Dobre imię firmy czy cenzura prewencyjna?

 

W Polsce coraz więcej jest „świętych krów”, które mogą nieomal wszystko – dając bardzo mało w zamian. Mam na myśli m.in. sieć marketów Tesco, której sztandarowe hasło brzmi: „Dla Ciebie, dla rodziny”.

Otóż Tesco wytoczyło proces rzecznikowi WZZ Sierpień 80 za  naruszenie dobrego imienia firmy. W 2009 r. Patryk Kosela na łamach Kuriera Związkowego, którego jest redaktorem naczelnym napisał, że w Tesco „pracownik za najmniejsze przewinienie traci pracę dyscyplinarnie lub jeśli ma szczęście lub dyrektor ma akurat lepszy dzień, to za porozumieniem stron. Na miejsce takiego zwolnionego nie przyjmuje się nowej osoby. Obowiązki musi przejmować inny pracownik, co powoduje, że jedna osoba wykonuje pracę, która powinna być rozdzielona pomiędzy dwie, a nawet trzy osoby”.

Pisał także o tym, że: „prezes Tesco siedzi  z nogami zarzuconymi na biurko i z ekstazą na twarzy ogląda wyniki finansowe i od czasu do czasu obdzwoni rozsiane po kraju sklepy i wyda rozkaz: zwalniać ludzi. To jedyne, do czego jest zdolny”. Rzecznik zarzucał również Tesco wprowadzanie wyśrubowanych, niemożliwych do realizacji norm dla kasjerek.

Za te słowa dopiero teraz, 15. maja br., Tesco Polska wytoczyło mu proces cywilny. W pozwie domaga się 50 tys. zł na cele społeczne, nałożenia na Koselę zakazu podejmowania działań, naruszających dobre imię sieci handlowej oraz publiczne przeproszenie jej prezesa oraz wszystkich pracowników.

Smaczku sprawie dodaje fakt, iż pozew dla Tesco przygotowali prawnicy z kancelarii Zbigniewa Ćwiąkalskiego, w l. 1972–1981 członka PZPR, szefa Podstawowej Organizacji Partyjnej UJ, pierwszego szefa resortu sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska…

Rozumiem, że dla każdego właściciela firmy najważniejsze jest dobre imię, na jakie pracuje się przez lata… Tyle, że właścicielem Tesco nie jest Polak i nie odprowadza on podatków tak, jak to robią nasze rodzime firmy.

Zwolnienia pracowników i  zrzucanie ich obowiązków na pozostałych to norma, przecież ktoś musi tę pracę wykonać. A kosztów nie chce ponosić pracodawca…

 Parę tygodni temu Tesco wystosowało do swoich pracowników swoistą instrukcję, dotyczącą wpisów na różnego typu portalach internetowych. W instrukcji tej bardzo duży nacisk kładzie się na brak anonimowości, wręcz żąda się od pracowników, aby podawali swoje personalia. Z jakiego powodu?

Jak widać na przykładzie naczelnego Kuriera Związkowego, który nigdy nie był pracownikiem Tesco Polska, represje – związane z wypowiadaniem głośno własnego zdania – mogą przydarzyć się w każdej chwili. Wolność słowa istnieje – ale pod jednym warunkiem: pracownicy muszą pisać dobrze o swoim pracodawcy, zaś jeśli się nie podporządkują – albo stracą pracę albo czeka ich proces o zniesławienie.

Myślę, że wybór będzie prosty – na temat Tesco nikt nie odważy się napisać czegokolwiek!

Obecnie trwają akcje ulotkowe pod marketami sieci, mające za zadanie zwrócenie uwagi klientów na planowane zwolnienia. Pracę ma stracić 980 osób, w tym kobiety powyżej 50-go roku życia. Tesco zapewnia, że nikt mający więcej niż 56 lat zwolniony nie zostanie. Tylko – czym różni się 55-latek od o rok starszego? I kto zatrudni  55-latka, jeżeli brakuje miejsc pracy dla młodych? Tego problemu już nikt z dyrekcji nie chce zauważyć…

 

Iwona Jankowska

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*