Niezależny III obieg literacki w Polsce (6)
Skafander
Magazyn Grupy Literackiej 44 Skafander – tak brzmi pełna nazwa art zine’a, ukazującego się w Szczecinie od roku 1986. Był jednym z pierwszych art zine’ów w Polsce. Na okładce 3 numeru autorzy zamieścili „manifest”, który miał wytyczać ich drogę w III obiegu. Ten przewrotny manifest nosi tytuł Głową w mur:
„Szukamy czegoś nowego… Chcemy się wyzbyć sztucznej, pseudosentymentalnej pozy. Poeci najczęściej mówią o sobie tak: jestem romantyczny, kocham muzykę klasyczną, długie spacery i przyrodę… Otaczają się ścianami książek. Wyobrażamy sobie ich, jak katują się nad biurkami w swoich dusznych pokojach. My należymy do innej kategorii poetów. Jesteśmy gotowi stworzyć inny obraz poety – w naszym przypadku młodego poety! Wydaje nam się wciąż, że potrafimy stworzyć nowy język poezji – nową poezję, nową literaturę. Może ten numer Skafandra jeszcze nie świadczy o tym. Wierzymy w siłę słowa. Wierzymy, że słowa mogą „przenosić góry”, jak bajkowe zaklęcia. Ale muszą to być nowe słowa, zdania, musi to być nowa poezja. O tę poezję występujemy. Jeżeli niczego nie potrafimy dokonać, to nie szkodzi. Przynajmniej pewni będziemy, że próbowaliśmy. Pewni będziemy, że cokolwiek w ogóle robiliśmy. Miast trwonić czas na bezsilne narzekanie i załamywanie rąk – walimy głową w mur…”[1].
Autorzy często łamią na łamach pisma wszelkie tabu… Np. nr 8 (1988 r.) w całości poświęcony był tematowi seksu… Wyróżnia ich także tematyka homoseksualna w liryce. Czyżby to było waleniem głową w mur? Do roku 1989 ukazało się 10 numerów. Od roku 1990 Skafander był oddzielną wkładką do zine’a Garaż. Ukazywał się głównie w formacie A-4 i A-5, od 12 do 28 stron powielanych na ksero. Jako pierwszy został opisany w prasie oficjalnej – Na przełaj z 1988 roku. Zawartość często stanowiły wszelakiej treści artykuły, ale w każdym numerze pojawiało się także kilka wierszy. Warto zacytować wiersz podpisany przez Michała Łukasza, zamieszczony w Skafandrze nr 9 z roku 1989:
Wyliczanka dla kochanka
Skorupy nóg i dłoni zamknęły w sobie
zdrowy rozsądek.
Papieros palił się krzywo na znak,
że ktoś powiesił mnie na szubienicy wspomnień.
Na ulicy trwały strajki
a matka zwijała się na rozklekotanym tapczanie
żądna męskości kogokolwiek.
Ksiądz witał powracających z wakacji
szczególnie chłopców, kandydatów
na pornostrantów.
„Na mieście” zabrakło prądu,
a mnie pożarł głód znudzony pornografią.
Kolejki po chleb przekonały
o słuszności grania do kotleta.
Korowody milicyjnych suk węszyły
za niedojrzałą frustracją.
Kanibalizm mój drogi. W puszkach i spodniach
przypiłował mi rogi nadane przez
komisję poborową.
Radio dla znormalizowanych
ktoś wyrzucił przez okno,
a blask latarni kalkulował
dochód naturalny brutto.
Pędzle zlepione czerwoną farbą
zdychały spragnione miłości błękitu.
16-letnia gówniara zatrzasnęła drzwi
klatki schodowej tak, że zepsuty automat
wyrzygał wszystkie złotówki.
Będzie miała na lizaki „antybaby”.
Roznosiciele mleka spali spokojnie,
nic nie wiedząc, że komary też roznoszą AIDS.
Kakao rozlane na porannym dzienniku
mruczało przebudzankę:
Jak cię nie kochać
cholerny kraju rodzinny ?
Tekst powyższy przedstawia w sposób bardzo sugestywny obraz codzienności lat 80. Forma – połączenie układu wierszowego z tokiem opowiadania – to powtarzający się zabieg stylistyczny w twórczości Skafandra. Autorzy pisma co krok raczą nas w cyklu pt. Zanim założysz skarpetki informacjami typu: „Milion wyobrażony jest w hieroglifach egipskich rysunkiem klęczącego człowieka wznoszącego w zdumieniu ramiona” lub: „Wymówienie każdego słowa wymaga użycia aż siedemdziesięciu dwóch większych i mniejszych mięśni”… Sensacyjną opowieść o śmierci Eisenhowera (według autora opowiadania zginął przygnieciony przez pękniętą oponę transsyberyjską) zatytułowana po prostu: Krótka historia długiego życia Dwighta Dawida Eisenhowera, który mógł urodzić się wszędzie, ale zrobił to tam, gdzie zrobił, z sobie tylko znanych przyczyn. Lektura Skafandra jest zaskakująca…
XeRRo
Autor Dariusz Świętoń (pseud. Dariusz Patison I) zaczął wydawanie art zine’a XeRRo po wysłuchaniu wspomnianej już przeze mnie audycji Ręka Boksera o art zine’ach w programie III Polskiego Radia w 1993 roku. Co ciekawe nigdy art zine’a nie widział i dzięki temu stworzył chyba najoryginalniejsze pismo, jakie pojawiło się w obiegu niezależnym. Pierwszy numer w całości napisany jest ręcznie; okładka składa się z kilku elementów, również ręcznie zdobionych. Numeracja stron jest zupełnie przypadkowa – w kolejności stron: 3, 217, 36, 24 itd. Taką numerację i zdobnictwo stosuje zresztą we wszystkich numerach. Wkleja zdjęcia, kolorowe kartki, przypala strony, maluje je; prawie każda ze stron jest przycinana w różnym formacie. Autor musiał się bardzo napracować nad każdym egzemplarzem. W XeRRo publikuje głównie swoje wiersze i opowiadania. Piewca „wolności totalnej”. Dariusz Patison I został zresztą czynnym „działaczem” trzecioobiegowym. Do roku 1998 ukazało się 6 numerów tego art zine’a [2]. Wydawał także tomiki wierszy i zbiorki prozy.
