Nie będzie żadnego pojednania, póki nie zostaną wyczyszczone wszystkie sprawy zbrodni z obydwu stron, bo Polacy także aniołkami nie byli. Dopiero wtedy będzie można mówić o pojednaniu. Przed nami i Ukraińcami jest historyczna szansa zakopania toporów wojennych i stworzenia jednego państwa federacyjnego od Bałtyku do Morza Czarnego. Tak jak przewiduje to “Wieszczba z Tęgoborzy”:
Złamana siła mącicieli świata
Tym razem będzie na wieki.
Rękę wyciągnie brat do swego brata,
Wróg w kraj odejdzie daleki.
U wschodu słońca młot będzie złamany.
Pożarem step jest objęty.
Gdy orzeł z młotem zajmą cudze łany
Nad rzeką w pień jest wycięty.
Bitna Białoruś, bujne Zaporoże,
Pod polskie dążą sztandary.
Sięga nasz orzeł aż po Czarne Morze
Wracając na szlak swój prastary.
Witebsk, Odessa, Kijów i Czerkasy
To Europy bastiony,
A barbarzyńca aż po wieczne czasy
Do Azji ujdzie strwożony.
Warszawa środkiem ustali się świata,
Lecz Polski trzy są stolice.
Dalekie błota porzuci Azjata,
A smok odnowi swe lice.
Niedźwiedź upadnie po drugiej wyprawie.
Dunaj w przepychu znów tonie.
A kiedy pokój nastąpi w Warszawie,
Trzech królów napoi w nim konie.
To jest do zrobienia wszakże pod jednym warunkiem, a mianowicie: kiedy Polską będą rządzili Polacy, a nie jakieś quasi-polskie kreatury na usługach rządów obcych mocarstw. Polacy, a nie jakieś mieszańce o czysto polskich nazwiskach i pokręconych CV. Nie wcześniej, bo zawsze znajdzie się jakaś czarno-brunatna szumowina, która będzie chciała przeprowadzić swoje chore poglądy. Tych się wystrzegajmy.
Nie będzie żadnego pojednania, póki nie zostaną wyczyszczone wszystkie sprawy zbrodni z obydwu stron, bo Polacy także aniołkami nie byli. Dopiero wtedy będzie można mówić o pojednaniu. Przed nami i Ukraińcami jest historyczna szansa zakopania toporów wojennych i stworzenia jednego państwa federacyjnego od Bałtyku do Morza Czarnego. Tak jak przewiduje to “Wieszczba z Tęgoborzy”:
Złamana siła mącicieli świata
Tym razem będzie na wieki.
Rękę wyciągnie brat do swego brata,
Wróg w kraj odejdzie daleki.
U wschodu słońca młot będzie złamany.
Pożarem step jest objęty.
Gdy orzeł z młotem zajmą cudze łany
Nad rzeką w pień jest wycięty.
Bitna Białoruś, bujne Zaporoże,
Pod polskie dążą sztandary.
Sięga nasz orzeł aż po Czarne Morze
Wracając na szlak swój prastary.
Witebsk, Odessa, Kijów i Czerkasy
To Europy bastiony,
A barbarzyńca aż po wieczne czasy
Do Azji ujdzie strwożony.
Warszawa środkiem ustali się świata,
Lecz Polski trzy są stolice.
Dalekie błota porzuci Azjata,
A smok odnowi swe lice.
Niedźwiedź upadnie po drugiej wyprawie.
Dunaj w przepychu znów tonie.
A kiedy pokój nastąpi w Warszawie,
Trzech królów napoi w nim konie.
To jest do zrobienia wszakże pod jednym warunkiem, a mianowicie: kiedy Polską będą rządzili Polacy, a nie jakieś quasi-polskie kreatury na usługach rządów obcych mocarstw. Polacy, a nie jakieś mieszańce o czysto polskich nazwiskach i pokręconych CV. Nie wcześniej, bo zawsze znajdzie się jakaś czarno-brunatna szumowina, która będzie chciała przeprowadzić swoje chore poglądy. Tych się wystrzegajmy.