W spirali konsumpcji…

                                                          Człowiek to dziś jednostkaOferta dla wałbrzyszan, wyzuta z głębokiej chęci poszukiwania alternatyw, dążenia do wolności i suwerenności. Jednostka odrzucająca kulturę i tradycję, sprowadzająca się do roli bytu konsumpcyjnego.

Gdyby George Orwell miał możliwość przewidywania przyszłości i mógł ją podczas pisania uwzględnić, choć trudna do zrozumienia – pewnie i ona znalazłaby się w jego wizjonerskiej powieści Rok 1984. Masy z książki Orwella, czyli proletariat nazwany prolami, karmione były kłamstwami, odcięte od wszelakich wyższych doznań kulturalnych żywiły się tanią, knajpiana rozrywka, pornosami, alkoholem i żyły w biedzie. W Europie Wschodniej (a w szczególności Zachodniej) klasa pracująca otrzymała możliwość swobodnego i nieskrępowanego konsumowania, często ponad stan możliwości swego domowego budżetu.

Gromadzenie gadżetów, nowinek technologicznych – jest już w zasięgu każdego, choćby na kredyt. Kredyty te, stając się spiralą bez wyjścia, rujnują rodziny, tworząc kolejną tymczasową warstwę społeczną – przedsionek ubóstwa. Z mieszkań, samochodów, często nieźle płatnej pracy po zlicytowaniu długów – ludzie przesiadają się na byt w schronisku dla bezdomnych lub upadek pod most. Z takiej traumy ciężko się podnieść. Gospodarki zachodnie są jeszcze w fazie rozpędu, oferując pracę niskopłatną, poniżej oczekiwań i to ratuje sytuację, by choć na chwilę się podnieść i nie stoczyć się na samo dno. Są też w krajach UE różnego rodzaju finansowe zasiłki i system możliwości przekwalifikowania się do innego fachu. W polskich Urzędach Pracy dzięki pomocy UE narzędzia te również są dostępne dla bezrobotnego, lecz możliwości rynku znacząco się skurczyły. Niegdyś sklepy wielkopowierzchniowe zatrudniały setki pracowników, często rotujących. Dziś handel tego segmentu redukuje personel i w wielkich halach nie uświadczysz obsługi. Dyskonty rosną jak grzyby po deszczu, lecz one z kolei niszczą drobny handel i małe firmy rodzinne, które są właśnie motorem napędowym gospodarki.

Podobna rzecz dzieje się w produkcji. Wszystkie firmy nastawiły się na elastyczne wykorzystanie potencjału pracownika. Nie myślę tu o wprowadzonych ramach prawnych Kodeksu Pracy – firmy po prostu eksploatują tanią siłę roboczą ponad jej możliwości. Ludzie pracują po 12 godzin często przez 7 dni w tygodniu, by sprostać wzrastającym kosztom utrzymania i nałogowi chęci posiadania. Bankierzy zacierają ręce. Parabanki są szturmowane przez klientów, potrzebujących gotówki, która bez zbędnych formalności dowożona jest nawet do domu w ciągu 24 godzin. Lichwiarski procent od takich pożyczek – to samobójstwo, odroczone na bardzo krótki czas. W plątaninie kłopotów i problemów, placebo staje się hazard. Również w tej dziedzinie Polska rozwinęła się znakomicie, a jeszcze bardziej jej świat przestępczy. Tysiące punktów z automatami oferują szybką wygraną. Na spłukanych desperatów równie liczne czekają wszelkiej maści komisy czy lombardy, gdzie lądują ostatnie dobra, mające jakąś wartość i tam gaśnie ostatni promyk nadkoła zamienia się w ruinę?

Być może jest to spowodowane tym, że tak działa otaczający nas świat, relacje międzyludzkie, oparte na rywalizacji, wszędobylska reklama – także ta podprogowa. Jesteśmy jak gąbka nasączani i indoktrynowani informacjami, zmuszającymi do takich zachowań. Czy człowiek ma prawo przestać konsumować w nadmiernej ilości? Obywatele, mieszkający w Polsce, przyjmując racjonalne myślenie, oparte na faktach – mogą sobie na to pozwolić. Ukrócenie konsumpcyjnego stylu życia nie przyniesie strat a tylko zyski! Wszak niemal cały przemysł w Polsce albo został zlikwidowany, albo przejął go obcy kapitał. Miejsca pracy, gdzie zarabiamy na chleb, to firmy-podatnicy, wykazujący niewielkie przychody lub zwolnione z opodatkowania. Cała produkcja idzie na eksport poza teren naszego kraju, gdy więc konsumujemy, dajemy zarabiać koncernom, nie rodzimej gospodarce i budżetowi krajowemu.

Większa powściągliwość w wydatkach daje szanse przeżycia do być może lepszych czasów, jakie nadejdą, jeśli sami wychodząc na ulice o nie poprosimy.

 

Roman Boryczko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*