OLIGARCHIA – POLSKI MATRIX (2)

 

OLIGARCHIA A LUSTRACJA I DEKOMUNIZACJA

W Czechach lustracja i dekomunizacja nie uderzyły bezpośrednio w postkomunistyczną oligarchię. Zaatakowały ją pośrednio, uderzając w znaczną część ich klienteli. Nieujawnieni agenci służb specjalnych są ważnym instrumentem w rękach oligarchii. Zawsze można ich zmusić do lojalności groźbą ujawnienia. Starzy komunistyczni politycy urzędnicy gwarantowali oligarchii dalszą kontrolę nad administracją i polityką. Było to szczególnie ważne na początku transformacji. W Czechach postkomunistyczna oligarchia, co prawda, też odgrywa dużą rolę w gospodarce i ma też jakiś wpływ na politykę. Jest on jednak chyba znacznie bardziej ograniczony w porównaniu z Polską i większością krajów postkomunistycznych.

W Polsce po latach wprowadzono ustawę lustracyjną, ale nie ma ona już większego znaczenia. Przez te wszystkie lata oligarchia znalazła szereg innych sposobów na kontrolowanie państwa i społeczeństwa.

KTO JEST OLIGARCHĄ

Lista postkomunistycznych oligarchów w zasadzie pokrywa się z listą najbogatszych obywateli Polski. Ale nie do końca. Być może istnieją w Polsce ludzie niesłychanie bogaci, którym się po prostu udało, bo „wstrzelili się” w jakąś próżnię na postkomunistycznym rynku i mieli dobry pomysł na biznes. Może jest kilka wyjątków, które potwierdzają regułę. Nie wierzę raczej aby byli wśród oligarchów zwykli kryminalni złodzieje, którzy potem zainwestowali w jakieś intratne biznesy. Siedziałem trochę w więzieniu za politykę, ale przeważnie z kryminalistami i wiem, że w mentalności złodzieja leży raczej trwonienie ukradzionej kasy niż oszczędzanie i inwestowanie. Poza tym, co i komu mieliby kraść w PRL i „III RP” aby dorobić się tak ogromnych pieniędzy? Zwykły złodziej czy gangster oligarchą zostać nie mógł. Ciekawe jest, że nie ma żadnego oligarchy, wywodzącego się z „Solidarności”. Kiedyś byłem pewien, że komuniści zapewnili niektórym z nich wejście do oligarchii. Jednak dziś jestem pewien, że tak się nie stało. Dzisiejsza OLIGARCHIA TO PO PROSTU POSTKOMUNA.

Oczywiście nie każdy były działacz komunistyczny został oligarchą. Myślę, że Polskę przejęła grupa licząca kilkaset, może kilka tysięcy osób. Nie wszystkich komunistów dopuszczono do grabienia majątku narodowego. Nie wszyscy, którzy zostali do tego dopuszczeni, stali się oligarchami. Niektórzy stali się jedynie klientelą oligarchów, którym trzeba było dać jakieś ochłapy.

Oligarchowie to władcy i właściciele Polski, zarówno w politycznym jak i ekonomicznym sensie. Oni ten kraj po prostu MAJĄ.

MASKARADA

Już Arystoteles pouczał, że od formy ustroju ważniejsza jest treść. Każda forma rządów może być dobra – demokracja, arystokracja, monarchia. Każda z nich ma też swoje wynaturzone formy. Demokracja może przerodzić się w ochlokrację, czyli rządy motłochu. Monarchie bywają wielce poczciwe, ale czasem przekształcają się w tyranie. No a pozory arystokracji, czyli rządów najlepszych, może mieć właśnie oligarchia. Forma rządów może zwieść kogoś, kto się dobrze nie przyjrzy temu jak system funkcjonuje w praktyce. Kiedyś wybitni konstytucjonaliści zachodni pisali konstytucje dla byłych kolonii w Afryce i Azji, które uzyskiwały niepodległość. Starali się nawet dostosowywać te akty prawne do lokalnych zwyczajów, lokalnej kultury politycznej. I nic z tego nie wychodziło. Wszystko wyglądało ładnie tylko na papierku.

Jeśli chodzi o postkomunistyczne oligarchie, to nie przybierają one pozorów arystokracji. Przybierają pozory demokracji. W dużym stopniu ma to związek z panującą w dzisiejszym świecie modą na demokrację. Oligarchowie muszą udawać idących z duchem czasu, gdy chcą wejść na światowe salony. Poza tym, jeśli udawaliby arystokrację, to szybciej zostaliby rozszyfrowani i ośmieszeni. W latach dziewięćdziesiątych nie wybaczyłyby im też tego doły partyjne, którym przecież tak długo obrzydzali „straszliwych jaśniepanów”. A więc udają demokrację i nieźle im to idzie. Jednak prawdziwej demokracji nie zbudują. Być może dopuszczą pewne odchylenia w kierunku ochlokracji.

