Prezes jak Noe

Festiwal nienawiści i pogardy dla rządzącej partii trwa w najlepsze. Na ulice wyległa „młodzież” z „wolnościowymi” hasłami typu „Wypierdalać!” (święcie przekonana o istnieniu pandemii), natomiast sprowokowana zaostrzeniem ustawy tzw. antyaborcyjnej. Na przeciw nim pospieszyli kibice, skandujący „Po-pis jedno zło” oraz „Jebać antifę”. Za klamrą, spinającą dynamikę ostatnich wydarzeń, można uznać orędzie Jarosława Kaczyńskiego, gdzie przekonuje on o ciężkiej fazie epidemii, nazywa protestującą młodzież przestępcami oraz wzywa aparat partyjny PiS-u do opanowania sytuacji, a zwykłych obywateli do obrony kościołów. I – co najciekawsze – wydaję się, że zarówno scenarzystą jak i reżyserem owego spektaklu absurdu i anarchii jest sam PiS, a właściwie jego prezes. Jak wiadomo, osoba omnipotentna według wyznawców tejże opcji politycznej.

Właściwie od okresu poprzedzającego wybory prezydenckie, gdzie to Morawiecki zapewniał, że wirus jest opanowany, następuje cały czas eskalacja aberracyjnych posunięć ekipy rządzącej w kierunku przepaści. PiS robi chyba wszystko – ale to wszystko, co się da –  aby zrazić do siebie, a wręcz wzbudzić skrajną agresję w kolejnych  grupach  społecznych – od rolników i restauratorów poprzez środowisko aborcyjne skrajnej lewicy, a kończąc na producentach chryzantem i sprzedawcach zniczy; doprowadzając do kryzysu społecznego i ekonomicznego na niewyobrażalną skalę, zaś w konsekwencji wyprowadzając ludzi na ulicę w bardzo złych emocjach – co oczywiście może stać się idealnym pretekstem do dalszego zwiększania obostrzeń, ewentualnie kolejnego tzw. pełnego lockdownu czy wręcz stanu wyjątkowego.

Tak czy siak, skutki tych działań będą dla przeciętnego obywatela opłakane. A narracja o ochronie „życia i zdrowia obywateli” (podobnie jak każdego poczętego życia) w dobie pandemii jest zwykłym bełkotem, pełnym zaprzeczeń i hipokryzji, zwłaszcza w kontekście całkowitego paraliżu służby zdrowia i nie udzielania pomocy osobom naprawdę ciężko chorym. PiS wylewa ordynarnie dziecko z kąpielą, kłamiąc przy tym na każdym kroku, manipulując statystykami, opracowywanymi na podstawie nieprecyzyjnych testów, jak też korumpując lekarzy. Przesuwając środki z NFZ na niebotyczne premie dla lekarzy, rzekomo narażających życie i zdrowie w walce z wyimaginowaną pandemią – choć raczej jest już oczywiste, iż należy to nazwać „plandemią”.

Rzecz jasna, może być i tak, iż prawda jest jeszcze bardziej smutna, a mianowicie taka, że kierownictwo PiS-u, nie ma tak naprawdę na nic wpływu, a jedynie wykonuje – w całkowitym stuporze – polecenia, przychodzące „skądś”. Jako obywatele mamy po prostu ufać bezmyślnie partii… PiS. Nie mamy wglądu tak naprawdę w nic, włączając w to fakt, że nie wiemy dokładnie, co owe testy wykazują, ani jak są opracowywane na ich podstawie dane statystyczne. „Chorzy bezobjawowi”, „nosiciele”, „zakażeni”, „posiadacze dodatnich wyników”, jak też osoby hospitalizowane zlewają się w komunikatach medialnej histerii w jedną całość. Musimy mieć świadomość, że jeszcze nie tak dawno temu serwery polskiego Ministerstwa Obrony znajdowały się na terenie Federacji Rosyjskiej. Niewykluczone więc, iż i dzisiaj wszystko jest poza kontrolą polskiego państwa.

