Do boju Polsko, zakasz rękawy do jeszcze cięższej pracy!

Entuzjaści, patrzący na świat poprzez pryzmat „dobrej zmiany”, pewnie odetchnęli z ulgą. Ich wizja kraju – o konserwatywnych fundamentach, zaściankowych fobiach i strachach, kraju szukających i mnożących sobie wrogów – wygrała. Czy jesteśmy dzięki temu bezpieczniejsi, czy nasze portfele na tym zyskały? Czy koncerny globalne, dla których rządy solidarnościowe zlikwidowały polską gospodarkę, dały nam trochę odetchnąć – płacąc wyższe stawki za naszą pracę? A może zwiększają zatrudnienie na ludzkich zasadach?

Nic z tych rzeczy! To co było zagwarantowane zagranicznemu kapitałowi, wespół z tubylczymi partyjniakami oraz wszelkiej maści zaprzańcami i gnidami, rozkładającemu na łopatki polską klasę pracującą – dotrzymane jest co do słowa! Zamiast zmuszać kapitalistów do urealnienia stawek (dużo wyższe płace) do kosztów życia, jakie ponosimy, nasi włodarze – by zapewnić ręce do pracy dla globalnego kapitału i ściągalność podatków – na rynek pracy zaprosili miliony Ukraińców, ową zwyżkę hamując. Nie ma możliwości, by w jednym ognisku udało się upiec dwie pieczenie. Ukraińcy wygrywają, bo mają pracę. Polskiemu niewolnikowi zostaje radość, że miejsc pracy przybywa (PiS zniechęca przedsiębiorców do inwestycji, dzięki czemu – paradoksalnie – rośnie zatrudnienie).To nie są wcale jedyne zmiany na rynku pracy. Rząd premier Szydło wprowadził zapowiedzianą w kampanii wyborczej stawkę godzinową od umów cywilnoprawnych. Zacznie ona obowiązywać od przyszłego roku  i będzie wynosić 13 złotych, co i tak – widząc tę kwotę – niczego nie załatwia. Słychać tylko szczekanie zębów i wielki lament krwiopijców, którzy będą się musieli podzielić zyskami. Stawka godzinowa, a docelowo likwidacja niestandardowych umów o pracę, to dobry kierunek, by wszyscy pracownicy w Polsce byli objęci takimi samymi warunkami, bez względu na rodzaj umowy. Problemem jednak może być to, iż „szara strefa” będzie się powiększać jak nowotwór złośliwy, formując coraz co nowe zastępy pracujących żebraków! Entuzjazm „prawicy”, nakierowany na globalizację usług i regulacji Prawa Pracy też budzi zdumienie.

Mateusz Morawiecki entuzjastycznie poparł umowy TTIP i CETA, ignorując zagrożenia, jakie utrwalenie instytucji arbitrażu niesie dla suwerenności Polski. Na osłodę, by bieda mogła w końcu wyjechać nad morze, czy zrobić zakupy w dyskoncie bez zadłużania się w „chwilówkach”, rząd PiS-u wprowadził zapomogę na dzieci, a w rzeczywistości państwo przejęło na siebie dotowanie rodzin, balansujących na granicy ubóstwa. 500 złotych na każde drugie i kolejne dziecko, a w przypadku rodzin z dochodem poniżej 800 złotych na osobę, także na pierwsze – to najbardziej kosztowna zrealizowana obietnica partii rządzącej. Jej roczny koszt to ponad 21 miliardów złotych. Z programu skorzystało  3 mln 780 tys. dzieci.

Pozytywnie ocenić należy  decyzję rządu o objęciu od 2017 roku wszystkich Polaków i Polek powszechnym ubezpieczeniem zdrowotnym. To rzeczywiście dobra zmiana.

