Scenariusz optymistyczny i zupełnie realny

Ukraina - 14. lipca 2014 r.Od lat na świecie dzieje się tylko gorzej. Wojna za wojną… Chaos, który ogarnia coraz większe obszary świata. W dodatku coraz bardziej oczywiste i realne staje się to, iż jest to tylko wstęp czy preludium, że może być jedynie jeszcze gorzej – to, co dziś się zasieje, jutro będzie przynosić stukrotny plon – więcej wojen, chaosu, rządów fanatyków. Nie trzeba patrzeć przenikliwie, by w tym, co dziś rozgrywa się na Bliskim Wschodzie, ujrzeć konsekwencje interwencji USA w Iraku i Afganistanie. Zdarzenia już dawno wyszły poza ramy Bliskiego Wschodu – objęły północną Afrykę, a od roku bezpośrednio także Europę. Ukraina powoli przypominała Syrię albo Libię – jeśli już dziś jej nie przypomina. Nie trzeba być przenikliwym obserwatorem, by dostrzec, że owe wydarzenia są reżyserowane (szczególnie nieudolnie – grubymi nićmi – był szyty Majdan i prowokacje z nim związane – niestety i w tym względzie następuje poprawa – tzw. ostrzał Mariupola miał już większe szanse prawdopodobieństwa, choć z pewnością dla specjalistów nie przedstawiało problemu dokopanie się do prawdy) i wpisują się w większy scenariusz, którego zakres jeszcze trudno przewidzieć.

Prawdopodobnie scenariusz jest wielowariantowy. Na dobrą sprawę w dniu dzisiejszym może się zdarzyć wszystko: odnowione konflikty z nową siłą na Bałkanach czy Kaukazie. Podobny do ukraińskiego scenariusz na Białorusi, konflikty i prowokacje względem ludności rosyjskiej (na Litwie także wobec Polaków) w republikach bałtyckich. Również gorący konflikt w Polsce, wychodzący poza ramy zwyczajowej i już rutynowej – zimnej wojny domowej w RP. Oczywiście ktoś, kto czyta o wojnie domowej w Polsce, każe popukać się w czoło. Ale czy nie tak samo ludzie podchodzili na Ukrainie do scenariusza wojny domowej jeszcze 1,5 roku temu? A powodów, o które można się w RP pobić – jest sporo. Od żołnierzy wyklętych po kwestie religii czy mitycznej już dekomunizacji, uważanej przez wielu za niezbędną i wszystkiemu winną.

Fundamentalnych linii podziału jest pełno, jak i głupców – umiejętności prowadzenia dialogu i wzajemnego szacunku nie ma wcale. Oczywiście większość społeczeństwa ma to „gdzieś” – nie inaczej jednak było i na Ukrainie. Są bowiem tacy specjaliści, co najbardziej apatyczne społeczeństwo wprowadzą w amok. A sposób, w jaki ludzie starają się oddalić od szaleństwa świata, z dawna nieskuteczny. I to nie jest najgorszy scenariusz – coraz bardziej realna staje się nuklearna apokalipsa – a poziom wzajemnej wrogości i nieufności można porównać do czasu konfliktu kubańskiego, zdecydowanie przewyższającego ten z późnego okresu zimnej wojny. Także poziom wojennej propagandy, jakim poddane są zachodnie społeczeństwa, nie ma bliskich analogii i można szukać odniesień jedynie wobec amerykańskiej psychozy antykomunistycznej w czasach Maccartyzmu.

