Wolność z duszą niewolnika (4)

 

 

 

 

 

 

 

 

Nawet I wojna światowa i odzyskanie przez Polskę niepodległości w roku 1918 nie do końca rozwiązały problemy naszej wsi. Pomijając straty wojenne, jakie ponieśliśmy w ludności (szeregowi żołnierze trzech państw zaborczych w dużej mierze rekrutowali się spośród chłopów, w tym chłopów polskich) w latach 1914-1918, później zaś w wojnach o wytyczenie granic II Rzeczypospolitej, poziom życia wsi zdecydowanie odstawał od sytuacji w dużych miastach. Miejscowości mniejsze żyły na pół-wiejski sposób, a dniami, przynoszącymi wymierne zyski były głównie lokalne targi i jarmarki.

Kraj był nierównomiernie uprzemysłowiony – Centralny Okręg Przemysłowy powstawać zaczął zdecydowanie zbyt późno i nie zniwelował do chwili wybuchu II wojny różnic w życiu państwa, złożonego z ziem trzech różnych zaborów. Wieś miała, co prawda, swoje ludowe partie (zdecydowanie antyklerykalne, gdyż Kościół znany był z chęci utrzymania status quo, krzywdzącego rolników), nie miała jednak infrastruktury drogowej, kolejowej, placówek służby zdrowia czy szkół.Posiadacze ziemscy zainteresowani byli głównie zwiększaniem zysków, co doprowadziło do sytuacji, kiedy bezrolni mieszkańcy czworaków i ósmaków nie posyłali swoich dzieci do placówek oświatowych, gdyż groziło to natychmiastową utratą pracy i dachu nad głową. Rolnicy mieli być analfabetami, w jak największym stopniu zależnymi od „swoich” dworów. Marszałek Piłsudski nie należał w Międzywojniu do ulubionych polityków polskiej wsi, podobnie jego następca. Lewicowość rolników – przy jednoczesnym praktykowaniu religijnym – była zresztą nie tylko domeną Polaków.

Prawdopodobnie też dzięki XIX-wiecznemu pojmowaniu wsi przez Piłsudskiego dopiero z początkiem lat 30. XX w. pańszczyzna zanikła na dobre w byłym zaborze austriackim. Temat nie należy do mile widzianych przez historyków, albowiem pokazuje II RP w świetle bliższym odczytywaniu XX-lecia przez uczonych PRL-u, a nie hurraoptymistycznych interpretacji, spotykanych po roku 1989. Chodzi o tzw. żelarstwo na Spiszu.

Otóż areał w momencie uwłaszczenia przez Wiedeń był tam do tego stopnia rozdrobniony, iż chłopi nie byli w stanie się utrzymać z jego uprawy. By wyżywić rodziny, niektórzy rolnicy w zamian za posiadanie gruntu, użytkowania chaty lub prawa wypasania bydła na dworskich pastwiskach musieli na rzecz możnowładców wykonywać nieodpłatne prace polowe. Dotyczyło to dóbr kościelnych oraz majątków rodzin Jugenfeldów i Salamonów.

W miejscowości Łapsze Niżne żelarka wynosiła 22 dni rocznie z jednego morga ziemi, a w Niedzicy średnio 47 dni z jednego morga w skali roku. „Rekordzista” odrabiał aż 66,5 dnia. Jeszcze w 1931 r. mieszkało tam 20 żelorzy (XX-wiecznych chłopów pańszczyźnianych), z czego gospodarzami było aż 16.

Teoretycznie spiski chłop, czyli żelorz, był człowiekiem wolnym. Praktycznie dwór nie zezwalał mu na przemieszczanie się do chwili uregulowania powinności, a dbano, by nie następowało to zbyt szybko. Poza tym właściciele ziemi nie wyrażali rodzinie żelorza zgody na pracę dla innych dworów niż „własny”. 30.01.1931 r. Sejm II RP zniósł żelarkę odrębną ustawą, która np. na terenie Niedzicy skutkowała dopiero od roku 1932.

Prawdopodobnie więc Polska była ostatnim krajem Europy, który pozbył się systemu niewolniczego. I nie mamy się czym w tej mierze chwalić.

Podczas II wojny byliśmy zakładnikami dwu potęg – III Rzeszy i ZSRR. Obie wykorzystywały Polaków jako niewolniczą siłę roboczą, tyle, iż z biegiem czasu (i frontowych klęsk) Niemcy zaczęli traktować przymusowych robotników nieco lepiej, Sowieci zaś od pierwszej do ostatniej chwili szafowali ich zdrowiem i życiem. By być uczciwym – dokładnie tak samo postępowali z narodami Związku Radzieckiego, a zwłaszcza z najbardziej wykształconymi (toteż najgroźniejszymi wobec ustroju) Rosjanami.

Koniec lat 40. XX w. zastał Polskę, jako kraj niemal bez inteligencji. Część zabito, wielu nie powróciło z Zachodu (Wschodu także, ZSRR wciąż potrzebował robotników wobec ogromu strat wojennych i chętnie się więźniów gułagów nie pozbywał), nieliczni łudzili się jeszcze powrotem Andersa na białym koniu, tocząc absolutnie nierówną walkę z NKWD i KBW.

Zdarzali się i ludzie pokroju Tadeusza Borowskiego, którzy przetrwawszy koszmar kacetu zawierzali stalinizmowi i z inteligentów stawali się donosicielami.

Polska potrzebowała odbudowy, a co za tym idzie – rąk do pracy i głów do myślenia. Ręce były, pracowite nawet. Gorzej z głowami!

