Czernobylska zagadka (2)

L. N.: Jak Pani ocenia postawę Walerija Legasowa, uczonego, który usiłował zmniejszyć następstwa katastrofy i dzięki temu staje się bohaterem? 

D. D: Nie mylmy pojęć, Legasow był członkiem bolszewickiej nomenklatury, zanim wydarzyła się katastrofa. Ale potem przekroczył próg. Jego życie nie było heroiczne aż do Czernobyla. Jednak będąc w bolszewickiej nomenklaturze, potrafił właściwie z tego korzystać, ponieważ najprawdopodobniej niewiele osób, których Komitet Centralny miałby słuchać, było na poziomie naukowym. Nic nie jest tylko czarne lub białe.

Wybuch w Czernobylu spowodował „amerykański sabotaż”. Rosja podobno przygotowuje własną wersję popularnego serialu…

LN.: Co Pani by zrobiła, gdyby podobna sytuacja miała miejsce dzisiaj?

D. D.: Mamy opracowane sposoby postępowania, procedury, sztab kryzysowy. Jesteśmy przygotowani do optymalnego działania i zrobić wszystko, co w naszej mocy, by ochronić ludzi, gdyby coś się wydarzyło. Prawdopodobieństwo jest bardzo małe, ale nie zerowe. Zawsze mówię swoim ludziom – musicie działać według swej najlepszej wiedzy i świadomi tego, że macie ochronić ludzi. Musicie być świadomi, iż wasze i moje działania będą równo oceniane ex post i za błędy rozstrzelają nas o świcie, ponieważ siedząc w ciepłym biurze, kiedy nie rozwiązujesz sytuacji, nigdy nie zrobisz niczego dobrego.

L. N.: Czy serial mógł mieć wpływ na stosunek ludzi do energii jądrowej? 

D. D.: Myślę, że nie za duży. Zainteresowani energią jądrową nauczyli się wielu nowych rzeczy, a przede wszystkim ludzkich historii, gdyż dobrze jest znać wydarzenia tego typu. Katastrofy zdarzyły się i będą miały miejsce. Mogą nie być nuklearne, ale z pewnością znajdziemy historię, porównywalną do Czernobyla. Historie są ważne, aby uświadomić sobie, jak technologia wpływa na życie jednostek i społeczności. Z drugiej strony energia jądrowa jest technologią, z której korzystamy i musimy to robić ze zrozumieniem i szacunkiem. Prawdopodobnie nie wpłynęło to na pokaz. W każdej populacji jest dwadzieścia procent ludzi, którzy bardzo boją się energii jądrowej. Może boją się trochę więcej po obejrzeniu, ale to wszystko, więc nie widzę niczego, wpływającego na program.

L. N.: Czy następstwa katastrofy długo jeszcze będą odczuwalne na Ukrainie i ościennych krajach? 

D. D.: Dziesiątki – do setek lat! Zlikwidowanie stopu paliwa jądrowego w reaktorze nr 4 zajmie co najmniej dziesięć lat, zanim obiekt zostanie wykorzystany do innych celów. A nawet zostawienie tak zwanej „zony” bez środków ostrożności zajmie sto, dwieście lat życia Ziemi. Ukraińskiemu rządowi łatwiej jest opuścić obszar zamknięty, ponieważ są tam naprawdę niebezpieczne miejsca. Na przykład po 1986 roku w Finlandii i Szwecji spożycie mięsa reniferów było i jest zakazane do dziś, ponieważ jedzą one porosty. Okres półtrwania cezu wynosi trzydzieści lat, więc – jeśli chodzi o ten akurat pierwiastek – dziś mamy połowę tego, co spadło na nas po katastrofie.

L. N.: Z miasta Prypeć stała się obecnie strefa turystyczna, po serialu zainteresowanie się tylko zwiększyło. Czy poleca Pani ludziom, by ją odwiedzali? 

D. D.: Wszystkim to doradzam, bo dobrze jest zobaczyć to miejsce. Przez tydzień, który turysta tam maksymalnie spędzi – z wykwalifikowanym przewodnikiem, który wie gdzie może go zabrać, by się nic złego nie stało i nie pójdzie do tych najgorszych, zabójczych miejsc. W czasie przelotu z Pragi do Kijowa dostaniecie większą dawkę promieniowania kosmicznego, niż średnio w strefie zakazanej.

