Kto i w jaki sposób zbudował „Psubrację nad Wisłą”?

wierniRozsadne i madre wypowiedzi Pani Moniki Jaruzelskiej.

 

Co takiego w tym dzisiejszym systemie jest? Sklepy pełne towarów a nie ma za co kupić. Za śp. komuny jak kupiłem buty to chodziłem w nich 5 lat. Dzisiaj po miesiącu pękają podeszwy. Pralka ,,Frania” – do dzisiaj działa a kupiony Wer… pada po dwóch latach. Może i jest to kolorowo ale na pewno nie sprawiedliwie. Komuniści kradli i dali kraść a dzisiaj: rząd kradnie, włodarze miast i gmin kradną, policja skorumpowana a bidaka jak z łapią w sklepie na kradzieży to dali by najlepiej 3 lata.

 

Wypowiedzi czytelników wywiadu z Moniką Jaruzelską, portal WP, pisownia oryginalna

 

Tak, czara goryczy, a może nie goryczy, może fekalnego obrzydzenia, potwornego absmaku, poczucia obrócenia naszego losu, losu człowieka, losu obywatela, depozytariusza wartości i troski o dobro wspólne, w niwecz!!! Bowiem bez szemrania, bez larum, bez powszechnego oburzenia, zamieniono, spreparowano, zwłaszcza w „słusznych” żarnach „Gajzety Wybiórczej” przemielono ziarna sensu na otręby radosnego zidiocenia, zmieniono w moralne odchody, w KODchody, w sabaty czarnych, jałowych macic wrzeszczących, że mają prawo zabijać skiepszczone lub niepożądane płody, zaś Trybunału K (ku…ew politycznych, komuszych wydalin), skansen synekur, ustanowiony przez Jaruzela w AD 1985, aby zalegalizować stan wojenny, a teraz urządza sobie sabat jubileuszowy za szwabskie pieniądze, pod egidą „malwersanta na stolcu prezydenta”, o ironio – Miasta Solidarności, że tak zbiorę z wierzchu kożuch, powstały na szambie moralnym, wypełniającym po brzegi „dół kloaczny nad Wisłą”. No więc ta czara, goryczy czy fekalii, do wyboru, już  się przebrała, no więc stwierdzić należy, bez cienia zacietrzewienia, czy przesady, bez „przegięcia”, jak to młódź dziś nazywa, ale adekwatnie do zalecenia ojca materializmu historycznego – „każdemu wedle zasług”, stwierdzić stanowczo, że oto: NIE ŻYJEMY W POLSCE,  A W PSUBRACJI!!!

Żyjemy w kraju, gdzie przy okrągłym meblu zdrady nie było porozumienia Polaków w interesie Polski, a porozumienie starej mafii z nową, amatorską mafią polityczną„ co nazwano „transformacją ustrojową”, a de facto przewartościowane zostały wszystkie wartości, czerwone zamieniono na różowe, wedle świeckiej tradycji gender, bandytów nazwano reformatorami, zdrajców i niszczycieli potencjału gospodarczego „ojcami transformacji”, czy „wybitnymi ekonomistami”, zaś „zaszczytne”, nietykalne bycie bandytą – SBkiem czy wajennym rzawiedczykiem, aparatczykiem, czy inną kreaturą – konstruktywnym opozycjonistą, malwersantem, oszustem, to „teraz, wicie – rozumicie, po kraja  odnowie, że ciele tak powie”, to teraz w Psubracji brzmi dumnie, a bycie uczciwym i szlachetnym, wiernym wartościom, solidarnym i bezinteresownym, aktywnym obywatelem, myślącym krytycznie, to frajerstwo i anachronizm, że tak powiem językiem „wyższej kultury”, bez nienawiści, poprawnie zresztą – Ciemnogród, prawda? Tam, gdzie Polski nie ma, jak Psubracja długa i szeroka – to Ewangelia Kłamstwa, co rodzi praffdę!

