Dziwne te miłosne umizgi… (2)

Sama Polska wydała na pomoc wojskową Ukrainie – jako gest pozabudżetowy – ok. 7 mld. Ponad 200 czołgów T-72, zmodernizowanych do systemów NATO,  kilkadziesiąt bojowych wozów piechoty, haubice samobieżne 2S1 Goździk, a także wyrzutnie rakietowe Grad. Polska przekazała też rakiety powietrze-powietrze do samolotów MIG-29 i Su-27 oraz drony produkcji polskiego WB Electronics. Jak uważa jednak gen. Pacek, większość broni jest przekazywana jako darowizny. Wiadomo jednak, że Ukraina płaci gotówką za niewielką część sprzętu, która dociera z Polski i Zachodu.

Dzieje się tak z prostego powodu – ten kraj po prostu nie ma na to teraz pieniędzy, w końcu gospodarka Ukrainy stanęła. Była mowa o transakcji wiązanej Polski z Niemcami, ale przecież każdy z nas potrafi liczyć i wie mniej więcej, ile czołgów Niemcy mają u siebie w kraju. Również każdy, kto nie trzyma głowy w swoim zadku, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że darowizny – jeśli będą – pójdą do krajów, które kupują niemieckie uzbrojenie, lub które są w trakcie zakupów i gdzie taka darowizna może przesądzić o wyniku przetargu.

W ostatnim czasie to Chorwacja, Litwa i Węgry, a mogą dojść do nich Słowacja i Słowenia. Być może również Czechy. Tak się składa, iż to kraje w orbicie niemieckiej, a Polska..? W Polsce szaleństwa banderowskiego część kolejna i w roku 2023 gruchnęła wieść za sprawą gryzipiórków zza Oceanu – Wall Street Journal – że nasze orły rozważają przekazanie Ukrainie wyprodukowanych w Niemczech czołgów Leopard w liczbie ok. dwustu. A może i świeże dostawy koreańskie tam trafią?

Dziś Polska pod zarządem takich „elit”, jakie aktualnie dzierżą nad nami władzę, a które za sprawą rosyjskiej agresji znalazły się w wyjątkowym momencie historii wraz z Ukrainą i Ukraińcami. Według mnie i tego, co obserwuję, druga strona na kanwie międzyludzkiej nie rozumie chyba powagi zdarzeń. O ukraińskich politykach, oligarchach czy wojskowych już nie wspomnę.

Polski prezydent, Andrzej Duda, stał się dla swojego narodu czymś w rodzaju pacynki i autora wielkiego wstydu, jaki nam przynosi jako reprezentant RP na arenie międzynarodowej. Gorliwość, z jaką polski prezydent wychwalał polsko-ukraińską przyjaźń, jest sztuczna i nierealna. Skoro nawet w relacjach między ludźmi największe przyjaźnie mogą nieraz zamienić się w gruzy, to tym bardziej w relacjach między państwami konieczna jest pewna wstrzemięźliwość w zbyt daleko idących deklaracjach. Churchill w ogóle mawiał, że Wielka Brytania nie ma przyjaciół, tylko interesy.

W „gorączce” ukraińskiego konfliktu polskie „elity” oszalały i chyba całkowicie zapominają o tym, co widzi Suweren. Ten tymczasem już dawno sygnalizuje na portalach społecznościowych w Internecie, iż nie ma wspólnych celów a jest interes Ukrainy – chce ona na polskich plecach wejść w określone środowisko sojuszów, biznesów, geopolityki…

Czy Polki, Polacy i nasza Ojczyzna – Polska są gotowi na taką przyjaźń z Ukrainą, w której może okazać się, że to nie my będziemy ostatecznie jej głównym partnerem? Czy dopuszczamy do siebie myśl, iż teraz możemy być jej największym adwokatem w staraniach o integrację z Zachodem, ale później największe interesy Kijów będzie prowadził z Berlinem, Paryżem, być może (jeśli przegra) z Rosją, Chinami, Turcją, Węgrami i innymi stolicami, omijając z daleka Warszawę?

Nawet z samą odbudową Ukrainy po tym wyniszczającym konflikcie i wielkimi kontraktami wszystko jest palcem na wodzie pisane… Czy angażując się teraz tak bardzo za darmo, za dobre słowo (czasem nie pada nawet dziękuję!) – kontekst wojny to tłumaczy – w chęć wybaczenia win przeszłości, będziemy gotowi upomnieć się kiedyś o poszanowanie polskiej pamięci, wrażliwości i krzywd naszych ojców  w momencie, gdy sama Ukraina podźwignie się i będzie starała się wrócić z martwych?