OLIGARCHIA A KONKURENCJA

W kapitalizmie rzeczą zbawienną i ożywczą dla gospodarki nie jest sama prywatność przedsiębiorstw, ale KONKURENCJA pomiędzy prywatnymi przedsiębiorstwami.

To właśnie konkurencja sprawia, że przedsiębiorcy muszą dać z siebie wszystko, że muszą stale podwyższać jakość a ceny zbijać. W realnym socjalizmie konkurencja została zabita przez państwowe monopole i dlatego właśnie system był niewydolny i miał problemy ze wszystkim, nawet z przysłowiowym sznurkiem do snopowiązałek. Ale gdy przedsiębiorstwa prywatne pozbawione są konkurencji, to zaczynają „obrastać w tłuszcz” i działać podobnie jak przedsiębiorstwa państwowe a nawet gorzej, bo tym przynajmniej administracja stawia warunki.

Główną przyczyną zaniku konkurencji przedsiębiorstw prywatnych są monopole, duopole i oligopole, czyli opanowanie rynku przez jedno lub dwa podmioty lub ich grupę.

Pomyślmy, co by się stało, gdyby właścicielem całego majątku został na przykład generał Kiszczak. Gospodarka stałaby się w jakimś sensie prywatna, bo w rękach prywatnego właściciela. Konkurencji nie byłoby żadnej, nawet takiej szczątkowej, która była za Peerelu. Jedyny właściciel mógłby robić, co chce, dyktować ceny i nie liczyć się w ogóle z prawami popytu i podaży. Byłby to swoisty „monopol”, ale obejmujący nie tylko jakąś gałąź gospodarki, ale całą gospodarkę.

Załóżmy, że właścicielami zostałyby dwie osoby – Kiszczak i Jaruzelski. Teoretycznie byłaby już tu jakaś konkurencja – między jednym a drugim. Ale faktycznie także taki swoisty „duopol” mógłby robić wszystko wspólnie i w porozumieniu – dyktować ceny i nie liczyć się w ogóle z prawami popytu i podaży.

Podobnie byłoby, gdyby majątek podzielono między biuro polityczne – powstałby swoisty „oligopol”, obejmujący całą gospodarkę. Oczywiście na to nie byłoby żadnej zgody.

Czy zwiększenie uczestników takiego „totalnego oligopolu” do kilkudziesięciu, kilkuset, nawet kilku tysięcy osób wiele by zmieniło? Zwłaszcza, kiedy osoby te łączy wspólny rodowód, wspólna grabież i związki personalne i polityczne. Moim zdaniem – NIE! A właśnie kasta oligarchów, którzy przejęli gospodarkę liczy moim zdaniem kilkaset do kilku tysięcy rodzin. Oni nigdy nie dopuszczą do powstania silnej konkurencji dla siebie. Oni po prostu rządzą gospodarką, a w ten sposób mają też przeogromny wpływ na politykę.

OLIGARCHIA A GRUBA KRESKA

Przejęcie gospodarki dało ogromną władzę oligarchii. To daje solidne podstawy do politycznego panowania nad krajem. Trzeba też kontrolować układy i powiązania partyjne i ponadpartyjne, kontrolować instytucje.

Pełną władzę oligarchia uzyskała, dzięki zachowaniu swoich wpływów w polityce, w urzędach, w sądownictwie, w służbach specjalnych… po prostu wszędzie. Szczególny prezent zrobił im rząd Tadeusza Mazowieckiego, ogłaszając „grubą kreskę”. To oznaczało, że stare układy pozostają we wszystkich instytucjach. Przychodzą nowi ministrowie, niekiedy dyrektorzy departamentów, ale średni szczebel administracji pozostaje ten sam.

Pozostają też te same instytucje. Niektóre z nich trzeba, co prawda, zreformować, ale też pod kontrolą oligarchii. Okrągłostołowa transformacja dała oligarchom przejęcie majątku narodowego na własność i monopol na kapitał. Brak lustracji dawał im możliwość kontrolowania polityki poprzez nieujawnionych agentów. „Gruba kreska” gwarantowała im zachowanie kontroli nad administracją i sądownictwem. Władza oligarchii stała się niemal absolutna. Pewnie wtedy otwierali okna i patrząc w dal mówili do siebie: „Ten kraj jest nasz!”

OLIGARCHIA A BISKUPI

Bardzo wzmacniające było dla oligarchii „błogosławieństwo”, jakie przemiany otrzymały od biskupów. Naród Polski zachował wiarę i silny Kościół – i dobrze. Niestety głos biskupów w sprawach politycznych peerelowski ludek zaczął traktować jako głos Kościoła, a może nawet samego Boga. Mało kto zdawał sobie sprawę, że choć władza hierarchii w Kościele jest duża, to dotyczy ona jednak takich spraw jak wiara, moralność, dyscyplina kościelna ale nie polityka. W sprawach politycznych oczywiście Kościół też powinien zabierać głos, ale w tym przypadku głos przeciętnego „katolika Kowalskiego” jest równy z głosem nie tylko księdza proboszcza, ale nawet biskupa. Tego jednak „Kowalscy” nie wiedzieli i słuchali od zawsze głosu biskupów, którzy często tego nadużywali.