Prawo i Sprawiedliwość zmienia Polskę, ale mając za sobą Sejm, Senat, Prezydenta RP i (głównie społecznościowe) media – politycy tej partii mogli by być bardziej radykalni a nie wdawać się w pyskówki obyczajowe, które jedzenia polskim rodzinom nie przynoszą. W trakcie kampanii wyborczej PiS przedstawiał się jako partia dobrej, prospołecznej zmiany. Po objęciu władzy partia Kaczyńskiego szybko wróciła na ostry „prawicowy” kurs. Już w kwietniu PiS poparł antykobiecy projekt całkowitego zakazu przerywania ciąży, zgłoszony przez Ordo Iuris. Dopiero masowa mobilizacja kobiet w całej Polsce wymusiła na władzy odrzucenie tego barbarzyńskiego prawa. Następnie PiS przeforsował kuriozalną ustawę „Za życiem”, która ma skłonić kobiety do rodzenia dzieci z ciężkimi wadami rozwojowymi. Przypomniano w nim szereg już istniejących zobowiązań państwa, a na dokładkę zaoferowano kobietom żałosną jałmużnę w postaci jednorazowej wypłaty 4000 zł. Rok 2016 to również rok anty-uchodźczej pogardy. PiS-owi zabrakło nawet przyzwoitości do poparcia ustawy, która rozszerzała listę grup zagrożonych przestępstwami z nienawiści. Polska, zamiast próbować odbudowywać swój potencjał, będzie się zbroić i szykować do wojny dzięki nakładom na obronę terytorialną. Do tej zaś oprócz grup rekonstrukcyjnych, towarzystw strzeleckich i członków organizacji nacjonalistycznych – nikt się nie garnie. Antoni Macierewicz rozdaje nie nowe miejsca pracy, a karabiny. (Negocjacje umowy offsetowej rozpoczęły się 30. września 2015 r. po rozstrzygnięciu przez MON przetargu na dostawę śmigłowców wielozadaniowych dla polskiej armii. Koszt 50 śmigłowców miał wynieść 13,5 miliarda złotych. Polska zakończyła negocjacje z francuską firmą Airbus Helicopters w sprawie kupna wielozadaniowych śmigłowców Caracal). Również w Łodzi min. Macierewicz popisał się niebywałą ignorancją co do zwiększenia możliwości gospodarczych tego upadłego miasta. Agencja Mienia Wojskowego na ostatniej prostej odwołała sprzedaż atrakcyjnej działki, gdzie miał powstać projektowany przez polsko-chińską spółkę terminal przeładunkowy. Polska miała być ważnym elementem nowej chińskiej strategii, ponieważ projektowana trasa przechodziłaby przez nasze terytorium – od wschodu, aż do granicy z Niemcami. Na 33-hektarowej działce przy ulicy ul. Pryncypalnej Chińczycy mieli zbudować terminal przeładunkowy. To tu trafiające z Chin towary miały być magazynowane, konfekcjonowane i wysyłane dalej na zachód. Nieoficjalnie wiadomo, że do chińskiego przedsięwzięcia negatywnie nastawiony jest minister Antoni Macierewicz. Zdaniem szefa MON – przebiegający przez Polskę szlak byłby dla naszego kraju nie szansą, a… ogromnym zagrożeniem. W wywiadzie dla jednej z polonijnych telewizji w Kanadzie stwierdził, że „koncepcja Jedwabnego Szlaku, ekspansji Chin, jest częścią (…) porozumienia Europy Zachodniej z Rosją i z Chinami i wyeliminowania z obszaru euroazjatyckiego wpływów Stanów Zjednoczonych oraz zlikwidowania jako niepodległego podmiotu – Polski”.  Dla Macierewicza nie jest ważny rozwój gospodarczy a ważniejsze są interesy, jakie w ramach TTIP i CETA w tej części świata będą prowadzili Amerykanie – bez jakiegokolwiek zysku dla Polski.