Czernobyl zalewają półnagie, żartujące sobie z tego, internetowe celebrytki. Zachowajcie powagę – wściekają się twórcy serialu.

L. N.: Czy było jakieś „zamiatanie pod dywan” za czasów ZSRR, czy jest to cecha właściwa dla każdego reżimu?

D. D..: Myślę o tym. W pewnym sensie jest to własność korporacji. A państwo, zwłaszcza autorytarne, jest korporacją. Dzięki hierarchicznej, scentralizowanej administracji musi mieć pewne funkcje korporacyjne. Z drugiej strony demokracja buduje bezpieczniki. Jednym z nich jest niezależny nadzór. Ale wiesz, że to walka, ponieważ elektrownia jest przecież elektrownią. To ciągłe poszukiwanie równowagi i egzekwowanie, że bezpieczeństwo musi zawsze mieć pierwszeństwo. Na początku każdej katastrofy znajdujemy błąd ludzki.

L. N.: Rosja oznajmiła, że nakręci swoją własną wersję o Czernobylu, w której będzie tajny agent CIA. Co Pani na to? 

D. D.: Bzdura. Nie wiem, ale zapewne jest to typowy fake news. Przecież w Rosji doskonale wiadomo, jak to się odbyło. Dzisiaj wiemy, co się w Czernobylu rozegrało i to, co pokazał serial HBO, odpowiada prawdzie.

L. N.: Czy nad katastrofą w Czernobylu wiszą jakieś znaki zapytania?

D. D.: Oczywiście, ale najdłużej pozostanie otwarte jedno pytanie: jak to się stało, że ugaszono pożar grafitu? Do dziś nikt nie wie, jak do tego doszło. Nagle reaktor przestał się palić i emitować promieniowanie do środowiska. Reaktory moderowane grafitem opuszczają scenę, ponieważ grafit jest prawdziwym problemem, ale wciąż jest ich dziesięć w Rosji, a ostatnia grafitowa EJ ma być zamknięta w 2050 roku. Reaktor można bezpiecznie obsługiwać, gdy traktuje się go tak, jak należy. W tym czasie nie obsługiwano go tak jak trzeba, a to z powodu starań o spełnienie żądań socjalnych obsługi.

LN.: Jak by się dzisiaj ten grafit gasiło? Czy postępowało tak jak wtedy – zasypywaniem go przy pomocy boru i piasku?

D. D.: Nie potrafię tego powiedzieć. Nie wiem. Z tego, co mieli wtedy do dyspozycji, to był jedyny sposób. Czy dziś jest coś lepszego – nie wiem. Nie myślałam o tym.

L. N.: W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że chociaż to cyniczne, to katastrofy w Czernobylu i Fukushimie posunęły nas krok do przodu – w czym nas najbardziej posunęły? 

D. D.: Energia jądrowa przeszła gruntowny proces uczenia się od 65 lat, który podobnie jak inne branże, składał się z wypadków i katastrof. Doświadczyliśmy trzech poważnych katastrof – każda z różnymi przyczynami i konsekwencjami. Każdy z wyciągniętych wniosków powoduje przesunięcie bezpieczeństwa na bardzo niskie prawdopodobieństwo tego, że rdzeń reaktora ulegnie uszkodzeniu. Jednak prawdopodobieństwo jest potworem i – choć małe – nigdy nie będzie równe zeru. Im jesteśmy bogatsi w doświadczenie, tym bardziej chcemy zerowego ryzyka, chociaż ono nie istnieje.

Coraz więcej naciskamy na to, aby wszystko, co nas otacza, było bezpieczne. Niewiele wiemy i drogo za to płacimy.

 

Veronika Krejčí

Przekład z czeskiego – ©R. K. F. Leśniakiewicz

 

Na zdjęciu: Křtěnov – wieś, której już nie ma. Cmentarz z krzyżem, postawionym ofiarom Czernobyla. W tle JETE (Temelín) – czeska elektrownia jądrowa, powstała na miejscu 5 wyburzonych wsi.

