Globaliści dziś robią nam „stan wojenny”, jutro przemodelują wszystko! (6)

Na początku roku 2020 niespodziewanym kandydatem na nowego prezesa polskiej spółki energetycznej PGE stał się Paweł Szypulski, dyrektor programowy Greenpeace Polska. Globaliści wszędzie trzymają rękę na pulsie. Zhańbiony „klimatyczny” guru Al Gore, który służy w zarządzie WEF, jest również szylingiem dla Wielkiego Resetu, wraz z innym członkiem ekipy Skull and Bones, Johnem Kerry.

Kluczowym argumentem globalistów spod znaku Klausa Schwaba jest zbliżająca się wielkimi krokami wizja świata bez własności prywatnej i bez klasy średniej! Krótko mówiąc – to, co pozostało z rozbitego systemu wolnorynkowego, ma zostać wyrzucone – wraz z tętniącą życiem klasą średnią, którą system podtrzymywał. W jego miejsce powstaną technokratyczne rządy, oparte na mgławicowych celach „społecznych” i „środowiskowych”, wyznaczonych przez technokratów.

Globaliści domagają się, aby dzieci w przyszłości były „edukowane” do tego stopnia, że nie tylko zgadzają się z ideologią, leżącą u podstaw systemu, ale są rzeczywiście gotowe do „promowania” go. Cel 4 – tak zwana „edukacja” – będzie kluczem do osiągnięcia wszystkich pozostałych, jak wielokrotnie przyznawała ONZ. Wielki Reset – plan odbudowy gospodarek po pandemii, zakłada m.in. inwestycje w odnawialne źródła energii. „Nic nie masz – jesteś szczęśliwy”. Tu nie  chodzi o samo posiadanie, a o kontrolę nad jednostką. Wszystko dlatego, że władzy łatwiej jest podporządkowywać sobie ludzi, którzy nie mają majątku. Jeżeli własność prywatna jest zdelegalizowana, a z czymś takim mamy do czynienia np. w systemach komunistycznych, to człowiek musi non stop pracować. Jeżeli ktoś jest nieposłuszny, jeżeli wychodzi protestować na ulicę, jeżeli robi coś, co się nie podoba rządzącym, to w bardzo prosty sposób można odciąć go od systemu, od dochodu podstawowego, opieki zdrowotnej i możliwości funkcjonowania. Czy to właśnie nasza najbliższa przyszłość Panie Morawiecki, Panie Schwab?

 

Szkolna smutna rzeczywistość A.D. 2020

Czas pandemii tajemniczego wirusa wpłynął również na nasze pociechy, niewiele z tego rozumiejące, oczekujące wsparcia dorosłych w tym dziwnym, trudnym czasie, którego nikt nie rozumie! Marzenie globalistów się spełniło i wyszli dziś od wizji, rozważań, koncepcji, schematów i wytaczania chronologii zdarzeń! Dziś, Teraz, Już! Rozpoczął się wyścig ku lepszemu! Wyścig ten nie od dziś dotknął również sferę edukacji, także tę w Polsce.

Szkoła, jako instytucja świadcząca usługi edukacyjne, staje się częścią kultury konsumenckiej, a jako część ważnej machiny rynkowej, zapewniającej siłę roboczą i tak zwany kapitał ludzki, wznieca, zarówno u uczniów, jak i nauczycieli, pogoń za sukcesem zgodnie z rynkowymi mechanizmami: rywalizacji, konkurencji i selekcji. Rodzice, szczególnie ci co bardziej światli (były przewodniczący Knesetu i b. ambasador Izraela w Polsce, prof. Szewach Weiss, poinformował opinię publiczną podczas wywiadu, że  Morawiecki nie jest antysemitą. „Jego dzieci uczyły się w żydowskiej szkole Laudera”) wiedzą, gdzie posyłać swoje dzieci, by potem brylowały na świecznikach. Coraz częściej potwierdza się reguła, iż tylko ci, którzy zapłacą za usługę edukacyjną, mogą spodziewać się lepszych efektów w nauce swoich dzieci, a następnie w zdobyciu dobrze płatnej pracy.