Zaczęto więc tworzyć wyższe uczelnie i wprowadzono sławetne punkty za pochodzenie społeczne. Tow. Bierut pozwolił nawet Katolickiemu Uniwersytetowi Lubelskiemu na przyznawanie tytułów magistra – rzecz przed II wojną nie do pomyślenia, uczelnia była na to w zgodnej ocenie środowisk naukowych zbyt słaba. System premiował dzieci analfabetów z pociągiem nie tyle do nauki, co do kariery. Dzieci mieszkańców czworaków były gotowe na każde ustępstwo, każde świństwo, byle zapomnieć o nędzy, jaką pamiętały z domów rodzinnych. Prócz zatracenia wartości moralnych, co wyśmienicie pokazał Wincenty Kawalec w Tańczącym jastrzębiu, ludzie ci wyzbyli się samosterowności – najpierw nie chcieli, potem już nie potrafili podejmować decyzji. Za nich myślała partia i nawet, gdy się myliła, odium odpowiedzialności spoczywało „gdzieś w stolicy”, oni sami byli „czyści”.

Era stalinowska nie skończyła się w roku 1956, wraz z powrotem do władzy Władysława Gomułki i zmianami w ZSRR, przeprowadzonymi przez genseka Chruszczowa. W Polsce zostały dziesiątki aparatczyków sowieckich – frontowych pół-analfabetów i żydowskich NKWDzistów. PRL był dla nich azylem – w porównaniu z Radziecką Rosją mieli tu i dobrobyt i swobodę. Ale nie umieli odpłacić za nie niczym dobrym, toteż Gomułka zrobił wszystko, co potrafił, by zastąpić ich „swoimi” inteligentami, wykształconymi już na komunistycznych uczelniach. Niegłupimi, ale biernymi. Spolegliwość nowych „elit” zaowocowała prowokacjami Grudnia ’70 i „epoką” Gierka. Ośmieszanie „Wiesława” i jego rządów trwa od lat, ale był to polityk, który umiał w sposób łagodny wyplenić przeżytki stalinizmu. Jako jedyny „prezydent” po II wojnie, Gomułka pożyczał też pieniądze innym, nie od innych! Tym niemniej to nie on, a dopiero Edward Gierek wprowadził ubezpieczenie społeczne rolników i zapewnił im dostęp do darmowej służby zdrowia, rozwijając jednocześnie system tanich kredytów budowlanych, nieśmiało tworzony już za tow. “Wiesława”.

Prowokacje roku 1970, 1976… Niepotrzebne ofiary i coraz większa świadomość potrzeby przemian. Niestety, w roku 1980 nie tzw. inteligencja pracująca (w tym tzw. naukowcy) – a ludzie partii i służb doprowadzili do robotniczego zrywu. Polska stała się poligonem doświadczalnym przemian ustrojowych, którym pozostała do dzisiaj. Pomimo cichej zgody tak Waszyngtonu, jak Watykanu czy… Moskwy – potomkowie niewolników nie umieli wykorzystać darowanych im nagle swobód. Najpierw dążyli do konfrontacji z komunistyczną władzą, potem po stanie wojennym i przejściu społeczeństwa od czynu do apatii (Polacy II połowy lat 80. XX w. nie wierzyli już ani partii, ani podziemnej „S”) – zgodzili się przy „okrągłym stole” na uwłaszczenie towarzyszy i biurokratycznej wierchuszki „S”, za nic mając grabież majątku narodowego. Przy pełnej zresztą aprobacie ówczesnych hierarchów Kościoła katolickiego, który niejako otoczył swymi skrzydłami rozmowy w Warszawie, gdzie na dobrą sprawę oficjalni funkcjonariusze ustroju rozmawiali z tajniakami, udającymi opozycję.

Po 20 latach skutkuje to ujemnym bilansem przyrostu naturalnego, ucieczką młodych – wykształconych często za społeczne pieniądze – ludzi na obczyznę, bezrobociem, upadkiem małych i średnich firm, przejmowaniem resztek przemysłu przez koncerny Zachodu, patentowaniem polskich wynalazków poza granicami RP i zwyczajną biedą. O grabieży ziemi na Pomorzu i pomysłach stawiania tam elektrowni jądrowych nie wspominając.

Do tego korupcja, nepotyzm, potworna biurokracja i plajta służby zdrowia.

Być może polską bierność przewidzieli zachodni eksperci – dzieci i wnukowie niewolników nie są w stanie zaprotestować. Wolą wyjechać lub grzebać w śmietnikach. Związki zawodowe zawiodły na całej linii, po 1989 r. wspierając wręcz likwidowanie dużych zakładów pracy – potencjalnych siedlisk społecznego buntu.

Reformy rządu AW”S” Jerzego Buzka dobiły kraj a niektóre ich negatywne skutki dopiero poznajemy, jak załamanie się systemu emerytalnego czy wzrost bezproduktywnej biurokracji w fikcyjnych strukturach powiatów.

 

Przez Europę, nawet Rumunię czy Bułgarię, przetoczyła się w 2012 r. fala gwałtownych protestów. Polska wolność wciąż ma duszę niewolnika. Dlatego milczy i nie umie upomnieć się o swoje niezbywalne prawa.

 

Edward L. Soroka

2 komentarze do “Wolność z duszą niewolnika (4)

  • 15/06/17 o 14:40
    Permalink

    E tam,punkty za pochodzenie wprowadzono w roku 1968,a nie za Bieruta. Takie błędy poważają wiarygodność całego tekstu.Tych błędów jest zresztą dużo więcej. Nie polecam tego artykułu,jako żródła wiedzy historycznej.

    Odpowiedz
  • 15/06/17 o 14:42
    Permalink

    Podważają ,oczywiście.Przepraszam za literówkę.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*