Oczywiście, w tle tego wszystkiego pojawiają się innej aspekty oraz wątki, bardziej lub mniej jawne. Nie jesteśmy jednak idiotami. Rządzący prowokują wielotysięczne manifestacje i protesty, a z drugiej strony zamykają cmentarze w okresie jednego z najważniejszych dla Polaków świąt. A tak na marginesie, jeszcze nie tak dawno PiS miał się zajmować wprowadzaniem „demokracji” na Białorusi. Według słów ministra zdrowia, teraz eksperci rządu (tajni jak na razie, jak i ich ustalenia – jak przystało na transparentny „demokratyczny rząd”) będą obliczać związki statystyczne pomiędzy protestami a krzywą zachorowań, co ma się przełożyć na dalsze decyzje, dotyczące obostrzeń – czytaj: dalsze dewastowanie kraju. Wiemy też, że PiS gra w jednej drużynie z globalistami i chciwą finansjerą w kwestiach „zrównoważonego rozwoju”, jak też „bezpieczeństwa klimatycznego”. W tym też celu ma zostać całkowicie zamknięty (dla Polaków) sektor wydobycia węgla. A wszystko to oczywiście w atmosferze dożynek z prezydentem Dudą w roli głównej, pod „bogo-ojczyźnianymi” hasłami, przy akompaniamencie Zenka Martyniuka.

Być może jedyne na co stać, co jest w mocy Jarosława Kaczyńskiego, to prowadzenie  gierek i roszad wewnątrz własnej partii. Rządzenie państwem, to coś, co jak widać stanowczo przerasta jego zdolności oraz predyspozycje  osobowościowe i intelektualne. Sztorcowanie publiczne posła Tarczyńskiego czy usuwanie kogoś z grona pupili prezesa, to nie to samo, co opracowywanie strategii bezpieczeństwa energetycznego 40-milionowego kraju na najbliższe dekady – chociażby. Podobnie jak gra w warcaby to nie szachy. Moim skromnym zdaniem, Jarosław Kaczyński nie rozumie w ogóle otaczającej go rzeczywistości, ani w wymiarze społecznym, ani gospodarczym ani też politycznym. Kolokwialnie mówiąc, dostaje od sterujących nim (oraz jego otoczeniem) agentów wpływu zabawki – w postaci instrumentów sprawowania polityki – na kilka lat, by potem, ku własnej niemocy i przerażeniu oddać to wszystko w aurze skandalu i chaosu. W strategiczny geniusz prezesa mogą wierzyć już tylko fanatyczni PiS-owscy dewoci. To, iż Polska z każdą dekadą od czasu Okrągłego Stołu marnuje swój potencjał, spychana do roli kraju rolniczego, rezerwuaru taniej siły roboczej oraz montowni, to mało ważne. Istotne jest to, że Jarosław Kaczyński unosi się cały czas na wodach politycznej aktywności, iż ciągle się liczy przy darciu tego sukna, zwanego Rzeczpospolitą – że zacytuję Sienkiewicza z Potopu. Identycznie było przecież z koalicją z LPR i Samoobroną. A „tragedia smoleńska” była m.in. skutkiem właśnie nawarstwienia się niekompetencji.

Ciężko jednak szukać kompetencji i kompetentnych, w sytuacji, gdzie jedynym kluczem w rozdawnictwie strategicznych stanowisk w państwie jest partyjny nepotyzm, bądź powiązanie z takimi lub innymi służbami. Nikt tego nie kontroluje, a każdy myśli tylko profitami, wynikającymi z perspektywy najbliższej kadencji Sejmu, jednocześnie łasząc się do Prezesa, który to najwidoczniej nie przepada za zbyt określonymi osobowościami i fachowcami, gustując raczej w miałkich karierowiczach (MBW – Mierny, Bierny ale Wierny), czy ludziach bez charyzmy i właściwości, pokroju Morawieckiego czy Dudy. Jest tak naprawdę jeden cel: wygrać za wszelką cenę wybory, zdobyć większość, a potem się urządzić. To zwykły skok na kasę publiczną,  na pieniądze każdego z nas, na przyszłość naszych dzieci i wnuków, z cyniczną  świadomością, iż po nas i tak będzie potop… i tak niczego nie zmienimy, i tak nie przetrwamy do następnej kadencji. Nikogo też nie rozliczymy, aby i nas później nie ciągano po sądach…

Prezes wie, że nadchodzi duża fala. Pytanie tylko czy czeka na głos z góry, z nieba (a może służb, podległych Tel-Avivowi bądź City of London), który wskaże mu, jak zbudować arkę, by mógł przetrwać potop – on oraz lojalne i oportunistyczne sztuki z jego własnego, politycznego stadła (po jednej parze z każdego gatunku), czy raczej jest już myślami przy sarkofagu na wawelskim wzgórzu, gdzie spocznie obok szczątków swojego brata i Józefa Piłsudskiego. Wszakże nie ma lepszych kandydatów na trybunów ludowych, nadających się do łatwego sterowania, niż ludzie z chorymi ambicjami, niską samoświadomością oraz przerośniętym ego

 

                                                                                                          Włóczykij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*