Dopalacze w drodze ku zatraceniu (3)

Rocznie z powodu korzystania z legalnego kupowania alkoholu umiera na świecie ponad 3,5 miliona osób, co oznacza, że był on powodem co 20. zgonu. Alkohol jest legalną substancją psychoaktywną, wprowadzającą pijącego w stan pozytywnego pobudzenia. Gdy przesadzimy choć o kieliszek, możemy się znaleźć w puli 10 tysięcy zgonów, jakie notuje się rocznie w Polsce.

Same zgony to nie wszystko, bowiem alkoholizm jest plagą, niszczącą zdrowie człowieka, jego psychikę – jest destrukcyjny dla bezpośredniego otoczenia (rodzina) jak i bezpieczeństwa osób, funkcjonujących wokół alkoholika. W wyniku palenia tytoniu, który jest również legalny, drogi i dostępny w każdym kiosku, umiera 67 tys. osób rocznie. Narkotyki, choć najbardziej demonizowane, według mnie słusznie są uważane za równie upadlające człowieka, ale nie powodują tylu zgonów, co legalne używki. Statystyki podają, że 250-300 osób rocznie umiera w Polsce z powodu zażywania narkotyków, w tym od kilku do kilkunastu każdego miesiąca po tzw. dopalaczach.

Początki wielkiego polskiego biznesu dopalaczy wiążą się z włókienniczym miastem, jakim jest Łódź (który to już raz, gdy to miasto jest kojarzone z czymś negatywnym) – to historia jak z hollywoodzkiej telenoweli. Biedny chłopak z blokowiska z wielkiej łódzkiej płyty wyjeżdża do Anglii i tam wsiąka w imprezy Anglosasów. Poznaje biały proszek i dziwnym trafem z pożyczonych dziesięciu tysięcy kątem w pakamerze i przy pomocy amatorskich „chemików” rusza z produkcją dopalaczowego imperium firmy Smart Szop z czarnym logiem i maskotką szopa z wytrzeszczonymi oczami (znak rozpoznawczy sieci). Rok 2010 i sieć zaczyna przynosić wielkie zyski. „Jeśli chcesz mieć udaną imprezę, przyjdź do nas!”. Po kilku miesiącach ma kilkanaście Smart Szopów, wkrótce Smart Szopów jest już w kraju ponad sto – kwitną jak grzyby po deszczu na zasadzie franczyzy! Sieć sprzedaje tylko produkty „kolekcjonerskie” – nie nadają się one teoretycznie do spożycia. Opakowane są w modne, krzykliwe kolorowe wzory, sieć pojawia się na koncertach nad morzem, nad jeziorami i w górach – wszędzie tam, gdzie bawi się młodzież.

Z kręcenia przypadkowo dobranych mikstur w domowym mikserze robi się korporacyjna linia sprzedaży. Graficy projektują coraz wymyślniejsze, przykuwające oko etykiety. Pracownicy kontroli jakości sprawdzają, czy dopalacze są prawidłowo zapakowane, czy mają metki i właściwą gramaturę. Kierownicy produkcji pilnują realizacji zleceń – trzeba zaopatrzyć już cały młodzieżowy rynek RP. Kierownicy regionalni nadzorują sklepy – dowożą towar i rekrutują nowych pracowników. W Smart Szopie pracuje nawet kierownik magazynu. A dyrektor generalny przyjmuje pieniądze z całej Polski.

Młody chłopak, dwudziestolatek w niespełna rok dorobił się locum w najbardziej ekskluzywnym apartamentowcu, dwóch samochodów porsche i mieszkania na Lazurowym Wybrzeżu. Niby sam przy pomocy cherlawych kumpli rozkręca machinę, dającą pięć milionów rocznie. Koko Mięta, Koko Cherry, Exotic Koko, Black Widow, Smart Shiva, Mister Brain, Hammer – te produkty zupełnie bez rządowej kontroli przez wiele lat wpływają destrukcyjnie na psychikę młodzieży a służby ścigania mogą jedynie patrzeć lub szukać w składzie oferowanych „produktów kolekcjonerskich” substancji zakazanych. Coraz więcej dzieciaków trafia na oddziały toksykologiczne, coraz więcej swój cenny czas spędza na szpitalnych OIOM-ach.

