Ekonomia radości (5)

 

Wizja

Ten pobieżny bilans skłania do pesymistycznych prognoz dotyczących dynamiki i stabilności rynku finansowego w nadchodzących latach. Globalnemu rynkowi z systemowo rozrastającym się sektorem finansowym w stosunku do sektora produkcyjnego grozi potężna inflacja lub całkowita zapaść, a wtedy należy się spodziewać poważnych zakłóceń funkcjonowania łańcuchów produkcyjno-dystrybucyjnych, od istnienia których świat już dzisiaj całkowicie jest zależny.

Zanim takie wstrząsy nastąpią, zmniejszona dynamika produkcji – wynikająca z kryzysu paliwowego – przy zachowanej dynamice podaży pieniądza kredytowego oznaczać będzie stałe rozrzedzanie krwi krążącej w światowym krwioobiegu. Będzie to zmuszać ludzi do jeszcze większej pracy w sektorze finansowo-biurokratyczno-reklamowym, żeby pobudzić jej niemrawy obieg.

Dla indywidualnych istnień ludzkich ważna jest jednak nie sama krew społeczna, czyli pieniądz, ile pokarm, który krew z sobą niesie, i który jest niezbędny, aby żyć. Pokarmem jest produkt i tylko przepływ bogatej w składniki pokarmowe krwi tak naprawdę ma dla ludzi znaczenie.

Wobec olbrzymiej bezwładności światowego systemu kredytowego operującego wielkimi kapitałami i sztywnymi prognozami wzrostowymi na najbliższe kilkadziesiąt lat, w obliczu limitów surowcowo-produkcyjnych i uwarunkowań środowiskowych życia ludzkiego, oraz wobec przejmowania dziedzictwa ludzkości oraz decyzji o dalszych kierunkach rozwoju cywilizacji przez niesprawnych w dysponowaniu potencjałem ludzkim urzędników scentralizowanego molocha bankowo-państwowego – my, obywatele, w obronie naszych niezbywalnych praw do rozwoju tak materialnego, jak i duchowego, musimy się odwołać do dokumentu zasadniczego, czyli do Konstytucji RP, którą powołaliśmy do istnienia na wypadek podobnych okoliczności, a zwłaszcza do zawartej w preambule zasady pomocniczości, która głosi, że:

„Ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.”

Preambuła Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 r.

Zasada pomocniczości mówi, iż:

„Co jednostka z własnej inicjatywy i własnymi siłami może zdziałać, tego nie wolno wydzierać na rzecz społeczeństwa. Podobnie niesprawiedliwością, szkodą społeczną i zakłóceniem ustroju jest zabieranie mniejszym i niższym społecznościom tych zadań, które mogą spełnić, i przekazywanie ich społecznościom większym i wyższym. Każda akcja społeczna z uwagi na cel i ze swej natury ma charakter pomocniczy; winna pomagać członkom organizmu społecznego, a nie niszczyć ich lub wchłaniać.”

Papież Pius XI, encyklika Quadragesimo anno, 1931 r.

Dzięki zasadzie pomocniczości zawartej w naszej konstytucji – mamy nie tylko prawo, ale i moralny obowiązek brać się za wyręczanie państwa wszędzie tam, gdzie jego ogrom przytłacza sens działań, których się państwo podejmuje.

Podstawowym narzędziem służącym do organizowania się ludzi wokół jakichkolwiek projektów jest dziś ekonomia. Bez niej wszelka szersza kooperacja ustaje. Tymczasem chroniczny brak środka transakcyjnego na rynku jest równoznaczny z brakiem jakiejkolwiek ekonomii umożliwiającej dobrowolne współdziałanie z sobą ludzi. To wyraźny sygnał mizerii państwa, które przerosło swój naród i nie wykształciło narzędzi umożliwiających obywatelom sprawny zarząd lokalnymi zasobami.

Sprawny to taki, gdzie obywatele mają lokalnie wybór, co robić, i gdy wybór ten nie sprowadza się wyłącznie do działań pod dyktando obcych im językowo i kulturowo środowisk bankowych, które kierują się swoim jedynym imperatywem – pomnażaniem własnego zysku.

Wobec braku realnego wyboru, co robić i braku sukcesów państwa na polu zarządu lokalnym majątkiem, obywatele mają moralny obowiązek podejmować inicjatywy samorządowe wynikające z zasady pomocniczości i sami przystępować do budowania komplementarnej ekonomii, która zagwarantuje im przeżycie, a w dalszej perspektywie zapewni stabilny dobrobyt.

Jeszcze 20 lat temu postulat budowania komplementarnej ekonomii byłby czystą fantazją, jednak postęp, jaki się dokonał od tego czasu w technikach informatycznych umożliwia dziś realizację nawet dużych projektów społecznych i gospodarczych bez udziału kredytów bankowych, za to przy pomocy kredytu społecznego.

Idea kredytu społecznego, czyli wymiany bezpieniężnej, jest stara jak świat, jednak poszerzone analizy zagadnienia, umożliwiające zwiększenie skali współpracy, pojawiły się dopiero w XX wieku wraz z pismami Douglasa, Gesella i Evena. Dopiero jednak obecnie – przy indywidualnym dostępie obywateli do technik teleinformatycznych – możliwe jest praktyczne wdrożenie tej idei w lokalnych społecznościach.

