Zadbać o nasz polski interes!

cityoflondonCiężko pisać o sprawach, które bolą i wołają o pomstę do nieba. W kraju nasi rodacy zostali przez wiele lat całkowicie pozbawieni przez polityków ochrony, godności i pracy – a jedyne, co ta kasta pięknisiów była w stanie zrobić, to za sprawą Unii Europejskiej wyekspediować młody polski narybek do ciężkiej tyrki na Zachód. Za najniższe tam, oczywiście, stawki. Wyjechały miliony. Byli wśród nich i tacy, co nigdzie nie znajdą własnego kąta do życia – bumelanci, pijacy, uciekinierzy mający wyroki w Polsce czy zwykła bandyterka i piłkarscy chuligani. Opisy rodaków, którzy karmili się zabijanymi w parkach łabędziami, żyjąc w prymitywnych koczowiskach, załatwiających swoje potrzeby fizjologiczne w bramach, wywołujący pijackie burdy na ulicach i w mieszkaniach, gdzie żyli w kilkunastu, zrobiły swoje. Brytyjczycy mogli być zmęczeni tym niechcianym marginesem, ale siła i trud dobrej pracy zwyciężyły. Wszyscy byli zadowoleni, do kasy UK strumieniem wpływało więcej podatków, brytyjscy pracodawcy obniżając stawki zacierali ręce, dziwiąc się – jak takiej nacji jak Polacy opłaca się ciężko pracować za stawki, urągające godności? „The Sunday Times” napisał o tym, że otwierając rynek pracy dla Polaków Brytyjczycy spłacali swój dług, powojenną „zdradę”, kiedy to pozostawili nas w rękach Stalina. Gazeta nie miała racji, nie chodziło o spłatę długów, tylko o czysty biznes. Zatrudniano nasze pielęgniarki, bo brakowało miejscowych, nie było problemów z zatrudnieniem hydraulika , ochroniarza czy kierowcy autobusu-Polaka, bo miejscowi nie rwali się do tego fachu, wybierając życie przy rodzicach, czy na korzystnych zasiłkach dla bezrobotnych.

Ale to się z czasem zmieniło. Przy każdych wyborach, kiedy do głosu dochodzili populiści, winę za problemy kraju zwalano na imigrantów, żyjących ponoć na garnuszku brytyjskiego podatnika. Na Polaków też. Politycy zręcznie podsycili ogień nienawiści do wszystkiego, co obce, wpychając plebsowi do ręki narzędzie, jakim był Brexit (z jednej strony daje on dla Brytyjczyków wolność i niezależność od biurokratycznej i tonącej w absurdach Unii Europejskiej, a z drugiej wprowadził dużą niepewność co do dalszego rozwoju Wielkiej Brytanii po „rozwodzie” z Europą, jak również i jej emigrantami). Brytyjskie tabloidy umiejętnie grały na najniższych instynktach i podsycały niechęć do przyjezdnych. Im bliżej referendum nt. Brexitu, tym „argumenty” przeciwko obcym były coraz liczniejsze i mocniejsze. Nawet premier David Cameron, który wystrzelił z referendum jak pijane dziecko we mgle, też grzmiał, że poobcina benefity imigrantom i ograniczy ich napływ. Kiedy jednak zobaczył, do czego prowadzą takie głosy, gdy spostrzegł, że Brexit może przejść, a to oznaczałoby koniec jego rządów, zmienił zdanie. Zaczął mówić o korzystnym aspekcie imigracji, o tym, iż ci ludzie więcej wnoszą do budżetu (podatki) niż ciągną z niego benefitów. Pojawiały się głosy „zatroskanych” mieszkańców Wysp, którzy mówili wprost: imigranci zjechali tu w takiej ilości, że zmienili nasz kraj. Na dodatek nie potrafią posługiwać się językiem angielskim, Coraz częściej emigranci słyszeli „polskie szumowiny”! Ci, którzy głosowali za wyjściem, nie zdają sobie sprawy z konsekwencji tego kroku. Dla nich to było głosowanie za powstrzymaniem imigrantów „kradnących pracę”. Wszystko inne było nieważne.