 I niech nikt nie odwraca głowy od tablicy z tematem tej lekcji: Wszyscy jesteśmy winni naszego spsubracenia, ojczystego upodlenia, moralnego skundlenia, dopustu na zło za cenę „śniętego spokoju” i „sitkomowskiego odłogu”  przed ekranem, zaś wszyscy Sprawiedliwi w Sodomie, tylko potwierdzają, swym votum separatum  powszechność ludzkiego zbydlęcenia nad Wisłą! Zgoda na ten stan rzeczy była naszą Narodową Zbrodnią, bez przelewu krwi, bez premedytacji, ale zbrodnią ślepoty, zaniechania, a-bo-to-moizmu i nieodpowiedzialności za dobro wspólne – Ojczyznę, bo Ojczyzna, to nie polityczny folwark, nie własność państwowa, ale nasze dzieło, pospólny akt świadomego i rozumnego budowania, moralne, intelektualne i wolicjonalne budowanie POLSKIEGO DOMU, wykonane wspólnie przy pomocy „narzędzia państwa”. A jeśli kto myśli, że jest inaczej, niech wsłucha się w „polityczne mądrości”, wygłaszane podczas sabatów malwersantów i hipokrytów na urzędach w „Sowie i Co.”. A jeśli tego nie starczy,  jeszcze ciemno, jeszcze „od nowa Polska ludowa, nasza i kolorowa”, to znaczy, że głupota ludzka większa jest, niż boskie miłosierdzie, tak!

jaruzel

Może to za mocno, może nie estetycznie, bez poczucie dobrych manier, bez pojęcia i zgody Małego Księcia, bez należytego wychowania, kindersztuby, które tak kiedyś ma Babcia Aniela sformułowała: „Pewną damę chciał pożreć rekin, ale jej narzeczony rzucił się z nożem i uśmiercił rekina, na co owa dama zerwała z nim narzeczeństwo, bowiem wykazał się brakiem kultury, bo jak dobrze wychowani wiemy, ryby na traktujemy nożem, a feee!”. A  może nie trzeba głośno mówić, bo „nie sra się we własne gniazdo”, co?!  Jednak znając  „PROPORCJUM MOCIUM PANIE”, SAM SOBIE SANKCJĘ NADAJĄC, RAZ JESZCZE  POWTARZAM: Tak, śpiące lemingi, gadające pokemony, żałośni mędrkowie, pieski kanapowe intelektualnych rozterek, cyniczni zaciemniacze miar wszelkich, radośnie grillujący, dyspozycyjnie pracujący, bezczelnie  uwielbiający Jaruzela, psa moskiewskiego i ci naiwnie wsłuchujący się w bełkot intelektualny jego córki, Monisi, której poziom moralny być może trafnie nazwał ongiś, choć pomylił adresata, tow. Wiesław  – „człowiek o moralności alfonsa”, tak, no więc wy wszyscy, a nie zawodowi, wyrafinowani łotrzy, psubraci i malwersanci substancji narodowej, politycy maści wszelkich, bo „jaki koń jest, każdy widzi”, nie tylko ks. Chmielowski, więc to WY ZAMIENILIŚCIE POLSKĘ W PSUBRACJĘ, wy daliście przyzwolenie na zło, wy spaliście, kiedy puzony grały, gwiazdy piruetowały na lodzie, a łotrów nazywano bohaterami, spaliście jak susły, a wy ludzie przecie, TAK!!!

Tak, matołkowie, intelektualni karzełkowie, z dyplomami, z wodogłowiem poprawnościowym, z hemoroidami, z wzdęciami, z przeszłością i chwałą dziadka z UB, poszukiwacze normalność w tabloidach i zdrowia w restauracjach MC Duplad’s i szopkach dla niepełnosprawnych intelektualnie „Voice of Poland”, bo uświadomcie sobie teraz, że tego Poland, POLSKI NIE MA, jest KONDOMINIUM NAD WISŁĄ, jest owa PSUBRACJA!!! A kto temu winien? WY, tak WY, po trzykroć WY! Tak, jak śpiące snem spokojnym, bo odcedzonym z moralności, zastępy Europejczyków, jeszcze nie wiedzących, że „jedynie słusznie jest wierzyć w gender, multikulti i poprawność polityczną”, ale w spokój, zaściankowy patriotyzm i mądrość „nie umierania za Gdańsk”, a wierzących po Monachium AD 1938, że Adi Hitler, to „równy demokrata”, chorąży pokoju, ojciec narodu i matka ekonomii, no może i ciotka eugeniki, ale co tam, gdzie drwa rąbią na „nowoczesny ołtarz”, tam wióry lecą starych przesądów, prawda? Cdn.

