Dziwny sen…

Obraz przesuwa się wolno jak w niemym kinie tyle, że tu mamy jakieś barwy – lecz mało soczyste, jak w technice sepii. Siedzę sam w pokoju. Rozmyślam. Jestem spokojny mimo niespokojnych czasów. Czekam na telefon – lecz telefon nie dzwoni. Nie wiem, czy mam jeszcze żonę, czy nie mam jej w ogóle. W tym momencie nie jestem nawet specjalnie głodny. Wychodzę z tej mojej pozornej oazy. Spacerowiczów na dziwnie jasnej ulicy jakby mniej, samochodów nie widać. Czyżby ludzkość odwróciła się od postępu i wygody? Nad głową wysokie budynki – socrealistyczne budownictwo, ciężkie, monumentalne i strzeliste. Mijam kościół, wybudowany również w takim koszmarnym stylu. Nie przypomina świątyni, jedynie krzyż daje nam pewność, na co w tym momencie patrzymy. Coś dziwnego dzieje się u nasady dachowej. Krzyż, zdaje się, przytwierdzony na stałe, nagle runął do wewnątrz. Kurz i pył unoszą się wszędzie. Patrzę zafascynowany tą nagłą zmianą krajobrazu. Przechodnie w bieli – jak stado robotów – przesuwają się cicho i bezszelestnie. Nie sądzę, by ktoś wezwał służby ratownicze. Nikogo już nic nie interesuje…

Wracam do swojego pokoju pełen dziwnych myśli co do wydarzenia, które właśnie widziałem. Czy to jakiś zwiastun nadchodzącego nieszczęścia? Siedzę sam, samotny i wyciszony. Nic w moim życiu nie dzieje się sensownego lecz i nie jest ono gwałtowne, zwiastujące ludzkiemu istnieniu kres. Moje okno to stara futryna okienna, ościeżnica, pamiętająca pewnie łódzką rewolucję 1905. Widok przez pożółkłe i zmatowiałe szyby też nie należy do przyjemności. Świat widziany przez nie jest światem brudnym, niewyraźnym, gnijącym. Patrzyłem w to okno jak zahipnotyzowany i nawet nagłe, fascynujące zdarzenie nie otrząsnęło mnie z tej tępoty. Za oknem, ledwie widoczny, pojawił się górujący nad miastem atomowy grzyb. Nie było fali uderzeniowej, domy jak stały, tak brzydkie, umorusane, pozbawione tynków – stały w bezruchu. Ludzie w bieli znów zdawali się nie zauważać tego fascynującego cudu ludzkiej techniki czasów ostatecznych. Bomba nie była destrukcją upadłej cywilizacji, ta bomba miała się stać tylko znakiem jej końca. Nie wyrządziła nikomu krzywdy… Może jednak? Może świat za oknem zniknął na zawsze, a mnie się to wszystko wydawało? Nie jestem głodny, nie jestem spragniony, nie mam już ziemskich pragnień. Uśmiechnięta, dawno nie widziana, dziewczyna w zwiewnej sukience wchodzi do pokoju i całuje mnie w usta. Kiedyś bez wzajemności ją kochałem a dziś, gdy to wszystko się kończy, okazuje się, że przychodzi do mnie dając do zrozumienia, iż też coś dla niej znaczyłem. Ale czy w takim momencie to jeszcze jest ważne? Przez nieuwagę mój telefon upadł na drewnianą, mocno skrzypiącą starością, podłogę. Roztrzaskał się na kawałki. To mi chodzi po głowie i to mnie nurtuje. Dziwne, że w takiej chwili, gdy za oknem góruje atomowy potwór, zastanawiam się nad jednym. Miałem gdzieś zadzwonić – a nie mam już jak! Ze starego lampowego radia Stolica spiker monotonnym głosem cedzi: „Atak nastąpił przez przesmyk suwalski”.

Ciągle o tym gadał – jak zły szeląg – Grzegorz Braun i… mamy pasztet!!!

Roman Boryczko,

październik 2017

One thought on “Dziwny sen…

  • 03/05/21 o 17:14
    Permalink

    Dobrze napisane. A po III Wojnie Światowej z Polski pozostanie tylko radioaktywna, świecącą w nocy, pustynia. No, ale to już nie interesuje amerykofilnych ratlerków z Warszawki. Można zacytować Bułata Okudżawę:
    Pierwsza wojna, pal ją sześć,
    to już tyle lat.
    Druga wojna – winny do dziś
    poszukuje świat.
    A tej trzeciej, co chce
    przerwać nasze dni
    winien będziesz TY
    Winien będziesz TY…

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*