Co to była sztuka totalna? (13)

img297Rozwinięcia, uzupełnienia

Mała polityka

   Nasza działalność – zdaje się – została dostrzeżona, bo zostaliśmy zaproszeni do udziału w podziemnym seminarium na temat, co zrobić w sytuacji bez wyjścia, organizowanym przez pana Jacka Kuronia. Pan Jacek był niezwykle uwodzicielski.

  Niedługo potem rozeszły się pogłoski, pierwsze sygnały, o mającym nastąpić porozumieniu komunistów z „Solidarnością” – seminarium nie było kontynuowane.

   Wtedy odezwał się do mnie znajomy dziennikarz z Austrii, prosząc, abym przeprowadził dla pisma „Profil” wywiad z panem Andrzejem Gwiazdą, dowiadując się o jego stanowisko w kwestii nadchodzącego porozumienia. Umówiłem się za pośrednictwem Janusza Waluszko i razem udaliśmy się do mieszkania państwa Gwiazdów. Rozmowa była arcyciekawa, stanowisko wiceprzewodniczącego „Solidarności” jednoznaczne. Dlaczego ludzie „Solidarności” przystępują do tych rozmów, skoro komuniści już wkrótce będą po prostu musieli oddać władzę?

   W trakcie rozmowy przyszła pani Anna Walentynowicz i wprost trudno mi było uwierzyć w rzeczy, które tam wtedy usłyszałem. Dość, że zacząłem nieśmiało, z niedowierzaniem, ale rozumieć swoją niegdyś rezerwę do wielkiego długopisu.

   W mieszkaniu państwa Gwiazdów, w przedpokoju, przy drzwiach wejściowych wisiał tasak. Pan Andrzej powiedział: Nie wiadomo, którzy przyjdą pierwsi.

    Ach, te sytuacje graniczne.

   Wywiad z panem Andrzejem Gwiazdą dyktowałem przez telefon z mieszkania zaprzyjaźnionej osoby. W pewnym momencie połączenie zostało przerwane. Po jakiejś chwili Fryderyk zadzwonił ponownie. Rozumieliśmy sytuację. Zapytał, czy będziemy kontynuować? Oczywiście, kontynuujemy.

   Studia

   Niedawno znalazłem się w sytuacji, gdy ktoś zarzucił mi, iż nie mogę – nie mam niejako mandatu – wypowiadać się poważnie o sprawach poważnych, bo nawet nie napisałem pracy magisterskiej.

   O uniwersytecie wcześniej już nieco napisałem. Osobiście starałem się czas studiów przeciągnąć jak najdłużej, dokonując różnych kombinacji, aby dotrwać do wieku, w którym przenoszono do rezerwy – aby nie iść na służbę do ludowego wojska. Zbliżałem się do osiągnięcia tego celu. Byłem wtedy na seminarium magisterskim, napisałem już większą część pracy magisterskiej, został mi ostatni egzamin, właśnie – i tu jest rzecz – z pedagogiki. Nie chcę powiedzieć za dużo – egzamin ten składało się podówczas u pań, które jako wytrawne nauczycielki rozpoczęły kariery akademickie, zrobiły doktoraty. I – pamiętam – pewnego dnia stanąłem w hallu, spojrzałem w głąb korytarza, gdzie mieściły się gabinety Instytutu Pedagogiki i – wiedziałem, że tam już nie pójdę. Dość tego. I tak zrobiłem – rzuciłem studia.

   Mógłbym jeszcze tę rzecz rozwinąć – jeszcze kilka kwestii objawiło się tą decyzją. Podpisanie ślubowania na wierność socjalistycznej ojczyźnie? Zmierzenie nieprawdą, którą nam podawano za prawdę? Na tym tu poprzestańmy.

   Myślę, że owo rzucenie studiów było raczej przejawem determinacji. Tego rodzaju decyzje były zresztą dość charakterystyczne dla naszego środowiska. Na przykład Antoni Kozłowski porzucił studia medyczne na trzecim roku, będąc poruszonym potraktowaniem przez jednego z profesorów pewnego ciężko, śmiertelnie chorego pacjenta. Pacjent ów został wystawiony przed audytorium studentów i brutalnie uprzedmiotowiony.

