Misja znudzonego samobójcy

 

A jednak doczekałem się „dzieła”, choć kinematografii klasy C, ale jako prekursor poprawności politycznej idealnie wpisuje się ono w zakłamaną rzeczywistość naszych czasów. Orwellowski Rok 1984 i jego „Ministerstwo Prawdy” są dzisiejszym postrzeganiem historii, czyli wszystkiego złego co było, teraźniejszości jako studium jej przeinaczania i spłycania oraz wizji przyszłości, gdzie miejsce będą miały tylko jednostki wybitne a wszyscy zbędni znikną. Film nikomu nieznanego reżysera brytyjskiego Marka Nuttalla Soldiers of the DamnedSamobójcza misja jest dziecinnym, nieudolnym przecieraniem szlaku pod być może wielkie, kłamliwe dzieła dla „proli” naszych czasów. Zawsze ktoś musi zacząć. Mark Nuttall postanowił widza edukować po swojemu. Już w pierwszych minutach filmu widz dowiaduje się prostych prawideł.

Według reżysera żołnierz niemiecki nie chciał dokonywać zbrodni, bo był zwyczajnym człowiekiem, wplątanym w wir hekatomby II wojny, wywołanej przez zakon diabłów. Byli to tajemniczy wyznawcy sił ciemności z Ahnenerbe (Towarzystwo Badawcze nad Pradziejami Spuścizny Duchowej, Niemieckie Dziedzictwo Przodków), Lebensborn (Źródło życia) organizacja, mająca na celu rozród nazistów i SS – elitarna armia fanatyków. Niczemu nieświadomi chłopcy w mundurach Wehrmachtu byli pełni honoru i współczucia. Podczas działań wojennych męscy, ale też i stosujący się do wszelkich konwencji o ochronie jeńców. W filmie pochylają się nad gwałtami nad cywilami (zabijając złowrogich SS-manów), uwalniają sowiecką snajperkę, którą również próbowano zgwałcić, zachowują się w sposób niesubordynowany wobec oficera SS.

To pokazuje młodym widzom inny, zaskakujący i przeinaczony obraz nazistowskiego oręża, co w swej pysze – niezależnie od formacji – popełniało zbrodnie wojenne, jak i zbrodnie przeciw bezbronnej ludności cywilnej.

Teraz garść z fabuły tego dziwnego „dzieła”. Samobójczą misją kilku żołnierzy ma być przedostanie się wraz z szefową Ahnenerbe poza linię frontu w rejonie Rumunii. Mają trafić do tajemniczego lasu, gdzie znajduje się ukryty starożytny artefakt, który ma odwrócić bieg wojny. Wiadomo, marzeniem Hitlera w ostatnich dniach wojny była Wunderwaffe (cudowna broń), zaawansowana technologicznie siła, mogąca odmienić bieg bitewnych potyczek na morzu, w powietrzu i lądzie.

W naszym filmie reżyser tajemniczą siłę przedstawił jako demona, mieszkającego wśród głębokich kniei. Fabuła w tym momencie ociera się z jednej strony o makabryczną groteskę np. na członka poprzedniej misji z nieba spada czołg Panzerkampfwagen VI Tiger, zwany popularnie Tygrysem i rozjeżdża go gąsienicami. Reżyser zadbał, by truchło z rozrzuconymi flakami było odpowiednio i smakowicie wyeksponowane. Twórca tego minimalistycznego obrazu poczuł również – z sadystyczno-perwersyjną lubością – misję przedstawienia widzowi pełnej gamy torsji. Żołnierze niemieccy jak i Sowieci przez długie minuty filmu pięknie i z gracją wymiotują.

Istota, mieszkająca w rumuńskim lesie jest stworzonym najniższymi kosztami efektów specjalnych żenującym hologramem, który lata od lewa do prawa, wywołując strach i panikę. Żołnierze próbują się bronić lecz zamieniają się w kupkę białego proszku. Proste, prymitywne i bez jakiegokolwiek polotu. Prekursor głupoty robi dobrą robotę. Drogi Widzu – historię można przedstawić i w ten sposób – wtedy wszelkie ludzkie zachowania pozbawione hamulców złożyć możemy na karb demonów, strzyg i wilkołaków. Jeśli trafiliście w Sieci na Dariusza Kwietnia i jego wariacje na temat wałbrzyskiego kompleksu Riese, to wiecie, o co chodzi. Wilkołaki, UFO i „otwarcie wrót”, o jakich wciąż mówi. To bardzo wygodna narracja dla dzisiejszych adwokatów katów, którzy uniknęli kary. Ich uczynki dziś będą przedstawiane jako zwyczajny błąd ludzi, co padli ofiarą kuszenia magów, mających kontakt z tajemniczymi siłami. Za nic już nie trzeba odpowiadać, za nic nie trzeba oddawać pieniędzy, należnych za poniesione straty… Nie trzeba przepraszać czy pochylać się nad wyrządzoną krzywdą.

Myślę, że w interesie współczesnych Niemiec jest zmasowana produkcja takich „dzieł”, w jakich młode pokolenie dostanie odpowiedź na wszystko. W interesie ofiar (niektórych) jest również popieranie takiego procesu przeinaczania rzeczywistości, bowiem projekt, zwany III Rzeszą, oprócz inżynierii społecznej był dla współczesnych Niemiec wielką podwaliną biznesową. Komuś jest wygodnie, iż jesteśmy słabi, że jesteśmy pośmiewiskiem świata. Dzisiejsza Europa (nie tylko Polska) upada, a choruje na aplikowaną każdego dnia post-prawdę. Nasze życie jest mirażem i ułudą budowania czegokolwiek. Byle łachmaniarz czy desperat jest w stanie to wszystko zburzyć. Dzieci uczy się rozwiązywać spory poprzez skargi i donosy do nauczycieli. Tępi się przejawy samoobrony i niezależnego myślenia. Europa, jaką znamy, na naszych oczach się kończy. Jeżeli nie będziemy mieli pomysłu na Polskę w nowej rzeczywistości, to chaos u nas będzie dotkliwszy, bo jesteśmy ekonomicznie biedniejsi.

Społeczeństwa zachodnie popadną w biedę klasową i nie będzie od tego odwrotu, gdyż nad tym czuwać będą wycelowane lufy karabinów, podsłuchy i skanery myśli. Dla biedniejszych zorganizowano los okrutniejszy. Zostaniemy skutecznie wymieszani, niczym w wieloskładnikowej potrawie. Za kilka lat już nikt nie będzie wiedział, czy Polska to jeszcze żydowska grochówka, tunezyjski bigos czy ukraińskie pielmieni. W imię poprawności politycznej staniemy w szeregu rzeczywistości końca. Bez prawdy, bez szans na lepsze, wykastrowani z buntu i wiary. Tego nam potrzeba? Tego chcemy?

Roman Boryczko,

kwiecień 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*