                                                       AntoniK

 

Jako ilustrację metaforyczną, załączam coś ilustracyjnie, pro memoriam i pro publico bono, to co zapisałem, kiedy na jawie nie spałem, a wołałem na puszczy, w otoczeniu śpiącej tłuszczy, tak…

 

 

Ziemia piramid

 

                                          Po tej ziemi

                                         Chodzą cztery pory roku

I wieją mroczne wiatry historii

Na tej ziemi

Biją odwieczne źródła

Płonnej nadziei

I stoją cztery ramiona

Katechizmowej męki

Nad tą ziemią

Unosi się słowo przekleństwa

Osiadając szarością

W ludzkich źrenicach

Napełniając jelita

Ciemną żądzą

Odbierając jasność widzenia

Niezliczonym budowniczym

Piramid absurdu

Kryjąc bezbarwne lica

Topornych Echnatonów

Plugawym cynobrem

Przesypując w klepsydrach

Czas jałowy

Co się wypełni

Na klepisku

Zachłannego prostactwa

I wrzaskliwej chełpliwości

Aby zmienić dekorację

W ogrodzie antropologicznym.

 

Gdańsk 24 06 1987 roku            AntoniK

 

       Pobudka

 

        Po snach o wolności czas czynu nadchodzi

Zbudźcie się Polacy, ojczyzna się rodzi

         Zbudźcie się przegrani, skwaszeni, mściciele

Poród będzie ciężki, czasu jest niewiele

 

Poród będzie ciężki, a wyprawka marna

Czasu jest niewiele i gwarancja żadna

Zima w naszych sercach, lichy grunt dla cudów

Twarzy nie rozjaśnia pochód “Wiosny Ludów”

 

Wiosny przychodziły, wschodni mróz je warzył

Cud oczekiwany jeszcze się nie zdarzył

Więc mądrość powszechna, czy też kiszek granie

Rozstrzygnie, czy lato, czy zima nastanie

 

Choć piekło upadłe, wszak nie widać raju

Upiory systemu wciąż krążą po kraju

Zamiast wiosnę przespać naprzeciw jej wyjdźmy

Marzannę absurdu topiąc w nurtach Wisły

 

Czasu jest niewiele, choć Sowiet bez siły

Na naszą rozlazłość czeka Zachód “zgniły”

Chce nas głupich, biernych, nowych niewolników

Zbudźcie się Polacy, ręce precz z nocników!

 

San Antonio, 11 12 1989 roku                                AntoniK

 

 

          Czy to nowa odsłona?

 

I oto jestem w domu, Domu Ojczystym

Nie byłem tu ponad dwa lata, dwa wieki

Za oceanem, w plastikowej zagrodzie Donalda

Miano mnie uzdrowić, dano zieloną kartę

Zabrakło guldenów na akt miłosierny, sorry Vinetou

Pozostałem Cyklopem, ale odzyskałem rozum…

Przespałem dwa lata w kolorowym prosektorium

Śniłem o jasnych ulicach, zielonych drzewach

Czeszących chmury, kwiecistych sukienkach kobiet

Zdecydowałem – wolność jest w sercu, wracam!

