Strategia strat

Jestem obywatelem Polski i jako taki wielce się niepokoję przyszłością swoją i kraju, w którym żyję. Często czytam i słyszę w środkach masowego przekazu informacje na temat wzrostu gospodarczego (podobno np. za rok 2006, czyli ładnych kilka lat temu, najwyższego spośród krajów UE), a jednocześnie nie dostrzegam żadnych działań, które powodowałyby jego wzrost realny. Przeciwnie – z roku na rok gospodarka staje się mniej wydajna, ponieważ jest źle, a niekiedy bardzo źle prowadzona.

Aby właściwie prosperowała gospodarka wolnorynkowa, zarówno decydenci jak i społeczeństwo powinni być w pełni świadomi, na czym polega prawidłowe jej funkcjonowanie. A właściwie – będzie tylko wtedy, gdy spowoduje nie „papierowy”, a dostrzegalny wzrost gospodarczy. Pozwalam sobie na stwierdzenie, iż od roku 1989, czyli od początku transformacji ustrojowej w Polsce wzrostu gospodarczego nie było i nie ma. Informacje, dotyczące wzrostu dochodu nie tłumaczą i nie uzasadniają zdarzeń gospodarczych, które to ten wzrost spowodowały.

Mówi się o 25- czy 30-procentowym wzroście od 1989 r. a jednocześnie gospodarka chyli się ku upadkowi. Jeżeli jakaś partia dąży do odegrania znaczącej roli w państwie, to musi jasno informować społeczeństwo o swoich zamierzeniach i skutkach, jakie spowodują kolejne inicjatywy nowej generacji. Jeżeli społeczeństwo (związki zawodowe czy inne czynniki) zaakceptują błędne decyzje strategii rozwoju kraju, straty poniesie całe społeczeństwo. O ile taka sytuacja będzie powtarzać się przez kilka lub kilkanaście lat, kraj stanie w obliczu kryzysu gospodarczego i politycznego, spowodowanego spadkiem realnego dochodu. Politycy, głoszący potrzebę 8- czy 10-procentowego (w skali roku) wzrostu gospodarczego lub pilne zaspokojenie różnych potrzeb i nie tłumaczący, w jaki sposób to zrobić, są demagogami, szkodliwymi dla sprawy polskiej. Zaspokojenie wzrostu jakichkolwiek potrzeb może nastąpić tylko i wyłącznie na wskutek wzrostu dochodu lub na wskutek jego przegrupowania. Przegrupowanie polega na zabraniu dochodów jednej grupie na rzecz innej. Zawsze więc wrócimy do punktu wyjściowego – jak spowodować wzrost gospodarczy? To zagadnienie muszą rozumieć wszyscy, którzy biorą udział w procesie wytwarzania i dzielenia.

W naszym kraju ludzie, decydujący o podstawowych trendach w gospodarce, forsowani są najczęściej przez układy polityczne. Brak im właściwych kwalifikacji i doświadczenia. Za doświadczenie uważam prowadzenie własnego przedsiębiorstwa o dużej rentowności. Decydenci ciągle kierują się motywami „ideologicznymi”, a taki sposób zarządzania gospodarką przerabialiśmy i niepowodzenia niewiele nauczyły obecnie rządzących (tych z niby-lewej i tych z niby-prawej). Ekonomii nikt nigdy nie oszukał i nie oszuka; można jedynie doprowadzić do ruiny siebie i cały naród. Chęci dobrego, czyli skutecznego, rządzenia nie wystarcza, trzeba się na tym po prostu znać. Każdy wybitny polityk na Zachodzie najpierw musi wykazać swą wyższość w gospodarce. Wówczas dopiero może coś znaczyć w polityce, ponieważ nie da się skutecznie uprawiać polityki bez dogłębnej znajomości gospodarki. W warunkach polskich do kariery konieczne jest najpierw wejście w układy partyjne, umożliwiające objęcie „stołka”. Wtedy dopiero wolno zdobywać pozycję finansową. Tylko czy taka sytuacja powoduje akurat rozwój gospodarczy?

