Ruchy LGBT- mistrzowie bicia piany (2)

Sodomici?

Przeciwnicy homoseksualistów w Polsce nazywają polityczne skrzydło ruchu „tęczowymi lewakami”, a ich samych „sodomitami”, „pedałami”, „ciotami”, „cieplakami” itp. W roku 2018 w Lublinie, gdzie miała odbyć się pierwsza kolorowa manifestacja gejów i lesbijek, wrzało i na szczeblu samorządowym, wrzała też i ulica, która zapowiedziała, że w mieście będą zamieszki i słowa dotrzymała.

W roku 2018 wojewoda lubelski, Przemysław Czarnek, wypowiedział słowa, że homoseksualizm to „zboczenie” i twierdził, iż nie jest to określenie obraźliwe. Przed zaplanowanym na 13. października 2018 r. Marszem Równości w Lublinie wojewoda wrzucił na youtube filmik Czarnek przeciwko zboczeniom, dewiacjom i wynaturzeniom. Marsz określił jako „obrzydliwy”, a rodziny tworzone przez osoby tej samej płci – „zboczeniami”, „dewiacjami” i „wynaturzeniami”. Na tak postawioną narrację zareagował Rzecznik Praw Obywatelskich – Adam Bodnar, kierując do wojewody następujące słowa: „Odwołał się pan wyłącznie do utrwalonych stereotypów, a także wykazał się pan brakiem odpowiedzialności społecznej”. Polemika zeszła na poziom akademicki i Przemysław Czarnek przywołał definicję ze Słownika Języka Polskiego PWN, według którego zboczenie to „zaspokajanie popędu płciowego w sposób odbiegający od normy”. Na 5 dni przed marszem, 8. października, prezydent Lublina Krzysztof Żuk zakazał zarówno Marszu Równości, jak i zapowiedzianych wobec niego kontrmanifestacji, powołując się na art. 14 ust. 2 ustawy Prawo o zgromadzeniach, który pozwala na zakazanie zgromadzenia publicznego z uwagi na zagrożenie życia, zdrowia lub mienia w znacznych rozmiarach.

Zarówno organizatorzy marszu, jak i kontrmanifestacji, odwołali się od decyzji do sądu. Sąd okręgowy podtrzymał decyzję prezydenta. Dopiero sąd apelacyjny przychylił się do argumentacji organizatorów marszu i Rzecznika Praw Obywatelskich i 12. października – na dzień przed planowanym terminem marszu – uchylił zakaz. Marsz się odbył, była również kontrmanifestacja i zamieszki z pseudokibicami Motoru Lublin, były również straty znacznych rozmiarów, za które zapłacili podatnicy – wszystko w imieniu prawa do wolności!

Środowiska homoseksualne twierdzą, że mamy  2 miliony homoseksualistów w Polsce, a że jest to grupa reprezentatywna, powinna mieć możliwość wyrażania swoich racji! Skąd wzięła się akurat ta równa liczba osób, określających siebie jako kochających inaczej? Tuż po zakończeniu wojny, w roku 1948, wyszła publikacja, wspierana przez fundację Rockefellera Sexual Behavior in the Human Male, pierwsza część, a w 1953 jej część druga Sexual Behavior in the Human Female – publikacje, określane później jako tzw. raport Kinsey’a. Naukowiec w swej pracy stwierdził, iż jakoby 10 proc. amerykańskich mężczyzn było homoseksualistami, a 2-6 proc. kobiet to osoby mniej lub bardziej homoseksualne, zaś 1-3 proc. – wyłącznie homoseksualne. Liczba 5-10 proc. homoseksualistów w społeczeństwie pojawia się w broszurze Fakty przeciw mitom, wydanej przez Porozumienie Lesbijek i Poradnię Antyhomofobiczną około roku 2007 (brak daty wydania na broszurze, dostępnej jako plik pdf w Internecie). Nie ma w niej odnośnika do badań metodologicznych, a samo stwierdzenie tego faktu pachnie manipulacją. Możemy jednak do tej cyfry przyjąć zdrowo-rozsądkowo, że to prawda i spokojnie wszystko policzyć! Zatem jeśli weźmiemy tę górną granicę: 10 proc., oznacza to, iż w małej 1-tysięcznej wiosce znajduje się ich statystycznie 100, w 5000-tysięcznej gminie jest 500 homoseksualistów, zaś w 10-tysięcznym miasteczku to grupa 1000 osób, zaś np. w 17-tysięcznym miejskim osiedlu powinno żyć, statystycznie rzecz biorąc 1700 gejów i lesbijek. Jeśli będzie to 5 proc., to oczywiście wartości te staną się o połowę mniejsze. Czy – mieszkając nawet w dużym mieście – znacie aż tylu homoseksualistów, wystylizowanych zawsze wzorcowo, noszących się modnie i nienagannie, no i zarabiających powyżej średniej krajowej?

