Niepowodzenie

 

Przebudziłeś się i nie powiodło ci się. Nie powiodło ci się dlatego, że się obudziłeś, choć jeszcze o tym nie wiesz. Twój poranny nastrój jest całkiem w porządku – jest poranny. Ubrałeś się, umyłeś po wczorajszej balandze. Nie ma strachu, nie zostałeś bez żarcia, jest jeszcze bułka, nie – pół bułki. Trzeba tylko znaleźć grzałkę, esencję i cukier. Znalazłeś.

Po śniadaniu obserwujesz, jak rodzi się chęć do nauki. Nie bój się, to tylko jej początki, chociaż mile cię zaskakują. W nadziei, że z tej chęci powstanie nastrój do nauki, rześkim krokiem idziesz po pytanie do egzaminu. I oczywiście ich nie znajdujesz. Twoja koleżanka z grupy przez dwadzieścia minut gorączkowo próbuje znaleźć te nieszczęsne zagadnienia, ale one gdzieś przepadły, przy tym bardzo się gdzieś spieszy i obiecuje ci przynieść je za dwie godziny. Już dociera do ciebie, że twoje zalążki chęci do nauki nie mogą żyć, dosięgła je posucha.

Na tej to próbie twoja nauka się kończy. Wcale się tym nie trapisz, gdzieś w głębi duszy nawet się cieszysz – masz figę z makiem, a nie chęć do nauki. Przed tobą jeszcze dwa dni i dwie noce. Kupa czasu, żeby się wszystkiego nauczyć, zapędziłeś się tak w tej sprawie, a przecież możesz napisać ściągi. Możesz, tylko czy chciałbyś? No, w ostatecznym razie masz nadzieję, a nadzieja, jak powiadają, umiera ostatnia. BA- BACH.

Z poczuciem spełnionego obowiązku wracasz do swojej nory. A tu tak dobrze!!! Ciepło, na ścianach wiszą różnokolorowe flagi. A jakie wspaniałe masz tapety. Istny cud! W jednym kącie odpadają, w drugim porwane i obszarpane. Gdzieniegdzie widać pajęczynkę, ale to nic takiego, to nawet dobrze robi wnętrzu. Harmonizuje z białymi smarowidłami nieznanego malarza na ścianach. PRZEPIĘKNIE.

Zachodzisz więc do siebie, siadasz na fotelu bez nóg i oparcia, bierzesz litrową blaszanę herbaty, a ta bardzo aromatyczna: chlor + esencja + co Bóg dał, i spoglądasz w okno. A za okienkiem… Ale nie, na ulicę to ty i tak wychodzisz i wiesz, co tam robić. Z powodu huraganu białej, wapiennej kapaniny ledwo co widzisz przez okno. No, nie jest to takie straszne, wręcz odwrotnie, ty przecież lubisz śnieg, on u ciebie – na okrągło. Tak to pozachwycałeś się nim trochę, popiłeś herbatki, rzuciłeś się na fotelik, główką o ściankę uderzyłeś a oczy utkwiłeś w obrazku. Ale przecież to nie obrazek, a dzieło sztuki, chociaż nieznanego autora. No, a to, że on jest awangardystą-surrealistą i że absolutnie nikt go nie zna, tego mogłeś być pewien, chociaż nie AŻ do takiego stopnia.

No, pięknie, to wszystko liryka. Trochę leżysz, palisz papierosa, nastrój znakomity, różne bzdurne myśli chodzą ci po głowie. I nagle postanawiasz zadzwonić do swojej dziewczyny. Myśl sama w sobie jest dobra, a że niewinna, to jasne. Tylko rezultat okazał się do kitu. Po jednej stronie telefonu atak histerii, po drugiej – choćbyś stał, choćbyś padł, choćbyś głową o mur walił. I nie pytaj o przyczynę – i tak nie zrozumiesz, bo kobieta jest gorsza od teorii względności. Nie, nie, tak – i zaczyna wyrzucać ci, co tylko może. A potem w któryś cudowny, słoneczny dzień nie możesz oderwać głowy od asfaltu, bo szpilka od pantofla sterczy ci w uchu i pojmujesz, co to znaczy być pantoflarzem. Tak więc powinieneś zdecydować, co dla ciebie lepsze – leżeć wygodnie, żeby ci w uchu trzeszczało, czy spróbować się podnieść. Nie obiecuję, że coś z tego wyniknie, ale że głowę stracisz, to jest pewne. No, a dalej, jak się uda, to albo całe życie będziesz bez głowy chodził i pobory przepuszczał w najbliższym sklepie z wódką i winem, albo lekarz-czas cię uleczy i będziesz jednak dumnie obnosił swoją głowę na swoim karku. Oczywiście, nie obejdzie się tutaj bez patologii, no, ale w końcu każdy ma to, na co zasłużył.

Najprędzej masz chyba cichą formę psychozy maniakalno-depresyjnej. Co to takiego – nie wiem – ale brzmi pięknie. A najważniejsze, że w pełni oddaje twój stan wewnętrzny. Świetnie, z diagnozą „enureza mózgu” próbujesz zdecydować, co robić dalej, jak żyć i kto tu jest winien. Medycyna radzi: w taki wieczór, by nie dopuścić do choroby, najlepiej przyjąć krople w postaci wódki – 500 g, wina – 500 g, piwa – 1000 g, następnie można już używać wszystkiego, co się da palić i nie palić także. Oczywiście, nie można przy tym zapomnieć o talerzyku sałatki. Jak to wszystko wypijesz – zdobywasz kondycję, padasz z mordą zanurzoną w sałatkę, a twoją ostatnią, gasnącą myślą będzie – „Życie jest cudowne”.

              

 Sława Turinskij (Stalker)

Z j. ros. tłum. H. R.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*