Mać Pariadka – anarchistyczny reprezentant prasy alternatywnej (13)

 

W 1998 roku w Czeczenii Krzysztof Galiński został porwany wraz z Markiem Kurzyńcem, Pawłem Chojnackim, Marcinem Thielem i Dominikiem Piaskowskim przez czeczeńskich porywaczy. Grupa Polaków pojechała do „zbuntowanej” republiki w ramach Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Czeczeńskiej „Ouhazar”, jako konwojenci pomocy humanitarnej dla ludności. Motywem porwania było wyłudzenie okupu. Redaktorzy Mać Pariadki wraz z przyjaciółmi i najbliższymi powołali Inicjatywę na Rzecz Uwolnienia Porwanych w Czeczenii – PRZYJACIELE PORWANYCH. Naciskali oni wszelkie władze, aby podejmowały odpowiednie kroki. Stworzyli również bank informacji o tych osobach, w celu przybliżania i przedstawiania jednolitych informacji mediom, by tym samym odciążyć rodziny porwanych. Przede wszystkim dążyli do tego, by chociaż niewielki procent ich działalność dotarł do porwanych, aby – jak pisali na łamach pisma – wiedzieli, że w Polsce o nich nie zapomniano. Galiński wraz z przyjaciółmi zostali uwolnieni po niespełna dwóch miesiącach przez ekipę szturmową Czeczeńskiej Republiki Iczkierii. (MP1-2, 4-3/98)

           

Niepowodzenie w dążeniu do realizacji stawianych przed pismem celów, spowodowało w 2001 roku rezygnację Krzysztofa Galińskiego z zajmowania się pismem. Następstwem tego było zawieszenie Maci na ponad pół roku. W numerze drugim z 2002 roku (#81) w redakcyjnym wstępniaku oficjalnie zapowiedziano koniec wydawania Mać Pariadki. Nie było to wszakże spowodowane brakiem pieniędzy na dalszą działalność. Za główny powód zaprzestania wydawania Maci „kolektyw redaktorsko-wydawniczy” uznał fakt zaprzestania angażowania się redakcji w działania wolnościowe. Jak dowodzili, nie chcieli oni pisać o czymś, z czym stracili bezpośredni kontakt. „- Postanowiliśmy, że tak dłużej być nie może. Pisanie, mówienie o wolności, to zbyt poważna sprawa, by zajmowali się nią ludzie, którzy mają problemy z jej doświadczaniem. Cóż, zbyt wielu jest takich, którzy mówią, a nie wiedzą. Pora więc przestać udawać, że coś wiemy.” (MP, 2/2002 #81:2)[1] W dalszym ciągu miał ukazywać się muzyczny dodatek Żółte Papiery, od tej pory – jako samodzielny fanzin. Na końcu jednak pożegnalnego wstępniaka redakcja zastrzegła sobie możliwość powrotu do wydawania pisma, gdy „depresja wywołana sytuacją w kraju czy na świecie będzie mogła zostać wyleczona wylaniem się na zewnątrz”. (Ibid.)

Krzysztof Galiński wyznał, że powodem jego rezygnacji stał się fakt, iż robienie pisma przestało mu dawać przyjemność. Nie miał już poczucia, że robi coś ważnego. Ponadto podkreślał swój żal, spowodowany faktem niepowodzenia przeobrażenia Maci z zina w gazetę. „- Nie wiem jak robić gazetę groźną dla sytemu. Nawet by ,,jedynie’’ reagować mądrze na rzeczywistość społeczną, by być czujnym, by próbować robić coś, co można nazwać opisem czy raczej interpretacją rzeczywistości, trzeba mieć na to kompetencję i dodatkowo poświęcić na to ogromną ilość czasu. Co do swoich kompetencji mam poważne wątpliwości. Na przykład, jeśli można przeczytać Chomskiego, to po co czytać Galińskiego. Z czasem zacząłem dostrzegać, że po okresie gadania jak żyć, warto samemu spróbować. A na to potrzeba okrutnie wiele odwagi i czasu. Póki co czułem się zażenowany wydając gazetkę, w której znajdowały się teksty walczące w sytuacji gdy ja, już zwykły zjadacz chleba, wracam z państwowej pracy grzecznie do domku i na swoim czwartym piętrze w bloku robię obiadek czy bawię się z córką. ,,Z czym do ludzi?’’ – zacząłem sobie zadawać pytanie. Ja sensownych odpowiedzi na te pytania nie znalazłem i dlatego już w Maci nie jestem”.[2]

Anna Niedźwiecka nie jest pewna na ile owe powody odejścia Gala są rzeczywiste, a na ile jedynie oficjalnym powodem rezygnacji. „Być może pismo nie spełniło jego oczekiwań. Przyznaję, że prowadzenie pisma jest czasami zniechęcające. Szczerze mówiąc nie wiem na ile go to męczy, że pismo nie osiągnęło jakiegoś oszałamiającego sukcesu. Ostatnimi czasy był znudzony działalnością i obecnie realizuje się na swój własny sposób”.[3] Ponadto zaprzeczyła, jakoby Mać była w tym okresie zawieszona. Jej zdaniem istniała jedynie taka możliwość, z której szybko zrezygnowano.