3 grosze tłumacza:

Katastrofa w Czernobylskiej EJ stała się dla mnie osobistą sprawą, kiedy jedna z najbliższych mi osób zachorowała i odeszła po sześciu latach beznadziejnej walki z nowotworem. Czytając wywiad z panią D. Drábową odniosłem wrażenie, że cofnąłem się do 1996 roku, kiedy to miałem okazję uczestniczyć w seminariach na temat m.in. katastrof nuklearnych, prowadzonych przez atomistów z AGH. Według nich wszystko jest OK., nic się nie stało, tylko ci podli ekolodzy mieszają ludziom w głowach. Na Polskę spadły tylko 3 g radionuklidu 131I*, więc o co tyle krzyku? Jakoś milczeli pytani o inne pierwiastki, które przecież też spadały z radioaktywnym fall-out’em.

Pamiętam także haniebny list otwarty 13 polskich atomistów z protestem przeciwko emisji w TVP filmu BBC pt. „Igor – dziecko z Czarnobyla”. Materiał ten można przeczytać na stronie „Wprost” – https://www.wprost.pl/8939/Czarnobyl-najwiekszy-blef-XX-wieku – co stanowi haniebny przykład zaprzedania się ludzi nauki Mamonie i wielkim korporacjom. Polecam także drugi materiał z łamów GW – http://www.archiwum.wyborcza.pl/Archiwum/1,0,377929,19980224RP-DGW,Igor_dziecko_Czarnobyla__prawda_i_falsz,.html.

Batalia o prawdę o Czernobylu trwa nadal.

Zaczęła się także batalia o Fukushimę. Władze Japonii i koncernu TEPCO nadal nie ujawniają danych o skażeniach po tej katastrofie, trzykrotnie większej niż na Ukrainie, a przecież Japonia to demokratyczny kraj! Okazuje się, że ta demokracja jest jak dziwka, która daje temu, kto więcej zapłaci. (Najszersze spectrum wypadków w Fukushimie w kilka miesięcy po tragedii znaleźć można tu: http://www.siemysli.info.ke/fukushima-tsunami-klamstw/przyp. red.). Poza tym wchodzą w grę czynniki polityczne. I dlatego prawdy o Fukushimie nie dowiemy się za naszego życia! Wcale mnie nie dziwi, że ten kraj tak upodobał sobie Godzilla… No bo czyż to nie jest dziwne, że kraj stojący na wulkanach i gorących źródłach, swoją energetykę oparł na ponad 20 elektrowniach jądrowych? Drogie to i niebezpieczne – ale jak widać – w grę wchodzą niemałe pieniądze. I to bynajmniej nie japońskie…

Nie jestem wrogiem energetyki jądrowej, ale nie zgodzę się na to, by elektrownie były budowane przez polskie firmy. Znając kiepski poziom wykonawstwa i polskie dziadostwo idę o zakład, że prędzej czy później doszłoby tam do serii katastrof na miarę Three Mile Island co najmniej… Poza tym, czy byłyby one polskie? Oto jest pytanie.

I na koniec pani Drábová nie wie, jak to się stało, że ugaszono płonący grafit reaktora nr 4 w CzEJ. Odpowiedź jest prosta: Ktoś zadbał o to, by wygasić płonący reaktor. Piszą o tym rosyjscy ufolodzy: dr Władimir I. Tjurin-Awińskij i Walery Kratochwil – zob. – https://wszechocean.blogspot.com/2011/11/sprawa-002h-jeszcze-o-ufo-w-czarnobylu.html . Według nich w sprawę wmieszali się Obcy, którzy pomogli ludziom gasić atomowe piekło. Czy tak było naprawdę? – nie wiem. Ale fakt pozostaje faktem – reaktor ugaszono…

Źródło: https://www.lidovky.cz/domov/cernobylska-zahada-dodnes-nikdo-nevi-proc-grafit-prestal-horet-a-jak-by-se-hasil-ted-rika-drabova.A190612_161217_lide_krev?

Za zgodą redakcji:

http://wszechocean.blogspot.com/2019/06/czarnobylska-zagadka.html

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*