Prywatyzacja to coś więcej niż ideologia gospodarcza, to sposób na przetrwanie i przeskoczenie słabszego. Inną kwestią jest postrzeganie edukacji jako dobra prywatnego, a nie dobra wspólnego. Zgodnie z myśleniem liberalnym, wolnorynkowym, globalistycznym – edukacja, podobnie jak inne towary i usługi, jest traktowana jako indywidualny zasób, indywidualna inwestycja, tak zwany kapitał jednostkowy, który ma przynieść konkretnemu człowiekowi przede wszystkim zysk. Edukacja, jako dobro wspólne, praktycznie nie ma racji bytu, ponieważ uzyskana edukacja i wykształcenie traktowane są jako własność, a ta własność należy zawsze do konkretnej osoby, a nie grupy ludzi. Pamiętajmy – globaliści marzą o rasie panów, marzą o społeczeństwie podzielonym z góry po wsze pokolenia. Kształtowanie ludzi prowadzi tu do pojawienia się trzech grup (czy warstw) społecznych: producentów, konsumentów i „ludzi-odpadów”.

To, ile rodzice zainwestują, ma procentować w przyszłości (plus osobiste kontakty i znajomości), w późniejszych sukcesach! Pandemia, którą mamy w roku 2020, rozpoczęła proces dezorganizacji społeczeństw. I tu trzeba zaznaczyć, że nie wszędzie wygląda to tak samo (niemieckie szkoły praktycznie nie miały nauki zdalnej a polskie w taki trybie funkcjonują od marca 2020 do końca roku szkolnego i kolejna tura od października 2020 do…) Co ciekawe, w pierwszym okresie nauczycielom po ledwie skończonych strajkach, pomysł zdalnej nauki nawet się spodobał – a i ich związek (ZNP) bardzo optymistycznie podszedł do tego pomysłu. Dziś nauczycieli, wołających o pomoc, nikt już nie słucha!

Pedagodzy alarmują, że zdalne nauczanie najmocniej uderza w najmłodsze dzieci. Gdy rozpoczęła się pandemia, obecni drugoklasiści chodzili do szkoły zaledwie pół roku, na kolejne pół – zostali przeniesieni na tryb nauki zdalnej. Nie zdążyli jeszcze nabyć podstawowych umiejętności, np. nauki uczenia się. Dzieci nie miały jak „wpaść w szkolny rytm”. Jeżeli więc rodzice im nie pomagali i nie przykładali dużej wagi do nauki dziecka – taki pierwszoklasista został na etapie przedszkola.  Jeżeli dziecko nie dostanie pomocy w szkole, to często zostanie samo. Brakuje im podstawowych umiejętności: słabo czytają i liczą, nie są u nich rozwinięte umiejętności społeczne. Dzieci nie potrafią nazwać kolorów, dopytują, jak wyglądają poszczególne literki, mają kłopoty z czytaniem i liczeniem. Dzieci są albo wycofane, albo nadpobudliwe.

Pamiętajmy też o tych kilkunastu procentach dzieci bez komputerów, Internetu i de facto bez dostępu do edukacji. Trzeba było przez te pół roku kupić 2 miliony laptopów! Wiele dzieci nie będzie potrafiło pisać i czytać, będą też miały znaczne dysfunkcje, jeśli chodzi o funkcjonowanie w społeczeństwie. Ministerstwo Edukacji Narodowej podjęło decyzję o edukacji szkolnej w opcji zdalnej, a prawie nikt z nauczycieli nie miał z tą formą niczego wspólnego! Chyba należałoby nauczycieli najpierw przeszkolić przez określony czas oraz zapewnić Internet i komputery uczniom. Wiele szkół nie ma wciąż nawet dziennika elektronicznego, oceny stawia się tam w zeszycie! Mnóstwo komputerów nauczycielskich ledwo zipie, a niektóre komputery szkolne nie mają nawet… Worda.

Przed pandemią tylko 14,6 proc. nauczycieli miało jakąkolwiek styczność ze zdalnym nauczaniem, jednak nawet w przypadku tych pionierów – doświadczenia te często nie były zbyt bogate. Wysyłanie uczniom mailem linków do dodatkowych materiałów w Sieci, uczestniczenie w kursach, prowadzonych przez Internet, konsultacje z pojedynczymi dziećmi poprzez Skype’a – każda taka czynność upoważniała do tytułu e-learningowego weterana. Nauczanie zdalne od razu pokazało niedoskonałość tego pomysłu. Brak problemów z obsługą narzędzi cyfrowych deklaruje w badaniu 49 proc. nauczycieli. Jednak ci, którzy potrafią korzystać z Office’a, Zooma czy G Suita, Największym problemem dla większości nauczycieli okazuje się czasochłonność walki z nowym systemem nauczania. Aż 47 proc. badanych wskazało go jako największą zmorę, sprawiającą nawet więcej kłopotów niż braki sprzętowe (36 proc.) i ograniczenie w dostępie uczniów do Internetu (32 proc.)

