Powołanie

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powołanie do kapłaństwa, to jakby – swego rodzaju – ograniczenie wolnej woli. Gdyby powołanie człowieka do pełnienia posługi, lub wykonywania jakichś zadań specjalnych na rzecz Boga, było przez Niego samego dokonywane – stałoby się jednocześnie pogwałceniem uprawnień, danych człowiekowi. Jeśli nawet – jak mówią „powołani” – powołanie boskie, aby się urzeczywistniło, musi zostać przez powoływanego zaakceptowane, to i tak stanowi Boską ingerencję w ludzkie życie. Jakakolwiek ingerencja – choćby Boska – stanowi „zakłócenie” wolności i wywiera jakieś oddziaływanie. Być może stanowi swego rodzaju sugestię, namowę, albo lobbing (czy też mobbing). Jak zwał tak zwał, ale obranie przez człowieka drogi życiowej, ukazanej w owych podszeptach, nie będzie już wyborem całkowicie wolnymA przecież wybór strefy znajdującej się bliżej Boga, wymagającej większego stopnia upodobnienia do Boskiej Istoty, większego dochowania wierności Boskim Przykazaniom, jak również ściślejszego przestrzegania Chrystusowej Ewangelii, życia w celibacie oraz podjęcia się pełnienia – wzmacniającej ich wiarę – posługi dla wiernych, nie powinny być obciążone żadnymi sugestiami, żadnymi przywołaniami. Człowiek podejmujący się tak trudnych przedsięwzięć i podporządkowania się wszelkim zasadom Boskiego prawa, spisanych szczegółowo w Prawie Kanonicznym, powinien być – ponad wszelką wątpliwość – człowiekiem wolnym, który świadomie i z całą odpowiedzialnością podejmuje się dźwigania tych ciężarów. Jego decyzja powinna być wynikiem przemyśleń, odczuć, upodobania do pełnienia posługi reszcie wiernych, posiadania odpowiednich predyspozycji, odporności na pokusy – żeby w każdej chwili był w stanie dać skuteczny odpór szatanowi, na jego nakłanianie do popełnienia grzechu.

Gdybyśmy nawet popróbowali się wczuć w Boską postać, to byśmy zauważyli, że dobrowolny wybór człowieka, bez powoływania, byłby dla nas milszy, niż wybór będący skutkiem powołania go do poslugi. Czy nasze – ludzkie – odczucie, nie może być zbieżne z odczuciem Boskim? Jestem zdania, że może – wszak człowieka Bóg stworzył „na obraz i podobieństwo swoje”. Gdybyśmy tak jeszcze bardziej i dogłębniej chcieli doszukiwać się argumentów na niestosowność używania określenia „powołanie kapłańskie”, moglibyśmy dostrzec wiele Boskich pomyłek, przejawiających się powołaniem do kapłaństwa człowieka, który nie jest w stanie sprostać nałożonym na niego obowiązkom.

 Niejeden, przeczytawszy moje wywody, pomyśli sobie, że doszukuję się dziury w całym. Albo w ogóle zdziwi się wywołaniem przeze mnie tematu, dotyczącym niekwestionowanego dotychczas zjawiska ingerencji Boskiej w życie człowieka. No właśnie! O tę ingerencję mi chodzi. Nie kwestionuję faktu Boskiej ingerencji w los jednostek. Odrzucam natomiast stosowanie przez Boga jakiegokolwiek nacisku, sugestii, powołania, nakłaniania człowieka do takich, a nie innych zachowań. Według mnie Bóg może tylko wysłuchać próśb człowieka, do Niego skierowanych. Dlatego to nie Bóg, ale człowiek powinien zainicjować – swego rodzaju – wtrącanie się Boga w swoje życie. Tylko wtedy, gdy ingerencja Boska w czyjś los będzie spełnieniem przez Boga ludzkiej prośby, nie zostanie złamana zasada wolnej woli.

Powołanie do kapłaństwa i jego wybór z własnej, nieprzymuszonej woli – to dwa różne zachowania człowieka, o zupełnie innym wydźwięku. Powołanie świadczyłoby o upodobaniu osoby przez Boga, który chce tę – a nie inną osobę – widzieć blisko siebie, chce ją mieć pod ręką i od niej przyjmować prośby i wyrazy uwielbienia. Dla lepszego zrozumienia przywołam fragment ze Starego Testamentu. „Abel był pasterzem trzód, a Kain uprawiał rolę. Gdy po niejakim czasie Kain składał dla Pana w ofierze płody roli, zaś Abel składał również pierwociny ze swej trzody i z ich tłuszczu, Pan wejrzał na Abla i na jego ofiarę; na Kaina zaś i na jego ofiarę nie chciał patrzeć. Smuciło to Kaina bardzo i chodził z ponurą twarzą. Pan zapytał Kaina: „Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twarz twoja jest ponura? Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować”.

Rzekł Kain do Abla, brata swego: „Chodźmy na pole”. A gdy byli na polu, Kain rzucił się na swego brata Abla i zabił go.”

