Kapitulieren? Nein! (2)

Polska racja stanu po roku 1989 (wtedy, gdy do władzy dorwała się inteligencja i doradcy, nie mający niczego wspólnego z robotniczym zrywem Solidarności) jest związana z mitem giedroyciowskim. Po II wojnie światowej otoczenie Kultury, redagowanej w Paryżu przez Jerzego Giedroycia, mające dobry kontakt z emigracją ukraińską (byli w niej również bojownicy UPA), wskazało drogę do porozumienia z narodami, żyjącymi między Polską a Rosją, a zatem Ukraińcami, Białorusinami oraz Litwinami. Tutaj Michnik, „totalna opozycja” i prezes Kaczyński są solidarni i grają w tej samej drużynie.

Zdaniem Jerzego Giedroycia oraz jego otoczenia, głównym wrogiem Polski jest Rosja, niezależnie w jakiej postaci. Dziś wyznawcy jego myśli wcielają to w życie. Najważniejszym jest rezygnacja z realizowania polskich interesów narodowych oraz państwowych. Narodowych chociażby w tym względzie, że zwolennicy tego mitu (a były to wszystkie rządy po 1989 roku), konsekwentnie lekceważą kwestię polskiej milionowej mniejszości narodowej na Litwie, Białorusi oraz na Ukrainie.

Obecna polityka zagraniczna Prawa i Sprawiedliwości naszego wschodniego sąsiada – Rosję stawia w pozycji konfrontacyjnej jako zaprzysięgłego wroga. Robimy to pod dyktando Ameryki lecz również Unii Europejskiej (kiedy jest to jej wygodne). Zapominamy jednak, że  zarówno dla Zachodu, jak i dla Rosji, jesteśmy państwem peryferyjnym, w najlepszym razie – tranzytowym. Dziś prezydent Putin prowadzi bardzo skuteczną politykę narodową. Wynikiem owej polityki jest powrót na salony głównych światowych graczy (Korea Płn., Iran i ogromny sukces w Syrii w postaci ostatecznej rezygnacji Stanów Zjednoczonych z zaniesienia Syryjczykom „demokracji”). My, czyli Polska i Polacy, miast z tej peryferyjności i świetnego położenia tranzytowego korzystać – zamykamy się, szykując karabiny, czołgi i samoloty… IPN, nakazując dekomunizację polskich ulic, wpisał się idealnie w ideę Giedroycia o wymazywaniu historii!

***

W Jedwabnem upamiętniono kilka dni temu 77. rocznicę mordu Żydów, do jakiej doszło w 1941 roku. Zgodnie z ustaleniami historyków z IPN, sprawcami – z inspiracji Niemców i najprawdopodobniej pod niemieckimi karabinami – byli polscy szmalcownicy, volksdeutsche i  sąsiedzi zamordowanych w liczbie kilkudziesięciu. Dzisiejsza liczba pomordowanych podana jest na około 300 osób, pierwotnie mówiono o 1600 spalonych w stodole. I znów słyszymy starą śpiewkę, mimo że polski rząd nie kwapi się ze zbadaniem tego zdarzenia, kompleksowo zlecając ekshumację – co całkowicie wyjaśniłoby ilość zabitych, ewentualnych sprawców jak również dokładną mapę tego wydarzenia.

Na obchodach zabrakło delegacji rządowej jak i delegacji lokalnych notabli, co skrytykowały od razu światowe media i znów dostaliśmy celnego prztyczka w nos za antysemityzm. Wojciech Kolarski reprezentował prezydenta, pamiętał IPN, pamiętali duchowni różnych wyznań, m.in. reprezentujący Episkopat Polski ds. Dialogu z Judaizmem o. Wiesław Dawidowski, duchowni ewangeliccy, ewangelicko-reformowani, przedstawiciele Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów oraz ks. Wojciech Lemański. Środowiska żydowskie również pamiętały. „(…) 77 lat temu, w taki ciepły lipcowy dzień jak dziś, w uroczym miasteczku, zamieszkałym przez Polaków i Żydów wydarzył się straszny mord. W ostatnich latach Jedwabne, które wcześniej było przykładem tolerancji i dobrych sąsiedzkich relacji stało się symbolem zła, nienawiści i antysemityzmu (…)” – powiedziała ambasador Izraela. Mamy więc pierwszy „sukces” noweli ustawy o IPN. Kłamać można wciąż i wciąż, a kary nie widać..! (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

lipiec 2018

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*