Jak rozmontować Unię Europejską?

Donald Tusk – nasz rodak a dla wielu przyjaciel – obejmuje po raz kolejny prestiżowe stanowisko w strukturach Unii Europejskiej. Zmotywowany przez swych europosłów Jarosław Kaczyński podjął próbę zablokowania tej kandydatury, stawiając na innego członka Platformy Obywatelskiej – Jacka Saryusza-Wolskiego, człowieka spychanego na drugi plan. Niemcy się przestraszyły i wybór ponownie padł na Donalda Tuska, który ostatnimi czasy wsławił się szarżą na legalnie wybrany polski rząd i samych Polaków, „załatwiając” nam pod brukselskim stołem sankcje. To zwyczajny skandal – coś tak obrzydliwego nigdy nie zdarzyło się w historii Unii Europejskiej, pomijając już fakt, że podobne zachowanie jest zabronione. Nic tedy dziwnego, iż Donald Tusk od jednego z kolegów-europosłów usłyszał pod swoim adresem: „Szmata!”.

Polscy euroentuzjaści, zatrudnieni w korporacjach czy budżetówce, wyszli na ulice miast. W Poznaniu tłum wyposażony w unijne flagi przyszedł oddać swoje poparcie dla wybranego w czwartek na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej, Donalda Tuska. Skandowano m.in. „Polska wygrała – 27 do jednego”, „Dziękujemy Unii Europejskiej”.

„Nam wydaje się, że to są takie momenty, kiedy powinniśmy wychodzić na ulicę i mówić, że to widzimy, że widzimy to światełko w tunelu, które wreszcie zaczyna się pojawiać…’’.

Tylko dlaczego nikt nie mówi, iż Donald Tusk nie robi tego bezinteresownie i jak widać nie jest w Brukseli, reprezentując interes swojego kraju (Tusk będzie brał 100 tys. emerytury (z naszych podatków) po skończeniu drugiej kadencji prezydentury, toteż warto było się sprzedać dla tak idyllicznej wizji).

Europejscy technokraci cieszą się jak dzieci, że ograli takiego słabeusza, jakim jest Polska. Widzą już nasz kraj w izolacji, a niektórzy może nawet poza UE? Obecnie dla naszego kraju konstruowana jest w Berlinie wizja Europy (podobno solidarnej) dwóch prędkości. Będzie twarde jądro, kraje idące razem i cała reszta – peleton, z którego po kolei będą wypadać najsłabsi gracze. Scenariusz ten jest szczególnie przykry dla Polski, będącej największym w historii beneficjentem z unijnego budżetu (11 miliardów euro więcej, niż wyniosła polska składka). Wart odnotowania jest również fakt, że często do budowy dróg i innych dużych obiektów zatrudniane były firmy z Niemiec, lub przynajmniej używano maszyny, wyprodukowanych w RFN (przykładem może być Euro – mistrzostwa w piłce kopanej). Niemcy wiedzieli, jak ustawić pod siebie przelicznik rozdawnictwa – za każde zainwestowane w UE euro do gospodarki Niemiec wraca… 1,5 euro.

Z kraju ludzi dumnych, nie znających bezrobocia, z prężnym przemysłem, Polska stała się dostarczycielem niewolników dla zagranicznych multinationals, jak i miejscem, gdzie w halach magazynowych, nie nadających się do tego, by pracowali tam ludzie, produkuje się na eksport tak „kluczowe” dobra, jak śrubki, nakrętki itp. 

Czy kogoś w Polsce obchodzi termin „BHP”? Tsunami unijnych obietnic zamieniło Polskę w pustynię – kraj nie do życia, który sam podciął gałąź, na której siedział. Doszło do niespotykanej w dziejach deindustrializacji Polski – zamknięcia tysięcy zakładów pracy i eliminacji milionów miejsc pracy. Zniszczono mrowie przedsiębiorstw wraz z całym zapleczem technologicznym, badawczo-rozwojowym i podwykonawcami i to w taki sposób, że odtworzenie ich jest praktycznie niemożliwe. Przykład Eltry, wykupionej przez Siemensa wyłącznie w celu zniszczenia i rozpędzenia załogi na cztery wiatry, może być uznany za wzorcowy dla polskiej „transformacji”.

Łódź i likwidacja polskiego włókiennictwa, upadek kultury i słynnej na cały świat Łodzi filmowej (Wytwórnia Filmów Oświatowych i Wytwórnia Filmów Fabularnych przy ul. Łąkowej). Nowoczesny przemysł stoczniowy, z którego Polska słynęła (i który był solą w oku stoczniowców niemieckich) padł niekoniecznie sam z siebie – był niszczony konsekwentnie przez całe lata. Żaden polski rząd nie zrobił niczego, bo ponoć „Unia zakazała”. Buraki cukrowe i cukrownie… Nowe, pobudowane u schyłku PRL lub z wymienionymi liniami technologicznymi, sprzedane Niemcom za bezcen i w dużej części przez nich zdemontowane, by nie stanowiły konkurencji… Co z przetwórstwem warzywno-owocowym, które za PRL było potęgą? Zostało kilka zakładów, które już tylko z nazwy są polskie. Sprzedano je zachodnim inwestorom za grosze a firmowe nazwy zachowano, bo renomę zdobyły właśnie za czasów PRL. Spójrzmy na województwo lubuskie czy zachodniopomorskie. Spotkamy tam ogromne gospodarstwa rolne, kierowane przez Holendrów. Firmują swoje produkty jako zdrowe i ekologiczne, bo wyprodukowane w Polsce, ale technologia produkcji jest całkowicie holenderska – a więc naszpikowana chemią, zintensyfikowana do granic możliwości, by dać jak największy zysk. Dla polskich wytwórców celowo udziwniono normy chowu zwierząt, by to się drobnemu rolnikowi nie opłacało. Bywam na wsi i widzę.  Kiedyś krów, trzody, koni, drobiu było pełno. Teraz tylko puste siedliska. A na polach? Na łąkach? Na pastwiskach? Pustka. Rolnik idzie do sklepu po mleko, po chleb, bo po to dostaje dopłaty, by niczego nie produkował.  Nawet same regulacje co do transportu wołają o pomstę do nieba. Przewóz jedzenia ma takie normy, że nawet najmniejsze uszkodzenie jednego z produktów powoduje, że resztę trzeba wyrzucić. Ktoś powie, iż to jest niby głupota, wg mnie to jest jedna z głównych kwestii, bo chleb nie kosztuje złotówki tylko cztery złote. Wielu ekonomistów podkreśla, że Polska poczyniła skok cywilizacyjny z siermiężnego, prymitywnego przemysłu, nastawionego na odbiorcę w ZSRR czy krajach satelickich, na silną unijną gospodarkę, która nie obawia się konkurencji. To fakt, ale koszty takich zabiegów porównać można tylko do czasów, gdy kolonizatorzy oferowali rdzennym ludom szklane kulki a w zamian dostawali niewolników, złoto czy brylanty. Polska nie jest suwerenna, obecnie po raz kolejny w swojej historii ma na swoim terytorium obce wojska a o jej losie i bezpieczeństwie mówi się wszędzie, tylko nie w Warszawie. Migracja za chlebem postawiła nasz kraj na skraju katastrofy demograficznej. Kolejnym krokiem do totalnego uwiązania naszego kraju z tonącym gigantem, jakim stało się UE, byłoby przyjęcie waluty euro. (Cdn.)

Roman Boryczko,

marzec 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*