Zauważcie, do czego doprowadziło nierówne traktowanie braci – Abla i Kaina, przez tamtego – pogańskiego – Boga. Bóg Chrześcijan kocha każdego z ludzi jednakowo, nie czyni żadnych wyróżnień. Dlatego uważam, iż kapłani nie są wybrańcami, tylko ludźmi, którzy sami odczuli potrzebę poświęcenia się Bogu, aby mogli Go bardziej od reszty wielbić i owej reszcie przybliżać. Ażeby naprowadzać zbłąkanych na drogę wiodącą do Boga, by głosić reszcie Dobrą Nowinę i ułatwiać jej uczestnictwo w obrzędach, nabożeństwach chwalebnych i błagalnych.

Poza tym – my, chrześcijanie, głosimy, że Bóg jest jeden. Choć we trzech osobach – ale jeden. To by znaczyło, że nie ma innych Bogów a tylko różne formy wyznawania tego samego Boga. Czy takie rozumowanie się ostoi przy ogromnej ilości wierzeń, religii i przeróżnych odłamów każdej z nich? Ale to tylko dygresja…

Odnośnie „powołań kapłańskich” – odnoszę wrażenie, że źródło, z którego ten termin się wywodzi, jest tożsame ze źródłem terminu „ofiara Chrystusowa”. Zostały one wprowadzone do obiegu, aby pełnić rolę, wpływającą na zachowania wiernych. Wszak w Ewangelii Św. Jana nie ma wzmianki o ofierze. Jezus do Nikodema wypowiedział takie słowa „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.” „Ofiarowanie przez Ojca swego Syna” – i to samemu sobie – dołączyło do prawd wiary w okresie pochrystusowym i miało na celu pobudzenie, podgrzanie ofiarności wiernych.

Celem zaś „powołania kapłańskiego” było przysporzenie wzrostu prestiżu, nobilitowanie osoby kapłańskiej do rangi Wybrańca Bożego – nie jakiegoś tam pierwszego lepszego spośród ludzi! Inicjatorem wprowadzenia „powołania kapłańskiego” była ludzka cecha, przejawiająca się dążnością do wywyższania się ponad innych.

Tak ofiara, jak i powołanie – w konsekwencji poczyniły wielkie szkody. Ludzie – chociaż tego publicznie nie wypowiadają – w prywatnych rozmowach zarzucają „Wybrańcom” zachłanność i rozrzutność w wydatkowaniu ofiar. „Powołanie” doprowadziło do zaniku bezpośredniej łączności – tak słownej, jak i duchowej – pomiędzy wiernymi a kapłanami. Kapłani w końcu odgrodzili się od wiernych murami kościołów i kratami konfesjonałów. Mało tego – uznali za stosowne posadzenie siebie i całej służby przykościelnej na podium wyższym, niż reszta wiernych. Świadczą o tym – wyglądające często, jak trony – bogato zdobione fotele, ustawione wokół ołtarzy. Mnie w kontaktach z Bogiem nie przeszkadza, czyjeś zachowanie, jak również zabiegi, obligujące wiernych do takich, a nie innych zachowań. Ostatnio jednak daje się zauważyć wiele krytycznych uwag pod adresem Kościoła Katolickiego. Daje się również zauważyć wyraźny spadek liczebny wiernych. Spadają tak ofiarność, jak i uczestnictwo w obrzędach liturgicznych. I nie jest to tylko zasługa wrogich Kościołowi neoliberalnych mediów.

Uznałem więc za swój obowiązek podjąć się poszukiwania przyczyn występującego spadku osłabienia wiary w naszego, mojego, Boga. Tego Boga, który zstąpił z Nieba i przeżył swoje życie, takie, jakie mogło w owym czasie przydarzyć się każdemu z mieszkańców Judei. Dając tym świadectwo miłości do rodzaju ludzkiego, a także pozostawiając ludziom swoje nauki, przybliżające im boskość Trójcy Świętej, ułatwiające prowadzenie godnego życia. Ale też ułatwiające kontakt z Bogiem, jak również prowadzące ku pogodzeniu się z ziemskimi dolegliwościami – niosącymi często ze sobą ból i cierpienie. Każdy z nas, w chwilach zwątpienia może sam siebie pocieszy,ć mówiąc – „Skoro Syn Boży doznał w swym życiu upokorzenia, cierpienia i w męce umarł na krzyżu, to widocznie cierpienie i ból stanowią nieodłączne składniki ludzkiego życia i nie zawsze da się ich uniknąć”.

Chrystus głosił swoje nauki gdzie popadło, w różnych miejscach i przy różnych okazjach. Może by tak spróbować wrócić do Jego metod i wyjść poza mury kościelne. Tak, by kapłani nie ograniczali się do sprawowania obrządku kościelnego wewnątrz świątynnych murów, a próbowali brać czynny udział w życiu społeczności, na różnych płaszczyznach codzienności. Przecież ksiądz jest obywatelem jak wszyscy inni i nikt mu nie może zabronić uczestnictwa w publicznych zebraniach. Co stałoby na przeszkodzie piętnowaniu przezeń złych postaw, szkodliwych społecznie zachowań, czy występujących w otoczeniu lub polityce nieprawości i podłości?

Wszystkie swoje przemyślenia poddaję decydentom pod rozwagę. Pewność mam tylko w jednym przypadku – nasza religia wymaga rewitalizacji, oczyszczenia z naleciałości, wypaczających jej treści.

 

 

Tadeusz Śledziewski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*