Dziś znów powracają demony federalizmu, wspólnej krótkiej kołdry, I RP, jej narodowościowego tygla i oczywiście dramatu takiej sytuacji…  Cofnijmy się lata wstecz. W zamian za uznanie swojej państwowości strona ukraińska musiała uznać przyłączenie Galicji Wschodniej oraz zachodniego Wołynia do Rzeczypospolitej. Z tego powodu ukraińskie elity zarzuciły Petlurze zdradę interesów ukraińskich, wyrzeknięcie się 10 milionów Ukraińców (w rzeczywistości połowy tej liczby) w zamian za zgodę na istnienie kadłubowego państwa ukraińskiego, ograniczonego do Ukrainy prawobrzeżnej. „Polska wchodzi na drogę nowego porozumienia z Ukrainą i ja tutaj uroczyście oświadczam, że w moim przekonaniu nie może być wolnej Polski bez wolnej Ukrainy i wolnej Ukrainy bez wolnej Polski”  Ignacy Daszyński.

Słowa te wypowiedziane zostały 25. marca 1920 r. podczas bankietu, wydanego przez Ukraińską Misję Dyplomatyczną w hotelu Polonia w Warszawie, w przerwie prowadzonych wówczas rozmów w sprawie zawarcia przymierza polsko-ukraińskiego (trafnie określanego później od nazwisk głównych protagonistów „sojuszem Piłsudski-Petlura”). To, co dostrzegał wówczas przywódca socjalistów, nie znajdowało zrozumienia u większości Polaków. Co do Piłsudskiego to też warto się zastanowić: kto kogo wykorzystał i okłamał? Piłsudski – Ukraińców czy Ukraińcy – Piłsudskiego?

Ukraińcy jeszcze w 1919 r. mieli 250 tysięcy wojska, ale po ucieczce Niemców zaczęli walczyć ze wszystkimi sąsiadami: z Polską, Rosją (Białą i Czerwoną), z Rumunią, a nawet pomiędzy sobą. W 1919 roku mogło powstać państwo ukraińskie – ZURL – w Małopolsce Wschodniej, którą ententa chciała podzielić pomiędzy Polskę i Ukrainę – linia Barthelemego. Polska miała otrzymać zachód: Lwów i Drohobycz, a Ukraińcy wschód – Tarnopol, Stanisławów, Trembowlę, Halicz, na co nie zgodzili się… Ukraińcy. Petlura był człowiekiem bez znaczenia, który miał tylko 15 000 wojska – i bez poparcia, a zamiast w Kijowie rezydował w… Kamieńcu Podolskim.

Oczywiście Polska też popełniła błąd, bo powinna stworzyć na Wołyniu Ruski Obwód Autonomiczny dla Ukraińców. Ale to już wyłączna wina Piłsudskiego, który od roku 1926 był dyktatorem i właśnie na Wołyniu nadawał ziemię osadnikom wojskowym z I Brygady, którą dowodził. Mijają lata a historia wraca jak bumerang.

Wołodymyr Zełeński przed polskim Zgromadzeniem Narodowym stwierdził m.in., że między Polską a Ukrainą „nie ma już żadnych granic”, a wraz z państwami bałtyckimi „jest nas 90 milionów” i „razem możemy wszystko”. W trakcie swojego wystąpienia przed parlamentem ukraińskimi wtórował mu treściowo prezydent Andrzej Duda, zapowiadając podpisanie nowego traktatu. Minął prawie rok „ruskiego” szaleństwa, które ogarnęło dwa kraje, toczące wojnę domową a w sprawie federacji, czy innej miłości na siłę „pod auspicjami prezydenta” Rzeczypospolitej ciągle trwają rozmowy ze stroną ukraińską – w jaki sposób ukształtować wzajemne relacje po wojnie.

„Po oby jak najszybciej zakończonej wojnie, ale wojnie zakończonej dobrym pokojem. Jeśliby ta wojna miała się zakończyć na warunkach Putina, Kremla, to nie daj Boże – ponieważ będzie to oznaczało, że świat jest bardziej niebezpieczny, a Polska jest w gorszym położeniu niż dzisiaj” – Andrzej Duda słowami narysował kolejną piękną porażkę. Porażkę prezydenta-„gapcia” i jego narodu, jako smutnego końca tej historii i… bander-histerii.

Roman Boryczko,

na początku nowego roku 2023

2 komentarze do “Dziwne te miłosne umizgi… (2)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*