Odpowiedź jest prosta – na pewno nie. I znów wracamy do punktu wyjścia – czyli jak prowadzić gospodarkę, aby występował realny wzrost dochodu. Czy horrendalnie wysokie pensje pracowników   samorządowych, politycznych i gospodarczych ów wzrost powodują? Czy nadmierny import również powoduje wzrost gospodarczy? Czy wysokie oprocentowanie wkładów i kredytów prowadzi do wzrostu gospodarczego? Nic z tych rzeczy. Nie wspomnę o rzekach alkoholu czy paliwa, które wpłynęły do Polski i innych (wciąż rozmydlanych)  aferach, jakie z pewnością przyniosły ogromne straty polskiej gospodarce. Czy wyprzedaż za bezcen „swoim” – z politycznego klucza – i rozdawnictwo majątku powodują wzrost gospodarczy? Raczej regres. Toteż stawiam po raz kolejny pytanie: jakie zdarzenia gospodarcze powodowały lub powodują odtrąbiany co czas jakiś wzrost dochodu? Fakty, występujące w polskiej ekonomii, nie uzasadniają w najmniejszym stopniu takiego zjawiska. Natomiast wielu decydentów politycznych (i innych) twierdzi, że ów wzrost istniał i nadal występuje. Gdyby ktoś wytłumaczył, jakie decyzje czy zdarzenia gospodarcze uzasadniają wypowiadanie takich sądów, byłbym niezmiernie wdzięczny. Klasy średniej w żadnym kraju nie da się stworzyć metodą administracyjną i działaniami ideologicznymi. Taka warstwa społeczna może powstać tylko i wyłącznie na skutek działań ekonomicznych. Rozdawnictwo majątku narodowego uprzywilejowanym grupom (co wybory to raz ku „lewej”, raz ku „prawej”) czy nader wysokie pensje decydentów, wywołują dalsze zubożenie niższych warstw społecznych. Konsekwencją staną się nieobliczalne skutki ekonomiczne i polityczne, o masowej emigracji nie wspominając. Jeżeli popełnia się błędy w jednej dziedzinie, niemal natychmiast powodują one ujemne skutki w innych gałęziach gospodarki. Za późno by strajkować czy protestować (kto zresztą ma to czynić, jeśli duże związki trzymają z rządzącymi a niewielkie się tępi na wszelkie sposoby?), gdy błędne decyzje spowodowały już określone straty. 

Jeżeli rząd oraz Zgromadzenie Narodowe będą zawodowcami w arkanach gospodarki wolnorynkowej – błędne decyzje zapadną sporadycznie, napotykając od razu na zdecydowany i merytorycznie uzasadniony sprzeciw ze strony central związkowych lub innych czynników społecznych. Strategiczne decyzje na szczeblu wyższym (jak i niższym) muszą być zapowiadane, aby można przeprowadzić ich analizę i wnieść jak najwcześniej uzasadnione merytorycznie uwagi. Odpowiedź na postawione przeze mnie pytanie: co powoduje wzrost gospodarczy – jest podstawą funkcjonowania gospodarki wolnorynkowej. Leszek Balcerowicz nigdy na nie – nie odpowiedział.

Ogromne znaczenie dla rozwoju kraju ma też właściwe funkcjonowanie banków. W działalności naszych (???) banków nie dostrzegam większego zaangażowania w rozwój gospodarki narodowej. Do zadań polskiej    bankowości  należy przede wszystkim przyjmowanie wkładów pieniężnych od ludności i innych podmiotów; udzielanie pożyczek i kredytów oraz obsługa, związana z prowadzeniem różnej działalności gospodarczej przez te podmioty. Na początku transformacji ustrojowej działalność banków doprowadziła do ogromnych strat w gospodarce. Jak już wspomniałem, wystąpiło zjawisko przegrupowania dochodów i wyniszczanie rodzimej produkcji przez nadmierny import bez odpowiedniej polityki fiskalnej.

Przedsiębiorstwa zaczęły mieć kłopoty z płynnością finansową, czyli był to początek ich upadku. Chcąc ratować się przed bankructwem musiały zaciągać bardzo wysoko oprocentowane kredyty, których w tak beznadziejnie sterowanej gospodarce nie były w stanie w żaden sposób spłacić. Musiały ogłaszać upadłość, część majątku przejmowały banki jako zabezpieczenie udzielonych – a nie zwróconych – kredytów. Zyskiwał również  kupujący upadłe przedsiębiorstwo, ponieważ często nabywał coś wartościowego za znacznie niższą cenę niż zapłaciłby za to samo dobro w warunkach prawidłowo prosperującej gospodarki. Rozpoczęła się więc  „restrukturyzacja” przedsiębiorstw, polegająca prawie wyłącznie na redukcji liczby zatrudnionych. Taka restrukturyzacja firm czy całych gałęzi gospodarki (typowym przykładem może być górnictwo) trwa do chwili obecnej. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Zmieniła się natomiast liczba chętnych do wzięcia kredytu. Coraz więcej podmiotów gospodarczych postrzega złą koniunkturę i zdaje sobie sprawę, iż kredyt nie spowoduje wyjścia z trudnej sytuacji. Nie zgłaszają się tak często, jak dawniej, po wsparcie do banków. Toteż banki      drastycznie  obniżyły oprocentowanie,  rozpoczynając własną restrukturyzację, czyli zwolnienia pracowników.