   Jacek Sobociński, pisarz, poeta, fotografik, porzucił studia filozoficzne na KUL-u. Ryszard Tymon Tymański porzucił anglistykę, by zająć się muzyką. Podobnie Mikołaj Trzaska, który przerwał studia w Akademii Sztuk Pięknych.

   Zatem uważam te decyzje za wyraz właśnie dojrzałości, rozpoznania swojej drogi. Bezkompromisowości i konsekwencji właśnie. Również za podjęcie pewnego ryzyka.

   W związku z tą kwestią wyłania się problem bardzo ciekawy, z zakresu także teorii sztuki. Świat dzisiejszy – mając taką już wiedzę o twórczości, o talentach, także nieraz o: cenie talentów – świat ten nadal pyta się o formalne poświadczenia. Także na przykład uzależniając od tego zatrudnienie czy wysokość wynagrodzenia, kwestie mecenatu czy ubezpieczeń społecznych – tym bezkompromisowym odmawiając głosu i po prostu wyrzucając ich poza społeczeństwo. To jest trochę samozaprzeczenie, niedojrzałość i anachronizm. Bo przecież są to kwestie z zakresu dbania społeczeństw o „swoje zasoby”, to jest elementarz polityki.

   Rozumiem takie, tego rodzaju sformalizowane wymagania odnośnie na przykład ruchu drogowego, czy wobec budowniczych mostów, czy względem chirurgów. Ale w kwestiach twórczości artystycznej? Tu muszą istnieć jakieś inne sposoby weryfikacji.

   Nie można kogoś, na przykład, kto wyznacza nowe standardy, czy otwiera nowe rozdziały, zmuszać do poddawania się weryfikacji standardami, które właśnie odesłał do lamusa.

   W XIX stuleciu uznano fizykę za dziedzinę zamkniętą, pełną, choć stała u progu największych odkryć. I – kanon piękna był tak ustalony, że przepiękne przecież malarstwo impresjonistów uznano za niedopuszczalny skandal.

  Zarysowuje się tu problem: sztuk (szerzej: twórczości w ogóle) – i demokracji. Jeśli bowiem coś jest wybitne, nieprzeciętne, „wyprzedzające epokę” – to jakże chcieć weryfikować to, stosowanymi wprost, procedurami/warsztatem demokracji? Absurdalne. A przecież wiedza, mówiąc ogólnie, o specyfice talentów, o specyfice utalentowania, jest już w dzisiejszym świecie dobrze poznana i dostępna, wykładana już nawet na poziomie szkoły elementarnej. Uczy się przecież o van Goghu czy Gauguinie, o Norwidzie, ale też o Czochralskim czy Tesli. Niestety, z peerelowskiego systemu „weryfikacji” ideologicznej przeszliśmy do ewolucjonistycznie zdefiniowanego „wolnego rynku”, nadto jeszcze ufundowanego na przekręcie politycznym. Uniwersytety śpią.

   A przecież szczególnie chyba w Polsce powinno być to w centrum zainteresowania, nadto, gdy jesteśmy świadomymi, jakie znaczenie we współczesnym świecie ma dorobek kulturalny narodów. Nieraz wprost waży on na: być, czy nie być narodów! A w każdym razie staje się poręcznym argumentem. Neville Chamberlain, oddając Czechosłowację w ręce Hitlera powiedział: to są kraje dalekie, o których nic nie wiemy.

   Sięgnę po przykład ze środowiska, o którym piszę. Dariusz Brzóska Brzoskiewicz od ponad trzydziestu lat uprawia swoistą autorską wersję haiku. Jego twórczość została przedstawiona parze cesarskiej Japonii – cesarzowi Akihito, cesarzowej Michiko – i została dobrze przyjęta.

   I co? I nic.

   Zaraz, ludzie! Po takim wydarzeniu powinna w ministerstwie kultury powstać, czy zostać wydzielona, komórka zajmująca się promocją twórczości Darka w Japonii. Natychmiast – nazajutrz! Powinny za tym zdarzeniem pójść tłumaczenia, wydania – być może pod patronatem Dworu Cesarskiego! Edycje japońskich wersji piosenek skomponowanych do jego haiku, film dokumentalny przedstawiający autora – i co tam tylko jeszcze można w tej sprawie wymyślić i zrobić. Wieczory autorskie, wystąpienia na festiwalach haiku, co tylko jest możliwe. Powinien zostać powołany think-tank i wszystko, w czym tylko można pomóc autorowi, powinno być realizowane – natychmiast. Z radością i uszanowaniem dla kogoś, kto swoim wieloletnim konsekwentnym staraniem wspiął się na taki poziom. Dziękując mu, że zrobił nam wszystkim taki prezent. I odpowiednio doceniając jego wytrwałość.