Triumfowali eurosceptycy i ich zwolennicy, mający orientację nt. Brexitu na poziomie upośledzonego dziecka. Jak podała (pewnie zgodnie z realiami) brytyjska prasa, zaraz po ogłoszeniu wyników referendum najczęściej szukano w Google frazy „Unia Europejska”. A to znaczyło jedno: głosujący nie wiedzieli nawet, co to za przeklęty twór ich tak prześladuje. W Brytyjczykach odezwał się stary dobry kolonializm, poczucie dumy, podszytej traktowaniem wszystkich innych z góry. Jednak jest też znaczący głos za Unią Europejską wśród mieszkańców UK! Polityczny (już mówi się o kolejnych referendach w Szkocji i Irlandii Północnej), co może zachwiać jednością Wielkiej Brytanii. Również londyńskie „City”, czyli centrum finansowe, kuszone jest m.in. przez Polskę. Wyprowadzkę z izolującego się państwa zapowiada wiele firm. Jak wiadomo populistyczne i demagogiczne hasła muszą być spełnione. Rządzący Wielką Brytanią wkrótce poobcinają benefity imigrantom, co zmusi wielu do wyjazdu z Wysp. W przypadku Polaków pada nawet liczba 400 tysięcy tych, którzy prędzej czy później będą musieli spakować walizki i wyjechać z UK. W samym tylko Londynie (gdzie większość głosowała przeciw Brexitowi) uczy się w szkołach ok. 30 tysięcy polskich dzieci. Co się stanie z rodzicami, którzy nie mają angielskiego obywatelstwa, a ich dzieci urodziły się już tutaj? Kiedy już wreszcie nastąpi definitywny rozwód Wysp ze Wspólnotą – może dojść do najczarniejszego scenariusza, kiedy to obiecane przez populistów reguły gry wtrącą Wyspy w ostry kryzys. Wtedy sens pozostania w UK straci sens. Referendum pokazało, że bardzo wielu Brytyjczyków jest ksenofobami i nawet jeśli do nich dotrze, że obietnice skrajnej prawicy były puste, na naprawę błędu nie ma już szans, a konsekwencje głosowania odczują nawet kolejne pokolenia. Niechęć do obcych wyładowuje się na wiele sposobów.

Zaraz po Brexicie pojawiły ulotki o rasistowskiej treści, wzywające Polaków do powrotu do domu. Rozdawano taki paszkwil koło szkoły w Huntingdon w Cambridgeshire. Ktoś zadał sobie sporo trudu, bo na laminowanych kartach umieszczono po polsku i angielsku napisy: „Opuszczamy Unię Europejską. Nigdy więcej polskiej hołoty!” i „Do domu, polskie szumowiny!”. Ulotki znalazł dzień po referendum obok szkoły, do której chodzi duża liczba dzieci z krajów wschodniej Europy, 11-latek. Policja zajęła się już ponoć tą sprawą. Atmosfera gęstnieje, nawet dzieci są wystraszone i pytają: Czy muszę już opuścić Wielką Brytanię?

Na drzwiach znajdującego się w londyńskim Hammersmith Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego wymalowano obraźliwe graffiti.

pay-brexit-backlash-1

Z ustaleń lewicowego „Guardiana” wynika, że w ciągu zaledwie dwóch tygodni przed i po referendum ws. Brexitu, brytyjska policja „odebrała ponad trzy tysiące sygnałów o atakach na tle rasowym, które motywowane były nienawiścią na tle narodowym”.

W Internecie nie milkną głosy oburzonych, ciężko pracujących Polaków, którzy na co dzień narażeni są na obelgi i obrzydliwe gesty.

„Mój zięć na dzień dobry w pracy usłyszał od swoich angielskich szefów: a ty co jeszcze się nie spakowałeś ? i śmiech: Po dwóch godzinach pracy usłyszał, że ma iść do domu bo nie ma dla niego pracy i ma wolne 5 dni może potem zadzwonią. Młody chłopak był załamany” .

„Ponieważ pracuje w szkole z dziećmi… i moja koleżanka z która pracuje dała post na facebooku że “out you mother suckers” to dotyczy wszystkim emigrantów włącznie też ze mną zareagowałam, to później brzydko mi odpisała ze jakim prawem ją obwiniam …ze ona jest prawowitym Angolem… i może głosować jak chce … ze co mnie to k** obchodzi? Że widocznie jestem nieprzyjacielem…..to tak osoba postępuje co pracuje z dziećmi w dodatku w katolickiej szkole???”.

 

Podczas, gdy kwestia powtarzających się ataków na Polaków przechodzi w brytyjskiej prasie praktycznie bez echa, tematem zainteresowali się już dziennikarze z Francji. O eskalacji przemocy w stosunku do Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii informuje na swoich łamach m.in. „Le Figaro” oraz „Le Monde”. Francuskie media zwracają uwagę na fakt, że Polacy stanowią obecnie najliczniejszą mniejszość narodową na wyspach, a ataki na tle rasowym, do których dochodzi np. w Harlow, określają mianem „ksenofobicznych”. (Dok. nast.)

 

Roman Boryczko,

wrzesień 2016

 

One thought on “Zadbać o nasz polski interes!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*