Faktem jednak jest, że pismo miało ponad półroczną przerwę. Po tym okresie milczenia Mać Pariadka została przywrócona do życia przez Annę Niedźwiecką i Jakuba Medeka. Pilotażowy numer odrodzonej Maci ukazał się na początku 2002 roku. W pierwszym – po wznowieniu – numerze pisma, w redakcyjnym artykule zatytułowanym Odszczekania – redakcja nie oszczędziła Krzysztofa Galińskiego, publikując dosadny paszkwil na jego osobę.

 

Nowe numery Mać Pariadki są tworzone w sposób tematyczny. Większość pojawiających się artykułów dotyczy przewodniego tematu. W trzech wydanych od tej pory numerach podejmowano kwestię utopii, feminizmu i edukacji wolnościowej. Anna Niedźwiecka twierdzi, że już wcześniej podejmowane były próby tworzenia numerów tematycznych, jednak nigdy się to nie udawało. Główną przyczyną niepowodzenia tego zamierzenia jest, jej zdaniem brak gotowych na czas tekstów. „Ludzie piszą do nas społecznie i mają na głowie jeszcze inne sprawy, więc ich teksty różnie do nas przychodziły.”[4] Innym powodem takiego stanu rzeczy był fakt, że pismo – jak przyznaje Niedźwiecka – wychodziło niejednokrotnie z tekstów niezamówionych, które ludzie w danej chwili przysyłali do redakcji. „Kolektyw redaktorsko-wydawniczy” wybierał najciekawsze z nich, by stanowiły trzon danego numeru. Przyznaje ona jednocześnie, że z obecnych numerów tematycznych też nie jest do końca zadowolona i nie wiadomo – czy w takiej formie będą ukazywać się kolejne Macie.

Samo pismo niewiele się zmieniło zarówno pod względem formy jak i treści. Zauważalna zmianą jest z całą pewnością przerzucenie działu Żółte Papiery na sam koniec i odwrócenie go do „do góry nogami” względem głównej części pisma. Dodatkowo obdarowanie Żółtych własną okładką sprawia wrażenie jakby czytelnik trzymał w ręku nie jedno, ale dwa pisma. Jednak formuła zarówno samej Maci, z niewielkimi wspominanymi powyżej wyjątkami, jak i punkowego dodatku, nie zmieniła się.

Zaskakujący jest fakt, iż pomimo ataku na Galińskiego w stopce figuruje wciąż jego nazwisko. Anna Niedźwiecka rozwiewa wszelkie wątpliwości wyznając, że został uznany przez redakcję za redaktora honorowego, który jednak obecnie nic w piśmie nie robi.

Wznowienie wydawania pisma, postawienie na numery tematyczne, zmiana „lokomotywy”, napędzającej działanie poszczególnych trybików redakcji – otwiera niewątpliwie kolejny, czwarty, etap w historii Mać Pariadki. Nie można jeszcze zbyt wiele o tym, dopiero co otwartym rozdziale, powiedzieć. Nie wiadomo bowiem, czy „kolektyw redaktorsko-wydawniczy” pozostanie przy koncepcji tematycznej, czy kolejne ukazujące się numery przyniosą kolejne, zaskakujące zmiany. Nie wiadomo, czy w ogóle, a jeśli tak, to z jaką częstotliwością, ukazywać się będzie pismo. W 2002 roku ukazały się bowiem jedynie trzy z czterech planowanych numerów, a pomimo zapowiedzi rychłego ukazania się kolejnej Maci, podczas mojej styczniowej wizyty w „redakcji” pisma, w mijającej już połowie 2003 roku, nie doczekaliśmy się kolejnego numeru. (cdn.)

 

Marcin Pielużek

Przypisy:

[1] W tym samym wstępniaku piszą: „Od dobrych kilku lat większa część redakcji przestała angażować się poważnie w jakiekolwiek działania wolnościowe. Gdy zaczynaliśmy wydawanie Maci, pisaliśmy o tym, co bezpośrednio nas dotyczyło, czym byliśmy pochłonięci, czego byliśmy częścią. Dzisiaj nie prowadzimy poradni o służbie zastępczej, nie mieszkamy na skłocie, nie robimy letsów, nie rozdajemy jedzenia, nie prowadzimy autentycznej kooperatywy pozwalającej na zdobywanie środków do życia poprzez zorganizowanie sobie systemu pracy, w jakiś sensowny sposób. Słowem nie robimy niczego, co ma jakiekolwiek związek z próbą urzeczywistnienia antysystemowej kontestacji. Staliśmy się zwykłą (chociaż amatorską) gazetką, piszącą o sprawach innych”. (MP 2/2002:2);

[2] W rozmowie z autorem;

[3] W rozmowie z autorem;

[4] W rozmowie z autorem. Ponadto dodaje, że „były też inne przeszkody. Ja na przykład chciałam kiedyś zrobić pismo o kobietach, przeprowadziłam nawet wywiad z jakimiś anarcho-feministkami, ale ostatecznie gówno z tego wyszło. O tym samym chciał bowiem pisać Jacek Sierpiński, bo miał do tego pełne prawo, bo każdy może pisać o czym mu się podoba, ale jak się o tym dowiedziały owe feministki, to wyzwały nas od pisma seksistowskiego, obraziły się i taki był finał”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*