roszczeniowców ze wschodu? 500+, Mieszkanie Plus, wszelkie dodatki i zapomogi są oczywiście dostępne dla Ukraińców. Politycy lekką ręką fundują wszelkie dobra obcym, nie pytając się Polaków o zdanie! Wiadomo – oni nie emigrują!

Nie wyjechali lekarze, urzędnicy, mundurowi i pracownicy budżetowi, bo ci utrzymują się jak pijawki ze wspólnej kasy i biedy nigdy nie zaznali. Rząd „dobrej zmiany” miast rozliczać patologię poprzednich ekip, w tym stworzenie w Polsce montowni i pracy tylko na wózku paletowym, ustami premiera Mateusza Morawieckiego o konkurencyjności pcha nas dalej w te mroki wyzysku. Jedynym wyjściem jest ściągnięcie Polaków w miejsce Ukraińców. Polaków z całego świata, przede wszystkim ze Wschodu. Tak się jednak nie stanie, bo to wymaga przemodelowania systemu na modłę zachodnią, gdzie firmę zakłada się w kilkanaście minut a jej prowadzenie jest proste nawet dla laika. Polska ma być biurokratyczna i partyjna – wygodna do życia tylko dla wybranych. O resztę nikt się nie upomni. Ot, taka nowoczesna pańszczyzna czy współczesne niewolnictwo na naszej ojczystej ziemi – jako droga i marzenie kolejnych pokoleń. (Cdn.)

Roman Boryczko,

styczeń 2018

One thought on “Ukraińcy potrzebni… na Ukrainie!

  • 02/02/18 o 03:46
    Permalink

    Wielokrotnie myślałem o tym, podchodziłem do tego, by założyć wydawnictwo. Gdy pewnego razu obejrzałem dokumentalny film, gdzie, min. pani opowiadała jak wyjechała z dzieckiem do Anglii i tam założyła firmę – pracownię krawiecką, w której z różnych starych ubrań kreuje nowe – opowiadała o swoich zdziwieniach, że na początek miała sobie notować rachunki w szkolnym zeszycie, a jak już coś się zacznie kręcić, to wtedy ma się zgłosić i coś będzie mowa – o jakichś płatnościach, to przyznam, że nie wiedziałem czy płakać, czy co? Wiadomo, że nasz kraj to kolaps kulturowy – a jeszcze książki obłożone są podatkiem. Właściwie to ręce opadają, nie chce mi się pisać. W Gdańsku wychodzi jedna gazeta, działa jeden komercyjny portal w Trójmieście. Nie da się ruszyć, nowy typ blokady – nie cenzuralnej, a polityczno-finansowej. Przepraszam, nie wiem po co ja to piszę. Zdaje się – próżny trud klawiaturę strzępić. Tedy sorry.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*