Imperium Red Bulla – sukces za wszelką cenę! (3)

W 2009 roku Red Bull kupił amatorski klub w Lipsku w Niemczech – SSV Markranstädt, skazując tym samym saksońską formację na niebyt i przemianował go na RasenBallsport Leipzig (by obejść lokalne przepisy, dotyczące zasad nazewnictwa korporacyjnego) w celu ustanowienia wiodącego, markowego zespołu w tym kraju.  W roku 2009 gigant wykupuje licencję. Lokalizacja zostaje perfekcyjnie dobrana – duże, głodne wielkiej piłki miasto, ze stadionem będącym areną mistrzostw świata, który dodatkowo stoi niezagospodarowany.  Zentralstadion szybko staje się Red Bull Areną. Herb? Szybko robi się z niego kopia tego salzburskiego, także z dwoma bykami. Barwy? Oczywiście biało-czerwone. Do ominięcia zostaje jeszcze zasada 50+1, wedle której większość udziałów w niemieckim klubie musi należeć do kibiców. Ale i na to można znaleźć sposób – wystarczy ustalić zaporową cenę za wykup karty członkowskiej i zastrzec sobie prawo do odrzucenia każdego wniosku bez podania przyczyny. Ślepy los chce, że przechodzą akurat zgłoszenia ludzi, powiązanych z austriackim koncernem. W 2016 roku RB Lipsk awansuje do Bundesligi. Jako beniaminek zostaje wicemistrzem Niemiec.

UEFA przeprowadza śledztwo w sprawie obu klubów. Federacja finalnie stwierdza, że nie zachodzi sytuacja, w której jeden podmiot ma decydujący wpływ na więcej niż jeden klub. 20. września na ławce trenerskiej Lipska zasiada człowiek (Ralf Rangnick), który pełnił rolę dyrektora sportowego Salzburga (pełniąc równolegle tę samą funkcję w RB), w składzie znajdują się Dayot Upamecano, Stefan Ilsanker, Kevin Kampl, Konrad Laimer i Marcel Sabitzer (byli piłkarze Salzburga), z ławki mecz ogląda Peter Gulacsi (przeszłość klubowa wiadoma), a drużynę z Austrii prowadzi pochodzący z Lipska Marco Rose.

Wspomniany Sabitzer może dorobić się ksywy marionetka. W kontrakcie piłkarza wówczas jeszcze Rapidu Wiedeń znajduje się zapis o zakazie transferu do klubu z tej samej ligi. Sposób na rozwiązanie okazuje się banalnie prosty – piłkarza wykupuje RB Lipsk i błyskawicznie wypożycza do swojego austriackiego brata. By móc zostać dopuszczonym do europejskich pucharów, klub z Salzburga musiał się uelastycznić. Po pierwsze – zmienić nazwę. W Europie to już nie Red Bull Salzburg, a FC Salzburg. Po drugie – zmienić logo. Już nie znajdują się na nim dwa byki, a jeden. Po trzecie – zmienić strukturę finansowania klubu. W papierach koncern energetyków jest wyłącznie sponsorem reklamującym się na koszulkach i stadionie. Fan Red Bulla: „Z jednej strony starzy kibice Austrii, z drugiej ci nowi, którzy chcą się podpiąć pod Red Bulla i przychodzą popatrzeć na dobrą piłkę. Atmosfery w zasadzie brak. Natomiast wciąż jest u nas wielu widzów, którzy przychodzą tylko po to, by obejrzeć mecz i sobie pogadać. Po porażce mówią od razu, że to blamaż. Serio? Oszaleliście? Przecież nasi rywale to też kluby, które potrafią grać w piłkę. Zwycięstwo traktują jak obowiązek. Obrażają nas dość standardowo. „Jebać Red Bull” czy „Red Bull Schweine”. Głównie opiera się to na transparentach, bo do przemocy dochodzi bardzo rzadko”. Przyśpiewki? No cóż, tak samo bezpłciowe jak i hymn, bez tożsamości, wymyślane bez większego zamysłu. Zwykle kibice ograniczają się do zwykłego „sporty trawiaste ponad wszystko!”, chyba że…

Red Bull z colą
Red Bull z wódką
Red Bull dla nas i całej Europy
Jesteśmy czerwoni
Jesteśmy biali 
Jesteśmy tymi, którzy nazywają się Rasenball

* * *

Thomas Dähne (były piłkarz RB i Red Bulla): – „Największym problemem Salzburga jest RB Lipsk, na którym skupiona jest teraz cała uwaga władz. A przecież Salzburg można było zobaczyć w zeszłym sezonie w półfinale Ligi Europy. Zobacz, ilu piłkarzy z Lipska ma przeszłość w Salzburgu. Sześciu, siedmiu z pewnością. W Salzburgu jest wykonana jakaś praca, a potem Lipsk mówi sobie, że chce jakiegoś piłkarza i po prostu jest on transferowany. To nie jest korzystny system dla Salzburga. (…) W RB Lipsk praca z młodymi to tylko takie na alibi. Mają niby drużyny młodzieżowe, ale ci piłkarze później przepadają. Nie stawia się na nich. (…) Jasne, Lipsk jest większym klubem, gra w lepszej lidze, ale młodemu zawodnikowi polecałbym raczej Salzburg”. Na stadionie obserwujemy najwyższe korporacyjne standardy, dla dziennikarza. Zostaje oddelegowana na przykład miła pani, która specjalnie dla dziennikarzy ma za zadanie wciskać guzik w windzie i zagadywać towarzystwo.

– Kawę?
– Nie, dziękuję.
– To może kanapkę?

Oczywiście wszystko za darmo, by dziennikarze na stadionie czuli się jak najlepiej i by o klubie pisali w samych superlatywach. Kto jak kto, ale inwestor Lipska o marketingu co nieco wie. Red Bull przejął Clube Atletico Bragantino w 2019 r. Wraz z początkiem następnego roku pożegnano się z przedrostkiem „CA”, który pozostawał w nazwie niezmiennie od powstania klubu w 1928 r. Zastąpiono go siedmioma literami, które są niemal gwarancją powodzenia, a na pewno sportowego awansu. Drużyna w pierwszym roku współpracy z Red Bullem awansowała na najwyższy szczebel ligowy w kraju, w kolejnym zajęła dziesiąte miejsce w stawce i mogła rozpocząć walkę w Copa Sudamericana. W rodzinie zasiada również New York Red Bulls. Firma zainwestowała również w kluby w Afryce – Red Bull Ghana oraz w Ameryce Południowej – RB Brasil. Red Bull najpierw próbował przejąć m.in. FC St. Pauli, TSV 1860 Monachium i Fortunę Düsseldorf. To spotykało się z olbrzymim sprzeciwem władz i kibiców. Red Bull wziął się za przejęcie Broendby IF i chce mieć swój klub w kolejnym kraju. Kibice 10-krotnego mistrza Danii protestowali: wolimy zbankrutować. Red Bull oznacza wszystko, czego nienawidzimy – mówią fani Broendby IF. (Cdn.)

Roman Boryczko,

21.08.2022

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*