W roku 2010 ówczesny premier RP, Donald Tusk wytoczył wojnę dopalaczom. „Nie będzie litości dla tych, którzy życie młodych, obiecujących ludzi chcą zamienić w piekło uzależnienia”. Mijały lata a intratny biznes toczył się swoim rytmem lecz już bez „króla dopalaczy”, który w roku 2012 znika… W 2012 r. media odnajdują Dawida B. w Toruniu, gdzie w małym barze stoi za ladą i serwuje wątróbkę. Porsche cayenne i porsche 911 turbo zamienił na kilkuletnią škodę. Zabawa w „kotka i myszkę” z wymiarem sprawiedliwości zakończyła się dla nas wszystkich połowicznym sukcesem. 30-letni Dawid B. 31. stycznia 2019 roku został skazany przez Sąd Okręgowy w Łodzi na trzy i pół roku więzienia oraz 30 tys. zł grzywny. Prokuratura zarzuciła mu produkcję i handel dopalaczami, które były groźne dla zdrowia 52 osób. „Słup” skazany i musiał abdykować a handel kwitnie dalej.

Łódzki magistrat w roku 2016 przeszedł do ofensywy, rozpoczęły się remonty przed sklepami, przez co narkomani mieli utrudniony dostęp do używek. Najpierw ustała sprzedaż przy ul. Nawrot. A gdy rozkopano chodnik przed punktem przy Rzgowskiej, właściciel obu punktów nie ukrywał irytacji. Miasto domagało się od właściciela kamienicy przy ul. Nawrot ponad 1 mln zł odszkodowania za obniżenie wartości nieruchomości miejskich przez wynajmowanie lokalu na szkodliwą działalność. Do tego żądało przekazania 100 tys. zł na rzecz fundacji, zajmującej się walką z uzależnieniami. Pozostał sklep przy Próchnika, prawie przy głównym deptaku w Łodzi, sprzedający „systemy grzewcze”. Niecałe 0,5 g „odplamiacza” kosztowało 35 zł. Dziś w Łodzi, na głównym deptaku, czyli ul. Piotrkowskiej, „towar” rozwożony jest na rowerach miejskich. Historia toczy się dalej. Łódzkie to kolebka dopalaczy – w stolicy województwa otwarto przecież pierwszy sklep (i to przy ulicy Piotrkowskiej!), w Pabianicach prężnie działała fabryka, a całe województwo od początku przoduje w rankingach umieralności z powodu zatruć.

Latem w 2018 roku w Łodzi i Bełchatowie zmarło od dopalaczy dziesięć osób, kupujących substancje od dilerów, którzy mieszali „stare zapasy”. W święta Bożego Narodzenia w Mikołowie zmarły trzy osoby, które prawdopodobni zażyły dopalacze. Nastolatkowie zatruli się też w Bydgoszczy, jeden umarł. 14-letnia Nikola z Poznania zmarła a paliła podobno tylko „trawkę”. Dziś media rozdmuchały sprawę ze śląskiego Zawiercia .Nieoficjalnie mówi się, że w trzy miesiące zmarło po zażyciu dopalaczy 18 osób.

Co ciekawe, nie mówimy już o nastolatkach lub ludziach poszukujących rozrywki a o dojrzałych mężczyznach, biorących dopalacz, by wytrzymać kolejną nadgodzinę w pracy, czy osobach starszych. Wśród ofiar są ojcowie i matki. Porcja śmierci kosztuje 20 zł. Policja przeszukując melinę dilerki niczego nie znalazła, a ta w programie TVN-u śmiała się z tego do kamery.

Pamiętam lata 90. w jednym z łódzkich osiedli z wielkiej płyty. Pewien nastolatek, skończywszy tylko szkołę podstawową, dystrybuował po osiedlu narkotyki swoim samochodem. Można było je również u niego kupić „z okienka”. Tę informację podała osiedlowa gazetka, drukując dokładny adres jegomościa (nie było wtedy RODO) i nigdy nic mu nie przeszkodziło w handelku. Sprawa była zabawna do tego stopnia, że ów człowiek namaścił swojego następcę, który również działał legalnie. Miejmy świadomość, iż to zagrożenie dostaje się do środowiska młodzieży a dziś nawet dzieci, za przyzwoleniem władzy. Dystrybucją zajmują się zwykle znani policji ludzie. Te osoby są w każdej chwili łatwe do „zdjęcia”, a jednak każdego kolejnego roku tony świństwa trafiają na rynek ku uciesze nastolatków – osamotnionych, obojętnych i wciąż bez perspektyw, które jak zwykle gdzieś umknęły. Przyzwolenie? Obopólny biznes? Świadome ogłupianie społeczeństwa drogą powolnej, łagodnej i dyskretnej depopulacji? Ma nas naprawdę być coraz mniej?

Roman Boryczko,

2019

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*