Udane wdrożenia alternatywnych modeli ekonomicznych przez Michaela Lintona w Kanadzie i Edgara Cahna w USA, a także pozytywne wyniki kilku tysięcy eksperymentów z lokalnymi walutami, prowadzonych w ostatnich latach w Japonii, a także coraz bardziej udane implementacje systemów bezpieniężnej wymiany w RPA, Brazylii, Australii i większości krajów Unii Europejskiej dowodzą, że istnieje oto nowa i praktyczna recepta na rosnącą niewydolność ekonomiczną bankowo-rządowego molocha, recepta na lęk, pośpiech, bezrobocie, biedę i przemoc.

Idea kredytu społecznego zasadniczo różni się od idei socjalizmu, gdyż korzeniem wyrasta z modelu społeczeństwa opartego na własności prywatnej. Jest jednak niepodobna i do idei kapitalizmu, budowanej wokół należnych odsetek od kapitału, gdyż kredyt społeczny jest nieoprocentowany.

W tradycyjnych systemach monetarnych, na szczycie piramidy kreacji kredytu stoi bank centralny oraz rząd i sieć instytucji kredytowych, do jakich należą banki komercyjne, towarzystwa leasingowe i inne instytucje rynku pieniężnego. Wszystkie te podmioty współtworzą oprocentowany kredyt, czyli warunki zmuszające obywateli, aby ci przyjęli na siebie kolejne, rejestrowane centralnie, zobowiązania dłużne. Tylko bowiem mocą indywidualnego podpisu kredytobiorcy kolejna transza kredytu, czyli zobowiązania, może trafić jako surowiec do banku – centralnej fabryki pobierania procentów od nie własnych zobowiązań.

W komplementarnych – więc pomocniczych – systemach ekonomicznych, z faktu, że to kredytobiorca jest faktycznym twórcą kredytu, czyni się podstawę dalszego wnioskowania. Skoro obywatele swoimi decyzjami tworzą kredyt i zobowiązują się do świadczenia w przyszłości równoważnej mu pracy, a sam kredyt nie pochodzi z czyichś wyrzeczeń, ale z prawa bankowego, nie ma powodu, aby obciążać kredytobiorców odsetkami – wystarczy pobierać od nich opłatę za obsługę likwidacji zobowiązania.

Pieniądze traktuje się w komplementarnych systemach jako dobro społeczne, którego sens polega w głównej mierze na organizowaniu ekonomicznej wymiany. Pieniądz jest użyteczny, kiedy jest w ruchu, a gdy stoi, to jakby był zatorem w krwiobiegu.

Wzmacnianie motywacji obywateli do przetrzymywania i gromadzenia pieniądza za pomocą odsetek od depozytów jest równoważne umacnianiu tendencji centralistycznej realizowania w następstwie tego gromadzenia coraz większych projektów, najczęściej zbrojeniowych lub strategicznych. Jednak pieniądze bez pracy mogą się mnożyć tylko w jeden sposób – poprzez wzrost czyjegoś wyzysku, a więc wzrost przemocy i lęku. Jest to paragraf 22 obecnego systemu bankowego, który mnożenie pieniędzy ma wpisane w swoją konstytucję.

W alternatywnych projektach ekonomicznych miejsce odsetek zajmuje ich przeciwieństwo – procent ujemny – będący faktycznie opłatą płaconą przez depozytariuszy wkładów oszczędnościowych za ich przechowywanie i za spowalnianie obrotów. Wychodzi się tu z założenia, że to depozytariusze powinni płacić, bo po pierwsze mają z czego, a po drugie tylko ich decyzja wydawania-niewydawania oszczędności jest prawdziwie suwerenna.

Twórcy komplementarnych systemów rynkowych dowodzą w coraz liczniejszych eksperymentach prowadzonych w zróżnicowanych warunkach, że dla pełnego dobrobytu i szczęścia ludzkości nie trzeba wcale tylu pieniędzy kredytowych, ile krąży obecnie w świecie. Małe transze kredytu społecznego, obracającego się w szybkim tempie w lokalnych społecznościach, są w stanie zapewnić ludziom dostęp do wszystkich podstawowych dóbr konsumpcyjnych i uniezależnić ich od dotacji, zapomóg socjalnych i kredytów.

Budowanie alternatywnej platformy ekonomicznej, zapewniającej takie naturalne podstawy bytu, nie jest proste z powodów psychologicznych, gdyż jest to w istocie budowanie nowego modelu relacji społecznych, bardziej partnerskich, niż konkurencyjnych, nie podlegających więc modelowi lansowanemu powszechnie przez dominujące ośrodki akademickie i media. Działające modele są już jednak technicznie i organizacyjnie dostępne, więc czekają tylko na świadomość, kiedy ta nadąży za bazą.

Dopiero bowiem w warunkach zrealizowanego modelu ekonomii komplementarnej obywatele będą mieli swobodę wyboru, czy tworzyć kredyt bankowy, oprocentowany, z którego zyski są przeznaczane na finansowanie wielkich przedsięwzięć, nadzorowanych przez elity, czy też własną pracą tworzyć kredyt społeczny, nieoprocentowany, wzbogacający lokalne społeczności, wśród których się żyje. Dopiero rynek z takim wyborem będzie prawdziwie wolnym rynkiem. (cdn.)

 

Krzysztof Lewandowski

One thought on “Ekonomia radości (5)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*