„Sodomia” dziś kojarzy się z dawną nazwą homoseksualizmu i jeśli jest używana, to w znaczeniu pejoratywnym. To słowo przeszło ogromną drogę od izraelskich tekstów, gdzie określano za jego pomocą ciężkie grzechy w ogólności, opisów greckich i rzymskich, wiążących sodomię silniej z potępianym przez Żydów homoseksualizmem, jako najgorszą odmianą nieczystości (luxuria). Starożytni w „sodomii” widzieli wszystkie niesłużące prokreacji zachowania seksualne, które generalnie sklasyfikowano jako niezgodne z naturą, ze względu na gatunek (współżycie ze zwierzętami), ze względu na płeć (stosunki homoseksualne) oraz ze względu na sposób (stosunki analne i heteroseksualne stosunki oralne). Taki stan rzeczy przetrwał stulecia i jak widzimy „sodomitą” nie był tylko zadeklarowany homoseksualista!

Sama Biblia mówi o homoseksualistach określając ich jako zatraconych! W Piśmie Świętym, w 1. Księdze Mojż. 18:20 [BW] wyraźnie czytamy:
„Potem rzekł Pan: Wielki rozlega się krzyk przeciwko Sodomie i Gomorze, że grzech ich jest bardzo ciężki.” „Kobiety przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze (kobieta z kobietą).” List do Rzymian 1:26 [BT]. „Mężczyźni porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie (mężczyźni z mężczyznami) uprawiając bezwstyd.” List do Rzymian 1:27 [BT]. „Mianowicie, bezczeszczą oni ciała swoje między sobą.” List do Rzymian 1:24 [BT].

W XV wieku Stanisław ze Skarbimierza (dziś Skalbmierz) określał sodomię jako najobrzydliwszy ze wszystkich grzechów. Samo mówienie o niej miało powodować gniew Boga, a na winnych jej popełnienia miała sprowadzać przedwczesną śmierć. Co więcej, choć grzechy z zasady cieszą demony, to sodomia według Stanisława powodowała u nich zawstydzenie! W roku 1532 cesarz Karol V wydaje akt Constitutio Criminalis Carolina i tam określono, że stosunki homoseksualne miały być karane śmiercią.

Szesnastowieczny krakowski prawnik, Bartłomiej Groicki, opracował skróconą wersję tego kodeksu: „Gdzieby kto takowy nalezion był, żeby abo z bydlęciem, abo chłop z chłopem przeciw przyrodzeniu sprawę miał, takowi mają na gardle być skarani a według obyczaja ogniem mają być spaleni, bez wszelakiego zmiłowania i łaski, ponieważ to chaniebny i sromotny grzech jest i ma być srodze karan”. Odstających od przyjętej katolickiej normy zachowań w alkowie określano różnymi epitetami:  „mężolubnicy”, „mężołożnicy”, „samcołożnicy”, „gamraci nieczyści” i „niewieściuchowie”. Same stosunki męsko-męskie nazywano „paziolubstwem”, „mężczyńską psotą” (psotą zwykle określano masturbację), „mężołożnictwem”, „tureckim niewstydem”, „paskudnym wschodnim narowem”, czy wreszcie „mężczyzny z mężczyzną brzydliwym bawieniem się”.

Pod koniec XVIII wieku niemiecki lekarz, Jan Józef Kausch, z zachwytem pisał, że Rzeczpospolita wolna jest od sodomskiej plagi, której pełno widział na Zachodzie. Osąd ten wyszedł z braku i nieobecności tego zjawiska w życiu publicznym. „Mężolubnicy” w Polsce potajemnie realizowali swoje potrzeby, a miłość homoseksualna pozostała niemal zupełnie nieuchwytna dla dzisiejszych źródeł historycznych. Kler w Polsce dawał władcom przekonanie, iż ich kraj może liczyć na „wyższość moralną” nad władcami, gdzie „sodomia „szaleje i jest akceptowana”. Polskie katechizmy zalecały księżom wypytywanie się o „obcowanie z mężczyznami” podczas spowiedzi. (Cdn.)

Roman Boryczko,

wrzesień 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*