Jak rozmontować Unię Europejską? (4)

Czy Polska już niebawem może być poza Unią Europejską? Myślę, że gwiazdy na niebie i wróble w Washingtonie i w Berlinie już o tym ćwierkają. Ryszard Schnepf, Polak żydowskiego pochodzenia, były ambasador w USA (to rodzinna profesja, tatuś owego pana – Maksymilian Sznepf – 60 lat temu pracował w ambasadzie PRL w Ameryce z ramienia radzieckiego wywiadu. Po kapitulacji III Rzeszy był aktywnym komunistą, brał udział „w likwidacji band w Białostockiem, czyli pacyfikacji podziemnej armii Żołnierzy Wyklętych, walczących z sowieckim najeźdźcą”) ma już na ten temat pewne przypuszczenia. Twierdzi on, że po roku 2020 Polski nie będzie już w Unii Europejskiej.

Ta sprawa dotyczyć ma niechęci rządu Prawa i Sprawiedliwości do polityki migracyjnej, do coraz mniejszych subwencji, płynących z Brukseli (źle wynegocjowany budżet i to jest już za 3 lata), jak i wypchnięcia naszego kraju poza nawias decydentów unijnych. Ambasador twierdzi, iż Unia będzie miała szereg pretekstów do wyrzucenia Polski z jej struktur, bowiem już teraz bardzo źle wyglądają „nowe porządki” w Trybunale Konstytucyjnym, reformie prawa wyborczego oraz sądownictwa czy prawie medialnym. Wg Brukseli w Polsce trwa ograniczanie praw obywatelskich, w tym prawa do zgromadzeń. Jarosław Kaczyński spotykając się z premier najbardziej inwigilującego swych obywateli państwa UE, czyli Wielkiej Brytanii – Theresą May – publicznie ubolewał nad brytyjskim „Brexitem” lecz oprócz zagwarantowania mu załatwienia poprawnych stosunków na linii Warszawa-Londyn i statusu Polaków, przebywających na Wyspach (Kaczyńskiego przynajmniej los rodaków interesuje), być może sonduje już polską drogę w tym samym kierunku. Polska w Unii Europejskiej dwóch prędkości nie ma, niestety, czego szukać. Czy czeka nas jakaś tragedia poza „eurokołchozem”?

Tragedii nie będzie! Polska jest w strefie Schengen, ma podpisane układy dwustronne w zakresie zatrudnienia, młodzi Polacy są wciąż bardziej niezbędni dla gospodarek europejskich niż dla „resortowego” biznesu RP, toteż kwestia pracy w UE i zamieszkania pozostaje po staremu. Idąc za radą Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Austrii czy krajów skandynawskich – Rzeczypospolita powinna wejść do grupy krajów, zrzeszonych w Europejskim Stowarzyszeniu Wolnego Handlu. Będąca członkiem EFTA Szwajcaria, która ma z Brukselą podpisane osobne umowy, nie musi przyjmować unijnych regulacji – np. sama ustala wysokość akcyzy na paliwa i VAT może mieć na poziomie 2,5 proc. i 8 proc. – zamiast minimalnych unijnych stawek 5 i 15 proc. Nie płaci składek członkowskich, nie utrzymuje unijnej biurokracji, nie musi starać się o żadne bezsensowne i szkodliwe dotacje. Ma własną mocną walutę (nikt jej nie zmusza, by przyjęła euro, na co zgodziła się Polska, przystępując do UE) i zdrowe finanse publiczne. Z drugiej strony szwajcarska gospodarka korzysta na wolnym handlu, swobodnym przepływie ludzi (układ z Schengen) i kapitałów z UE. Co ciekawe, Polska rozwijała się dużo szybciej przed przystąpieniem do Unii Europejskiej niż dziś, po przyjęciu tych wszystkich akcesyjnych regulacji. W latach 2004–2013 średnioroczny wzrost gospodarczy Polski wyniósł niecałe 4 proc., podczas gdy w dekadzie, poprzedzającej wstąpienie naszego kraju do UE – sięgnął 4,6 proc , w 2016 roku wyniósł 2 proc. To zaskakujące, ale również eksport po wstąpieniu do UE spadł nam o połowę z 130 proc. w latach 1995-2004 do 60 proc. w latach 2004-2013. Pensje Polaków, pracujących w montowniach o kapitale zagranicznym i strefach ekonomicznych maleją wobec zalewu rynku pracy przez Ukraińców, bądź stoją w miejscu, tymczasem w latach 1995-2004 średnie wynagrodzenie brutto podług inflacji zwiększyło się o 56 proc.