Ale w dalszym ciągu „wybrańcy narodu” muszą zajmować stanowiska wysokie i dobrze opłacane, toteż restrukturyzacja w bankowości musi trwać – przy złej koniunkturze utrzymanie wysokich pensji dla rad nadzorczych etc. musi powodować coraz liczniejsze zwolnienia. Pytanie – jak długo. Chyba tak długo – jak tylko się da. Działalność banków w Polsce nie powinna wszak być niczym zagrożona, skoro decydenci twierdzą, że występuje stały wzrost gospodarczy i przyrost dochodu społeczeństwa. Biorąc pod uwagę zakres działalności banków, wystarczy tylko uzyskać właściwe zabezpieczenie (jedyne, czego przez kilkanaście lat transformacji ustrojowej banki się nauczyły) i uzyskamy czysty zysk. Jakie jest bowiem ryzyko, skoro przyjmując wkład pieniężny płacę  np. 10% od zdeponowanej  kwoty, a pobieram 20% od udzielanego kredytu. Jakie jest to ryzyko, skoro bank pobiera z góry ustaloną kwotę od wpłat osób fizycznych i prawnych na rzecz innych podmiotów. Przy właściwie funkcjonującej gospodarce nawet bez przyrostu dochodu nie potrzebne byłyby zwolnienia (lub mówiąc łagodniej: „restrukturyzacja”). Przy naprawdę rozwijającej się gospodarce i wzroście dochodu – liczba banków powinna rosnąć. Zatrudnienie również. Aby tak się stało – należy dużo zmienić, ale musimy być w pełni świadomymi, co i jak zmieniać. Konieczna jest dogłębna znajomość zasad funkcjonowania gospodarki wolnorynkowej. Powie ktoś: w krajach zachodnich jest dobrze prowadzona i realnie rozwijająca się gospodarka, a tymczasem banki plajtują! Dlaczego? (Gdyby ktoś to zjawisko mi wyjaśnił – byłbym niezmiernie wdzięczny).

Pomimo bankructwa niektórych z banków zachodnich – liczba ich co roku wzrasta. Zatrudnienie – również. I to jest zasadnicza różnica pomiędzy funkcjonowaniem banków polskich i zachodnich.

 

Jacek Marczak

 

 

 

One thought on “Strategia strat

  • 27/10/12 o 21:43
    Permalink

    Czytałem w Kurierze Szczecińskim wywiad z panem A. Gudzowatym i wyobraźcie sobie, że ten biznesmen wypowiedział się – ni miej ni więcej, tylko – że są w Polsce siły, które utrudniają prowadzenie korzystnych dla Polski interesów. Ja już dawno pytałem – “Czyjego interesu pilnuje polski rząd?”. Za rujnowanie polskiego przemysłu (wszystkich jego gałęzi) nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Pan Balcerowicz dobrze się miewa. Pan Buzek przewodniczył Parlamentowi Europejskiemu teraz jest zwykłym europarlamentarzystą. Maniek K. świetnie się bawi. Dostał już nominację na kandydata europosła z ramienia PO. Polską rządzi, kto? Chciało by się powiedzieć, że mafia. Ale nie powiem. Boję się że przyjdą i mnie jeszcze zamkną i będą na całą Polskę głosić, że zgodnie z obowiązującym prawem. Tak jak to czynią najemnicy rządzącej obecnie partii. Ale ci prawnicy nie zauważyli możliwości sądowych do przeprowadzenia tzw. wywiadu środowiskowego. Znawcy prawa – powiedział bym – zdrajcy prawa. Ale czego się nie robi jak dobrze zapłacą. Kim są jednak ci, którzy za kłamliwe wypowiedzi? Sami zobaczcie jak to jest z tym wywiadem.
    Art. 214. § 1. W razie potrzeby, a w szczególności gdy niezbędne jest ustalenie danych, co do właściwości i warunków osobistych oraz dotychczasowego sposobu życia oskarżonego, sąd, a w postępowaniu przygotowawczym prokurator, zarządza w stosunku do oskarżonego przeprowadzenie wywiadu środowiskowego przez kuratora sądowego lub inny podmiot uprawniony na podstawie odrębnych przepisów, a w szczególnie uzasadnionych wypadkach przez Policję.

    § 2. Przeprowadzenie wywiadu środowiskowego jest obowiązkowe:
    Zobaczyliście, więc już wiecie kto rządzi Polską.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*