Latawce
Oddechy pierwsze wiosny
Kojarzę w pierwszą miłość
Podniecająca jest
Świeżość
Zieleni pąków na drzewach
I dzikość powiewu gdy nas owiewa
Już czas – mówi Wojtek więc wieczorem
Kleimy z bibułek kolorowe latawce
Słucha pogody przegląda mapy
Ja resztą farby maluję na nich kwiaty
Chińskie smoki i znaki
A kiedy schną pijemy wino
I o pierdołach rozmawiamy
Kryjąc niepokój
O siłę
Wiatru kierunek i gęstość chmur
Kaprysy aury tam i tu i rano
O świcie
Wcześnie rano
Już czas – spokojnie
Jedynie ptaki
I wypuszczamy nasze barwne
Psychedelicznie mentalne latawce
– z podwieszonymi bombami
XERRO nr 1, 1994 rok
***
Pustą ulicą biegnę
w głąb ciemnej
i przerażającej mnie nocy
gdzieś z dachu
naprzeciw
w mą rozpaloną skroń
snajper bośniacki
celuje z procy
przez noktowizora szkło
XERRO nr 3, 1994 rok
Alternatywa
mam do wyboru:
albo zabić ciebie i samemu
zostać uzurpatorem
albo zabić siebie i pozostawić
wszystko otwarte
albo zabijając nas wszystkich
zakończyć sprawę
albo usiąść
wypić kawę
a potem z godnością
jak przystało na błędnego rycerza
Opróżnić nadmiar moczu z pęcherza
XERRO nr 2, 1994 rok
Twórczość zamieszczana w XERRO, a szczególnie prace samego autora, to przykład właśnie takiej spontanicznej, niczym nieskrępowanej działalności. Własna gazetka z własną twórczością; dzielenie się własnym spojrzeniem na świat – to cały urok tego typu wydawnictw. Pytanie – czy wnosi to coś świeżego do literatury? Nie wiem, ale wspierając się twierdzeniem, iż lepiej robić coś niźli nic – zawsze stanę w obronie tego typu wydawnictw. Jest jeszcze jeden argument – ta literatura nie pretenduje do tego, aby być uznaną; nie porusza bardzo często „ważnych” tematów, tylko zajmuje się dniem bieżącym, codziennością, dotyczącą tylko pewnej grupy osób – osób istniejących w obrębie III obiegu. Sami dla siebie piszą i wzajem się inspirują.
Mała Ulicznica
Pismo stworzone w 1990 roku przez czwórkę (ówczesnych) studentów lubelskich uczelni: Pawła Łatę, Mariusza Stasiaka, Tomasza Zdunka i Jarosława Górnego. Ukazywało się głównie na ograniczonym, lokalnym terenie w ograniczonym nakładzie – 11-30 egz. Odbijany na ksero do numeru 4 – potem już skład komputerowy, większy zasięg i nakład rzędu 100 egz. Posiadam jedynie numer 9 z 1987 roku i na nim skupię swoją uwagę. Na 112 stronach zawiera w większości artykuły (do numeru 4 zawierał same wiersze i opowiadania), komiksy, wiersze i próby prozatorskie. Tematyka różna np. artykuł pt. Czy Adam i Ewa mieli pępki? Dużo opowiadań i co ciekawe tłumaczenia wierszy z zine’ów zachodnich! Warto kilka przytoczyć. Z zine’a Sparrow z USA utwór pt. Szachy, a obok wiersz Joeri z zine’a Emotive Impulse z Belgii:
Grałem kiedyś weź moją KREW
ze śmiercią ssij moje żyły
w szachy niech me arterie WYTRYSNĄ
i przegrałem poliż rany
K….! czuj smak mojego
Musiałem ELIKSIRU życia
umyć jej nie chcę nic w zamian
samochód naprawdę
Zamieszczone są także w tym numerze przedruki komiksów hiszpańskich, słowackich, komiksów Kurta Beaulieu – bardzo kontrowersyjnego i często nie rozumianego przez odbiorców. Część przedruków[3] pozostawiono bez tłumaczeń. Ten numer skupia się bardziej na publicystyce niż liryce. Widać duże wpływy surrealizmem w wydaniu Borisa Viana – choćby rysunek, zamieszczony w opisywanym numerze (pamiętam jeszcze inne nawiązania do prozy Viana z innych numerów pisma), obrazujący zakończenie książki Piana złudzeń.
Prozę tegoż pisma cechuje ówczesność problemów ludzi, związanych ze środowiskiem zine’owym. Pismo uznane za najlepsze przez recenzentów zine’a informacyjnego Wiatry piekieł. (cdn.)
Krzysztof Kaim
Przypisy:
[1] Skafander nr 3, marzec 1987 rok;
[2] Słownik literatury polskiej urodzonej po 1960 roku, str. 228;
[3] Pamiętam bardzo interesujący artykuł zamieszczony w pisemku Gaz Eta, a przedrukowany z węgierskiego zine’a – ale niestety nie przetłumaczony…