Frustracja wzrasta zresztą po każdej z uczestniczących w procesie nauczania stron. Zaostrzają się stosunki między rodzicami a nauczycielami. Na jednym krańcu spektrum są rodzice, którzy uważają, że pandemia zwalnia ich dzieci z obowiązku szkolnego, na drugim ci, którzy lubią mieć wszystko po kontrolą i – nie czekając już do kolejnej wywiadówki – ślą o każdej porze dnia wiadomości, na jakie oczekują natychmiastowych i wyczerpujących odpowiedzi. Sytuację ratują przede wszystkim ci, którzy zdalne lekcje traktują jako uwolnienie ich od obowiązku nieustannego czuwania nad dzieckiem – ci są za e-szkołę wdzięczni…

Wielu nauczycieli również dostosowało się do nowej rzeczywistości, mówiąc kolokwialnie w sposób skrajny: prace plastyczne i robótki ręczne wykonywane codziennie, projekt instrumentu dętego czy karmnika, pięć stron zadań z matematyki w dwa dni. Wypracowanie z polskiego codziennie. Serwery dzienników elektronicznych padły już pierwszego dnia, polecane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej e-podręczniki też nie wytrzymały obciążenia. Na n, gdzie uczniowie mogą zobaczyć swojego nauczyciela, niby było lepiej, ale nie wszystkim udało się połączyć. Dzieci logują się do Teams i potem nie są aktywne, wychodzą na dwór z psem, grają w gry lub zachowują się głośno, przekrzykują się. Często podczas sprawdzianów nauczyciel nieobecny w konkretnej chwili zamieszcza pytania na Teams – gdzie ładuje się część z nich – i na innej platformie. A kiedy ewidentnie nastąpi awaria, to uczniowie piszą tylko część klasówki – przykre szczególnie dla dzieci, które się starają. A jak ocenić takie błędy? Gdy trzeba wysłać nauczycielowi pracę, program się zawiesza!

Na serwisie Gmail uczniowie muszą założyć profile, potrzebne do wirtualnej klasy. Dopóki nie ukończą 18. roku życia, nie mogą tego zrobić. Rodzice wpisywali więc inną datę urodzin, albo udostępniali im własne maile. Poza tym boją się, że będą dostawać erotyczne treści, które tam często przychodzą. Dziś, pod koniec roku 2020 nauczyciele przyznają, iż materiał został zrealizowany, choć nie poradzili sobie z nowymi narzędziami, ale ich zdaniem to nie jest normalne dla dzieci środowisko do nauki. Narzekają też na wszechobecną papierologię i obniżki pensji – ale też na „uwiązanie w domu”.

Jest też całkiem spora grupa – badania mówią o ok. 20 proc. – dla której zdalne nauczanie okazało się „zbawieniem”. To dzieci starsze, często introwertyczne, potrzebujące spokoju do nauki. Gorzej z maluchami. Dla wielu dzieci ta forma edukacji jest bardzo wygodna. Nie trzeba wstawać rano. Nie trzeba jechać do szkoły. Można być podczas lekcji w piżamie. Można też jednocześnie rozmawiać na prywatnym czacie z przyjaciółmi albo bawić się z kotem. Nie trzeba robić zadań tego samego dnia, kiedy zostały przesłane. Można sobie „pomóc” podręcznikiem podczas sprawdzianu. Samemu określa się, kiedy i w jakiej kolejności robi się zadane lekcje. Reasumując pozytywne cechy zdalnego nauczania mają jeden wspólny mianownik – wolność od rygorów, które do tej pory narzucała im szkoła. Marzenie globalistów o niskim poziomie nauczania się ziściło! Do tego zamknięto przyszłych niepotrzebnych Polaków w czterech ścianach, przygotowując ich do roli więźniów! Uczniowie krzyczą, by to był etap przejściowy – najchętniej wróciliby do szkoły, bo zwyczajnie tęsknią!

Czy wśród Czytelników są jeszcze tacy, którzy wierzą, że to wszystko przypadek?

 Roman Boryczko,

grudzień 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*