   Czyż nie tak powinno to wyglądać? Przepraszam, czy możemy wskazać w historii Polski poetę, który spotkałby się z tego rodzaju uszanowaniem ze strony Cesarza Japonii? Czy naprawdę nic to dla nas nie znaczy?

   Czy mamy tak dobre relacje z Japonią, czy mamy w Japonii takie uznanie i szacunek, czy jest tam już takie nasycenie wiedzą o naszej kulturze, że uznanie Cesarza dla polskiego poety nam zbywa? To jest coś, co należy zlekceważyć?

   Czy w ministerstwie kultury nie rozumieją, że pracują we współcześnie jednej z najważniejszych instytucji państwa – i że nie wypełniają swojego pierwszego obowiązku? Ludzi tak tam „pracujących” należałoby uznać za nie nadających się do pełnienia sprawowanych funkcji – nie rozumiejących spraw kultury, polityki i w ogóle nie rozumiejących funkcjonowania współczesnego świata – na elementarnym poziomie! Ale to i tak wszystko jeszcze mało.

   Bo wspomnijmy przywołane wcześniej słowa Chamberlaina, ale i 100 000 innych przykładów – praca w ministerstwie kultury, to nie jest zabawa, to nie jest posada – to jest praca na linii frontu, to jest związana z tym codzienna odpowiedzialność.

   Praca w państwowych urzędach jest codzienną odpowiedzialnością za ludzkie życie. To nie są ciepłe posady.

   Ale, cóż tam u nas talenty! Idą w rozkurz w miliony.

   Gdy w połowie pierwszej dekady tego wieku w Niemczech zarysowała się tendencja do emigracji młodych ludzi (ludzi w wieku produkcyjnym), podniesiono larum i wdrażano programy, by ten proces powstrzymać. A chodziło o emigrację rzędu 200 000 osób. (W tym czasie zapewniano Polaków, że ich emigrowanie jest jak najbardziej w porządku). Uwzględniając proporcję – wyobrażamy sobie sytuację, gdy z Niemiec emigruje, powiedzmy, niech będzie: 7 milionów ludzi?

   W Polsce oficjalne dane statystyczne zawierają informację o liczbie samobójstw rzędu 6 500 rocznie, ale:       

   Według statystyk Komendy Głównej Policji (…) nieskuteczne próby samobójcze podejmuje (…) około 1200 Polaków. Zdaniem lekarzy, te oficjalne dane są dramatycznie zaniżone. Tylko w Pomorskim Centrum Toksykologii rocznie ratuje się około tysiąca pacjentów – w tym coraz więcej osób młodych i dzieci – którzy próbowali się otruć.

                           Dorota Abramowicz, Samobójstwa na Pomorzu: gra z życiem nie ma reguł

   Tak potworne rzeczy, niesłychane zupełnie, a tymczasem panuje jakieś zdumiewające zobojętnienie, jakiś zdumiewający brak – na odpowiednim poziomie – reakcji. Kraj solidarności? Śmiech, między bajki włożyć. Kraj ludzi wierzących w Boga?

   Kim my jesteśmy? Co robimy? Dlaczego tak się dzieje? Przecież to powinno być jakieś powszechne ruszenie – aby coś z tym zrobić! Oto ginie naród, wykrwawia się, jest użyty na podściółkę dziejów, niszczy i opuszcza swój dom. Czemu tak się dzieje? – to najpierwsze pytanie. Widać przecież, że zmagania cinkciarzy z ministrantami nie przynoszą na nie odpowiedzi. Ani odpowiedzi, ani rozwiązania.

   Gdzie jest odwaga stawiania pytań? Gdzie bezkompromisowość w szukaniu odpowiedzi? Uniwersytety powinny wrzeć! Cisza. Zadziałała pedagogika. (cdn.) 

Zbigniew Sajnóg 

Dokumentalne zdjęcia z imprez Totartu – Arkadiusz Drewa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*