Kilka lat temu, gdy za sterami stała liberalna część POPiS-u, czyli Platforma Obywatelska, środowisko Jarosława Kaczyńskiego nt. ówczesnej sytuacji kraju miało bardzo radykalne poglądy. Wtedy – jako opozycja – PiSowcy aż się rwali do tego, by coś zmienić. Teraz są u steru i nie widać lawiny, które zmiata wszelkiej maści oszustów, pseudobiznesmenów, naciągaczy – a wielu z nich wsadza na długie lata za kraty! Nie widać nie tylko lawiny: nie spadł nawet jeden kamyczek – wszystko płynie po staremu, ramię w ramię z wyzyskiwaczami, żyjącymi jak pączki w maśle pod ochroną kolejnych partyjnych klik. Realia RP to stagnacja i marazm!

Zaciekli wrogowie Donalda Tuska śmiało wygłaszali hasła w stylu „Polacy mają być tak biedni, by chcieli sami dobrowolnie jechać na roboty do Niemiec, bez łapanek, które onegdaj organizował gubernator GG – Hans Frank”. Byli biedni i jak widać są, więc coś w tym jest!

PiS wtedy grzmiało, że polski pracownik w obrębie Unii Europejskiej jest tak biedny, iż nie może być gorzej. Daleko nam wszak nawet do tak upadłych krajów jak Włochy czy Grecja. Reasumując: zarabiamy 3 – 4 razy mniej a pracujemy tyle, co światowi rekordziści – Koreańczycy z Południa. Statystycznemu Kowalskiemu koszty życia w Polsce (żywność, opłaty) pochłaniają całe wynagrodzenie. Jednocześnie firmy o kapitale zagranicznym z roku na rok publikują swoje dane i dziś mają odłożone na swoich kontach bankowych 200 mld zł. Polska nie wdraża własnej myśli technicznej,  dając zielone światło dla centrów logistycznych, produkcji drewnianych palet czy sprzętu AGD z gotowych podzespołów. Tania siła robocza ma mieć tylko takie aspiracje. PKB Polski i niski wzrost gospodarczy oscylują średnio w granicach rzędu 2 proc. Dzięki temu i pozorowanym działaniom rządu kraje Unii dogonimy za… 65 lat. Przy średnich zarobkach w strefie euro, sięgających 1,5 -2 tys. euro – w Polsce realnie jest to 1,7 tys. złotych netto. Są to pensje strasznie niedowartościowane i to właśnie dla zagranicznych koncernów jest wielkim atutem. Kraje UE i ich udział płac w PKB wynosi średnio 45%, jesteśmy daleko za Czechami – 43% a nawet za Rumunią i Bułgarią – 37%. W Polsce jest to 35% do PKB i maleje, dzięki czemu jesteśmy na końcu stawki. Lewiatan i reszta szatańskiej bandy banksterów i tak będą jak mantrę powtarzali, iż to dla naszego dobra i że służy to naszej gospodarce. Jednocześnie wielu z pracodawców nie ma nawet ochoty wypłacać wynagrodzeń, gdzie na rok 2015 było to 200 mln długu wobec pracowników, podczas gdy Państwowa Inspekcja Pracy i sądy rozkładają ręce…

Byliśmy, jesteśmy i będziemy dzięki temu tanią siłą roboczą we własnym kraju. Tanią, bo za takie stawki kolorowi emigranci z Afryki leżą wygodnie u pani Merkel w łózkach – na benefitach i zasiłkach i ani myślą podejmować zatrudnienia. Tanią, bo nie umiemy się oddolnie zorganizować – chowając głowy w piasek i czekając na przyjście Mesjasza, który naprawy i tej kwestii się podejmie… Otóż nikt niczego nie zrobi za nas, a już na pewno nie uczynią tego krwiopijcy i globalny kapitał. Jeśli uwierzyliśmy w propagandę, sączącą się do naszych uszu, że „polskość to nienormalność” – to nawet nie ma sensu wstawać od telewizora! Skoro nam to zakomunikowali to tak jest! Jest i będzie! Ot, delikatna przestroga dla apatycznego, szowinistycznego i fałszywie religijnego Polactwa.

Roman Boryczko,

styczeń 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*