Biskupi uznali też, że Kościół w życiu społecznym musi ogrywać rolę „troskliwej mamuśki”, która musi uważać, aby jej ludek się nie narażał, nie zrobił sobie krzywdy. Powtarzali, co prawda, zawsze słowa Chrystusa „nie lękajcie się”, „wypłyń na głębię” itp, ale w praktyce robili coś zupełnie odwrotnego. Przeważnie byli w stanie zaakceptować każdy brudny kompromis, aby nie dopuścić do konfrontacji. Tak było przede wszystkim z Okrągłym Stołem. Przy okazji wypracowali sobie pozycję społecznego mediatora, co dało im silną pozycję w społeczną w nowej rzeczywistości. Obawiam się, że niektórzy z biskupów pełnią rolę mediatorów pomiędzy oligarchami. To daje im jeszcze silniejszą pozycje, ale jest drogą do piekła.

OLIGARCHOWIE PANUJĄCY A OLIGARCHOWIE STERUJĄCY

Współczesnych polskich oligarchów można podzielić na „panujących” i „sterujących”. Kiedyś byli też oligarchowie-politycy, bezpośrednio zajmujący się polityką, ale to już u nas przeszłość. Tacy dominują krajach na wschód od naszej granicy, choć i tam są w odwrocie. Nowocześni oligarchowie pilnują swojego kraju dyskretnie, jakby z tylnego siedzenia.

Oligarchowie PANUJĄCY rzadko ingerują w politykę. Oni raczej decydują, czego politykom nie wolno robić, niż dyktują, co mają robić. Taki oligarchiczny sprzeciw, silniejszy niż veto prezydenckie, senackie oraz orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego razem wzięte. Przykładem takiego oligarchy panującego jest Michał Sołowow, wielki przedsiębiorca ze szczytu listy najbogatszych ludzi w Polsce i z pozycji 407 na liście najbogatszych ludzi świata. Fortunę swoja zawdzięcza między innymi przejmowanymi za bezcen gruntami skarbu państwa i gmin, w czym pomagał mu jego ojciec, komunistyczny działacz spółdzielczy. Pomagali mu także przyjaciele z SLD, między innymi Marek Ungier, ale później nawiązywał dobre znajomości z politykami różnych opcji. Do tej pory nigdy nie faworyzował żadnej opcji politycznej i bezpośrednio w politykę nie ingerował. Widocznie dobrze dogadywał się z wszystkimi. Poza tym jest dość młody i ma swoją pasję – rajdy samochodowe. Pewnie bezpośrednie kreowanie polityki jeszcze go nie interesuje. Ale być może to się zmieni, może już się zmienia, bo M. Sołowow planuje stworzyć ogólnopolską gazetę. Pewnie niedługo też dołączy do oligarchów sterujących.

Oligarchowie, których nazwałem „sterującymi” są chyba najliczniejszą grupą. To coś pośredniego między oligarchami panującymi a oligarchami-politykami. Oni nie poprzestają na panowaniu. Oni lubią aktywnie kreować politykę, bezpośrednio w nią nie wchodząc. Oni potrafią doprowadzić do upadku ugrupowań politycznych. Oni potrafią je tworzyć i torować im drogę do zwycięstwa. Nie są politykami, ale są bogami polityki. Oni są prawdziwą pierwszą władzą, która ma pod sobą wszystkie inne „władze” w Polsce – sądowniczą, ustawodawczą, wykonawczą i medialną. Dla nich działają też służby specjalne. Nie zgadzam się jednak z popularnym twierdzeniem, że „w Polsce rządzą służby”. Służby specjalne odgrywają dużą rolę w oligarchicznym systemie władzy, ale nie rządzą. To były zawsze „psy” szkolone do służenia obcym. Nie są zdolne do samodzielnego rządzenia. Nawet tego nie pragną. Polską rządzi oligarchia.

Typowym oligarchą sterującym jest Ryszard Krauze – przedsiębiorca, jeden z najbogatszych Polaków z majątkiem szacowanym przez magazyn Forbes na 3,5 miliarda złotych w 2008 roku. co dało mu 3. miejsce na liście najbogatszych Polaków. W 1987 r. założył firmę Prokom (obecnie Prokom Software SA), jedną z największych polskich firm informatycznych uzyskujących znaczne dochody z kontraktów informatyzacji sektora publicznego: informatyzacja ZUS, MON, MEN, NIK, KGHM, Poczty Polskiej. Krauze jest gdynianinem i pewnie nie jest przypadkiem, że z Trójmiasta pochodzi najwięcej prezydentów, premierów, ministrów itd.  (cdn.)

 

Klaudiusz Wesołek

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*