Spotkałem mięso na gazetach, czarne drzewa

Smutek w oczach, kobiety w tureckich portkach…

Siedzę ze Zbychem w klatce Malucha

Widzę martwą, mrówczo ruchliwą Stolicę

Ludzie jak strachy na wróble, białe przebiśniegi

Choć luty, kierują twarzyczki ku słońcu…

A teraz siedzę przed magicznym zwierciadłem TV

Parę dni temu spuszczono w klozecie historii

Kurwę na czerwonych obcasach, ramotę PZPR

Ile razy nasze oczy będą lubieżnie masturbowane

Tym tryumfalnym widokiem, rytuałem pogrzebu

No ile, choćby codziennie, to i tak śmierdzi fałszem

Gdzieś jest pies pogrzebany, ukryty w szafie trup

Gdzieś, w ukryciu zabito naszą nadzieję, uduszono

Godność i niezłomność naszych Chłopców Solidarnych

Tak, w Magdalence zmieniono bohaterów w kukiełki

Dokonano tej prawdziwej, haniebnej transformacji

Aparatczyków i SBków w dyrektorów i prezesów

Zaś sprzedajnych Solidaruchów w stołki polityczne

Czuję ten smród nosem, to pismo fałszywe, ten wyrok

Skazanie na PRLbis, na złożenie nadziei do trumny…

Przychodzi Zieluś, wręcza mi “Tysola”, zwraca uwagę

Na ostatniej stronie, mały tekst, wielkie obnażenie kulis

Amerykański akademik, zamknięty w gettcie campusa

Słyszany przez garstkę, rozumiany przez wybranych

Pisze apel poległych, prognozuje czarną przyszłość Polski…

Wielką wyprzedaż w postkomunistycznym bantustanie

Fabryk, ziemi, banków, zniszczenie kultury i oświaty

Zanik wiary i solidarności społecznej, mit konsumpcji

Rynek importu wielkiej rzeki gadżetów i uwiąd exportu

Rzesze emigrantów za chlebem, zanik związków zawodowych

Nasi fachowcy i naukowcy buduję potęgę Zachodu

Nasi pracownicy pobierają pensje niewolnicze, zgroza…

Siadam z wrażenia, zasłona opada z oczu, widzę ciemność

Tak, to nie nowa odsłona, to kpina i opium dla maluczkich

Jesteśmy zdradzeni i wykpieni, jesteśmy plemnikami w dupie

Historii, w Anus Mundi, umiera Ojczyzna, rodzi się atrapa

Na zapleczu cyrku poprawni skauci robię laskę SBkom

Kolorowy Gejland, posępny spacernik dla technoZeków…

Grają trąby archanielskie, krzyczy wielka trwoga metafizyczna

My, dziewczyny-maliny, chłopcy jacy-tacy, słyszymy dicopolo…

                                                     *

Warszawa-Ursynów 3.02.1990 roku,     Antoni K

 

   Głos na Olka

 

Na górze sprytnie rozdane role

Cwaniakom władza, durniom symbole

A naród tylko jest wybrany

Do nieświadomej psychodramy

Naród nie wie, że wybiera

Tylko wódki, ser, fryzjera

 

Naród czeka na cud boski

Choć pornosów pełne kioski

Naród pragnie żyć w głupocie

Wódkę chlać i żreć łakocie

Wierzyć w kłamstwo, jak w zbawienie

Sprzedać godność za uśpienie

 

Dzisiaj matoł i głupolka

Głos swój oddać chce na Olka

Każdy kretyn z kieleckiego

Chce wyboru Kwaśniewskiego

Smród się rodzi, rozum kona

Dla idiotów mać czerwona

 

Drodzy smętni bełkotnicy

Mędrcy z “Unii” i z prawicy

Wasze wojny nad głowami

Nie zamienią się w salami

Z waszych sporów w piaskownicy

Drwią czerwoni zawodnicy

 

Drodzy ślepi polaczkowie

Swych dozorców pijcie zdrowie

Wybraliście, co lubicie

Mowę-trawę, żer w korycie

Przyszłość czeka wasz parszywa

Bo komuna wiecznie żywa.