Ale jeszcze gorzej, jeśli spojrzymy na siłę nabywczą niektórych produktów. W 2004 r. za średnią pensję netto można było kupić 1358 m3 gazu ziemnego wraz z przesyłem, a w 2014 r. już tylko 1022 m3, co oznacza spadek o 25 proc. W roku przystąpienia do UE za średnią płacę krajową Polak mógł kupić 558 l oleju napędowego, a w 2014 r. – tylko 499 l tego paliwa (UE wymusiła wzrost akcyzy). W 2004 r. za średnie wynagrodzenie netto można było nabyć 1200 bochenków chleba, 1200 l mleka, 112 kg żółtego sera lub 142 kg wołowiny, a w roku 2014 już tylko 680 bochenków, 850 l mleka, 82 kg żółtego sera lub 94 kg wołowiny. Jeśli chodzi o papierosy, to w 2004 r. za średnią pensję netto można było kupić 340 paczek, a w zeszłym – 209. Mimo wzrostu wartości bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce w ciągu 10 lat członkostwa spadł udział przemysłu w wytwarzaniu polskiego PKB – z około 22 proc. do zaledwie 18 proc. Czy ktoś pamięta, że jeszcze w 2004 r. paczka papierosów kosztowała średnio 4,6 zł, a litr benzyny bezołowiowej 3,2 zł? Cena metra mieszkania wzrosła o 65 proc. W wyniku prowadzenia absurdalnej wspólnej polityki rolnej znacznie wzrosły ceny mleka, cukru i innych produktów spożywczych. Ceny chleba wzrosły o 200 proc., wołowiny aż o 164 proc., ziemniaków o 114 proc., a niektórych ryb o ponad 200 proc. Dotacje wymuszają państwowe planowanie i inwestycje jak za PRL-u. Ponadto zachęcają do różnego rodzaju patologii na styku polityki i gospodarki. To unijne regulacje – bezpośrednio lub pośrednio – w znacznym stopniu są odpowiedzialne za likwidację polskiego górnictwa, hutnictwa, rybołówstwa, stoczni, cementowni czy cukrowni.

Polskę uzależniono od brania dotacji (można powiedzieć, że jest to często proceder korupcjogenny) na (stadiony, filharmonie, dworce kolejowe za 2 miliardy złotych, termy, aquaparki – które trzeba potem utrzymywać). Zadłużenie polskich  samorządów na rok 2014 wyniosło już 75 miliardów złotych, a około 300 gmin – by funkcjonować – musi posiłkować się „chwilówkami”, zaciąganymi u lichwiarzy. Na przykład zadłużenie gminy Ostrowice w województwie zachodniopomorskim jest trzy razy większe od jej rocznych dochodów! Kto spłaci te kredyty wraz z gigantycznymi odsetkami? Dziś widać już, że Unia tylko zadłuża, zostawiając potem dłużnika samemu sobie.

 

***

Unia Europejska ingeruje, zniekształca, narusza równowagę, powoduje nieuczciwą konkurencję, zawsze niszczącą słabszego. Polska jest tego dobitnym przykładem. W efekcie podmioty, które są na rynku, nie mogą się rozwijać, prowadzić polityki innowacyjnej, są bowiem zniewolone przez brukselskich biurokratów, nie korzystając z oficjalnej nieskrępowanej wolności. Unia, wprowadzając pakiety klimatyczne, regulacje proekologiczne i różnorakie obostrzenia wprowadziła biedniejsze kraje wspólnoty w recesję a jej mieszkańców w finansową zapaść.

Za energię dziś płacimy o 90 proc. więcej a wobec unijnych regulacji, dotyczących rozwoju (ograniczyć emisję dwutlenku węgla do atmosfery nawet około 40 procent w stosunku do 1990 roku) nasze elektrownie po 2030 muszą być w większości zamknięte. Mówimy tu o trzykrotnym wzroście opłat za prąd w najbliższych latach, chyba, iż pójdziemy własną drogą!

Jeśli nie chcemy zapomnieć naszych narodowych specjałów i smaków, takich jak oscypek, kaszanka, czernina, czy karp, nie trzymający unijnych standardów, musimy podjąć społecznie ten krok. Pojęcie biednego czy bogatego w Europie dyktuje tylko możliwość konsumpcji rzeczy, które i tak się za chwilę ulegają zniszczeniu. Jeśli mamy przetrwać – musimy wrócić do szacunku względem samych siebie, własnych rodzin i społeczności. Polska ma obecnie swoją dziejową szansę.

Większościowy rząd (jest jaki jest – każdy to widzi, ale nic innego w obecnej chwili Polaków nie spotka – TVN wszak wieszczy już odrabianie strat przez Platformę Obywatelską), spokój wewnątrz kraju i jednomyślność Polaków w celu nadrzędnym, jakim jest szeroko pojęte dobro narodu, będące ponad podziałami, religiami, ideologiami i statusami…

Wystarczy odłożyć animozje i pchać nasz wóz do przodu. Czy jesteśmy na to gotowi? Czy rozliczne i z pewnością nie-polskie grupy interesów, korzystające na zapaści RP, pozwolą Polakom na dogadanie się, skoro od lat zajmują się głównie skutecznym szczuciem ich na siebie?

 

Roman Boryczko,

marzec 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*