Wojny religijne, wojny domowe, płonące Bliski Wschód i Afryka, prowokowanie peryferyjnych konfliktów z Rosją, angażująca jej siły, środki i autorytet, ale też możliwa otwarta wojna. Z tego powodu są prawdopodobne negatywne i drastyczne scenariusze w całej już włączonej do UE Europie Wschodniej, a szczególnie tych krajach, których da się użyć przeciw Rosji. Oczywiście Rosja nie jest głównym celem. Cele możliwe i jeszcze nie ujawnione (no, poza nieudaną „kolorową rewolucją” w Hong Kongu) to najbardziej prawdopodobne ustanowienie „ładu” na cały XXI w. w ten sam sposób, w jaki dwie wojny światowe przyczyniły się do dominacji USA w wieku XX. A tym głównym zagrożeniem dla amerykańskiej potęgi XXI w. jawią się Chiny, ale i inne kraje dopiero wschodzące (Amerykanie postępują prawdopodobnie wedle scenariusza, by najpierw rozprawić się pomniejszym przeciwnikiem, jakim wedle nich jest obecnie Rosja i odciąć konkurenta od zasobów energetycznych, główny problem zostawiając na później). Oczywiście, co widzimy, już dziś opór przeciw takiemu scenariuszowi będzie tylko narastał. Tak więc to, co wczoraj było mało realne lub zgoła fantastyczne, dziś nabiera prawdopodobieństwa. A to, co powyżej zostało napisane, to tylko ogólny zarys – bez wnikania w szczegóły i warianty, np.: możliwe okresy odprężenia. Dlaczego tak się dzieje, nie trudno dociec – światowy hegemon jest zagrożony swej dotychczasowej potędze i stara się ją desperacko zachować. Zyski – lub mówiąc inaczej wartość dodana – kurczą się niepomiernie i dzielone są w dodatku wedle kilku nowopowstających w świecie ośrodków. Coraz bardziej niewydolna maszyna wymaga zaś coraz większych środków, by utrzymać postęp technologiczny i przewagę wojskową. Dlatego też kurczy się ilość dostępnego tortu lub ilość bogactwa, skapującego społeczeństwom pierwszego świata, pomimo niesłychanego wszak postępu, jaki przecież myśląc zdroworozsądkowo – powinien się przekładać na bezpieczeństwo socjalne i dostatek coraz większej liczby ludzi. Choć tak naprawdę warunki są ku temu, by zapewnić je wszystkim mieszkańcom ziemi, zaczyna spokoju i dostatku brakować także społeczeństwom tzw. pierwszego świata. System więc, w którym żyjemy, jest z gruntu irracjonalny i to na wielu poziomach.

Orły ukrzyżowane w zoo Janukowycza

Czy istnieje jednak optymistyczny scenariusz – nie zakładający jakiś nadzwyczajnych cudów w rodzaju wszechświatowej rewolucji społeczeństw, które zwykły trwać w apatii czy nawrócenia się przywódców na „dobrą stronę mocy”. Istnieje i jest dość oczywisty. Lapidarnie ujął to Gorbaczow (postać wcale nie taka znów pozytywna, jak zwykło się ją nam ją przedstawiać) twierdząc, że USA jest potrzebna ichnia pierestrojka – okres transformacji i przeobrażenia. Przy czym nie on tu odkrył Amerykę – było oczywiste, iż zmiany muszą przejść w samym centrum systemu. Gensek ZSRR był tylko właściwym człowiekiem, mogącym to lapidarnie określić, a jego głos został usłyszany.   Oczywiście, wielu ludzi wskazuje, że w kulturze amerykańskiej nie ma miejsce na takie zachowanie – że w archetypie szeryfa i zdobywcy Zachodu nie ma miejsca na przyznanie się do błędu czy zaakceptowania przegranej i ograniczenie swoich aspiracji. Jednak kultura póty jest żywa, póty umie się zmieniać i dostosowywać. Wycofanie się z Wietnamu USA jakoś przeżyły. Więc i to przeżyją – a jeśli będą mądre, poniosą mniejsze koszty niż kiedyś ZSRR. Czym się ma objawić taka transformacja – głównie rezygnacją z dotychczasowej polityki zagranicznej i opisywanego wyżej scenariusza. Choćby poprzez czasowe wycofanie się za oceany, w gospodarce zaś przez rezygnację z dominacji dolara w światowym handlu. To z kolei oznacza wiele zmian.