                         *

25. listopada 1995 roku.          AntoniK

 

                          Polska dla głuptaków

 

Oto Polska, Polska właśnie

Polityków chamskie waśnie

Immunitet dla bandytów

Świat hospicjum emerytów

 

Oto Polska, wstyd publiczny

Wielki szwindel polityczny

Magdalenki brudna sprawa

Lewą rozgrzeszyła prawa

 

Oto Polska, kwiat Europy

Drogi okupują chłopy

Ministrowie w zbożnym dziele

Napychają swe portfele

 

Oto Polska, czar zaścianka

W dyskotekach przepychanka

Po balkonach dymią grille

Młodzież bystra jak goryle

 

Oto Polska, wolny kraj

Dla matołków istny raj

W telewizji jak smród gości

Krwawy szczyt oglądalności

 

Oto Polska, kraj nizinny

Tu intelekt tylko gminny

Tu uczciwość pokalana

I moralność zafajdana

 

Oto Polska, raj cwaniaków

Geszefciarzy, partyjniaków

Wielki zryw “Solidarności”

Zamieniony w cyrk podłości!

*

 

Gdańsk, 31 08 1999                  AntoniK

 

 

 

Pogrzeb Kartofla

 

Dziś na Wawelu funeralny skandal

W katakumbach królów i bohaterów

Pogrzeb Kartofla, chowanie wyklętego

Prezydenta III RP, spluwaczki dla miernot

Ekskomunikowanego kacerza realpolityki

Trędowatego pośród poprawnej trzody

Mineciarzy unijnych

Pachołków kremlińskich

Judaszowych psubratów…

Człowieka, co się kulom nie kłaniał

Na ziemi wody Borżomi

W stolicy kaukaskiej hardości

Przypomniał, czym odruch solidarności

W dziele wyczesania wszy sowieckiej

Z włosów narodowej dumy…

Pogrzeb Kartofla zatrwożył swołocz

Autorytety moralne i uczeni w piśmie

Na Berdyczów i Kock

Plują pianą papierowego oburzenia

Rzygają plwociną zawiści karła…

Ale ich fornalskie bełkoty, psie głosy

Trafiły niespodzianie w mur godności

I dziejowej sprawiedliwości stało się zadość

A pogrzebany Kartofel przemienił się

W męża stanu, człowieka etosu

Polaka z krwi i ducha, bohatera bez miecza

Co miał zawsze Polskę przed Psubracją…

*

Wrzeszcz, 25. kwietnia 2010 roku.             AntoniK

 

 

 

 

 

    Zmierzcha się

 

Tak, zmierzcha się nad mą planetą…

Ma planeta-ojczyzna zbacza peryferialnie

Pogrąża się w mroku kosmicznego chamstwa

Zmienia trajektorię na atrapoidalną

Dryfuje ku ciężkiej materii rozkładu…

Zmierzcha się

Widzę niewyraźne kształty i bukszpany

Marmurowe sarkofagi i tekturowe wieńce

Odciski stóp w policyjnym tuszu

Męskie zadki i różowe koszulki brodaczy

Zmierzcha się

Widzę rozmyte kształty proporców

Watah złomiarzy, skrzydła husarii

Dostrzegam cienie zarzynanych przodków

Słyszę kwilenie gwałconej na śmietniku Patrii

Zmierzcha się

Gdzie okiem sięgnąć, trwa mrówcza praca

Trwa golenie włosów łonowych i czaszek

Sączy się kroplówka Tańca z Gwiazdami

Idą wytrwale pielgrzymki do Świątyń Materii

Zmierzcha się

Przez mrok dostrzegam cherlawe kształty

Boga POsejdona i PiSmo nosem wietrzę

Śpiew słyszę Bogini Oksany z planety SLD

A zachłanni chłopomani wznoszą szalet PSL

Zmierzcha się

Gasną światła rampy i szpitalne monitory

Zapalają się papierosy i weneryczne ogniska

Młodzież zmęczona kopaniem starca wysyła SMSy

Poprzez mrok gęstniejący słychać zaśpiew:

Zmierzcha się

– Nieprawda, wyraźnie widzę was psubraty!

Krzyczy Sowiński w okopach zapomnianej Woli

Choć bezwolny tłum szturmuje wrota Menda Market

A autorytety moralne leją słodki ołów kłamstwa w uszy…                         *

Ujeścisko, 23. września 2011 r.          AntoniK

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*