Dla Ameryki zaś nadejdzie chwila, by powrócić do czasów, kiedy coś produkowała. Ma ona wystarczająco dużo zasobów – urodzajnej ziemi, bogactw naturalnych i potencjału technologicznego, by przejść pomyślnie takie przeobrażenie. Transformacja taka oznaczałaby jedynie upadek kapitalizmu finansowego w swej skrajnie pasożytniczej formie, w jakiej trwa on obecnie. Upadłyby więc w większości wielkie korporacje i niebotyczne fortuny, nie mające żadnych odniesień w realnym świecie i realnej gospodarce. Zmieniłaby się i urealniła również struktura cen. Przestało by się prawdopodobnie opłacać produkowanie rzeczy krótkotrwałego użytku – a to z prostego powodu: za surowce trzeba by płacić realną pracą – a nie brać je na kredyt, w dodatku przeważnie bezzwrotny. Świat zyskał by wiele centrów lokalnych centrów, w których (lub pomiędzy którymi) mogły by powstawać nowe formy organizacji społecznej. Zmiana nie byłaby wielka – ale istotna. USA nie zrezygnują z dotychczasowej polityki dobrowolnie – rezygnują, kiedy realizowany dotychczas scenariusz stanie się nierealnym i napotka na większy – niż zakładano – opór. Oczywiście historia się na tym nie skończy Wszak należałoby rozbroić wtedy wszystkie mocarstwa, by podobne zagrożenie nie mogło się powtórzyć, a najlepiej wręcz zrezygnować z kapitalizmu.

Jednak na dziś podstawowym celem, jaki powinien stanąć przed wszystkimi ludźmi dobrej woli na świecie, zdaje się być powstrzymanie światowego hegemona w jego zaborczym pędzie i skłonienie USA do porzucenia dotychczasowej polityki. I tu okazuje się, że jest miejsce dla nas. Walka z wojną, z wojenną retoryką, popieranie tych sił, które stawiają opór polityce światowego hegemona (nie jest nim np. Państwo Islamskie, zabawka, stworzona na potrzeby imperialnej polityki – zabawka, nad którą – co jest możliwe – USA mogły stracić częściowo kontrolę, stąd ich celem może być zastąpienie jednej zabawki drugą, już bardziej kontrolowalną – albo także odzyskanie utraconej kontroli poprzez zmianę kierownictwa itd…), przeciwstawianie się wojennej polityce i wojennej propagandzie. Nie tylko w swych zewnętrznych przejawach, bo taki opór nigdy nie będzie skuteczny. Szczególnie ważne i istotne jest to w Polsce, gdzie z przyczyn historycznych retoryka antyrosyjska (która jest miksowana z prymitywnym antykomunizmem) jest łatwo akceptowalna, a stała się ona bazą dla całej pro-wojennej propagandy. Całe szczęście, iż propaganda ta, mimo iż posiada nieograniczone możliwości, sięgnęła granic absurdu i nonsensu, przeto sama sobie szkodzi i unieszkodliwia (a nie, jak krzyczą polskojęzyczne – głównie niemieckie – mass-media, żadna Putinowska agentura). To też jest wielki, nowy tektoniczny podział w dotychczasowym świecie polityki. Mamy bowiem do czynienia z pro-wojenną i antywojenną lewicą (!?!), tak samo, jak i z prawicą. Im tedy większy opór, tym większe szanse na optymistyczny scenariusz. Optymistyczny scenariusz – to odwrót od neoliberalnego porządku zglobalizowanego kapitału. To wzmocnienie sił egalitarnych, socjalnych i odśrodkowych. To załamanie konsumpcyjnej utopii i powrót wielkich społecznych idei.

Artur Kielasiak

One thought on “Scenariusz optymistyczny i zupełnie realny

  • 13/03/15 o 15:00
    Permalink

    Żeby jeszcze udało się przekonać jak najwięcej ludzi, bo mainstream mimo wszystko nadal silny w Polsce. Trochę mnie przeraża jak coraz więcej osób zachwala kapitalizm neoliberalny wobec jego ewidentnej porażki od 25 lat. Za to USA boryka się z tego co wiem z dość silnymi ruchami odśrodkowymi i tu też tli się płomyk nadziei 😉

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*