Nogi nie ma, ale czyjaś wina jest
Przed jednym z krakowskim sądów toczy się proces, mający na celu ustalenie, czy popełniono wobec pacjenta błąd w sztuce lekarskiej. Oskarżonymi są dwaj lekarze, zatrudnieni wciąż w szpitalu im. Ludwika Rydygiera. W wyniku ich domniemanej opieszałości 56-letni wówczas mężczyzna, który trafił na SOR z otwartym z złamaniem nogi, stracił ją.
Wypadek miał miejsce 17. listopada 2007 roku – poszkodowany przewrócił się na ulicy tak nieszczęśliwie, że złamał nogę. Zeznał potem, iż pod wpływem silnego bólu wypił alkohol, który miał przy sobie. Wypity przezeń alkohol okazał się mieć wielkie znaczenie, gdyż nie pozwolił medykom na błyskawiczną ingerencję chirurgiczną. Dodatkowo poszkodowany cierpiał już wówczas na cukrzycę, która niekorzystnie wpływa na gojenie się ran.
Oskarżeni lekarze szczególny nacisk kładli na, ich zdaniem, niehigieniczny tryb życia pacjenta oraz przebyte wcześniej – jak i obecne – choroby. Jeden ze świadków, powołanych przez oskarżonych, zeznał, że „pacjent ma za swoje”. Owo szokujące stwierdzenie padło z ust lekarza z wieloletnim doświadczeniem, poddając w wątpliwość jego bezstronność, zwłaszcza, iż chwilę wcześniej mówił sam, że „dobro pacjenta jest najważniejszym dobrem”.
Świadek zaznaczył także, że on sam operowałby w pierwszych 24 godzinach. Stwierdził, iż odczekałby, aż alkohol wywietrzeje i oczyścił ranę. Wg niego najważniejsze było uzyskanie „ciszy międzyodłamowej”. Kilkakrotnie powtarzał, że wspomniana „cisza międzyodłamowa” powinna być uzyskana w ciągu pierwszej doby po wypadku. Niestety tak się nie stało.
Chory po przewiezieniu na oddział otrzymał doraźnie środki przeciwbólowe i nasenne. Ze względu na alkohol we krwi oraz cukrzycę i nadciśnienie – zabiegi przesunięto w czasie. Zastanawiające jest to, że cały czas lekarze podkreślali obecność alkoholu oraz brak badań glukozy oraz opuchliznę. 26. listopada zauważono zmniejszenie obrzęku; chory już nie był pijany, badanie cukru wykonano ale nadal nie przystąpiono do operacji…
Powód? Zeznający ordynator szpitala twierdzi, iż z pewnością były jakieś inne przyczyny. Jakie? Nie pamiętał, ale jak sam twierdzi, „z pewnością jakieś były”! Tu już ordynator nie był precyzyjny. Być może nie spodziewał się takiego pytania z ust pani prokurator!
Dopiero 3. grudnia (!!!) przeprowadzono pierwszy zabieg chirurgiczny, polegający na nastawie trwałym odłamów oraz zespoleniu. W czasie zabiegu zwróconą uwagę na cechy niedokrwienia tkanek miękkich i tkanki kostnej w obrębie złamania oraz ich odłuszczenie! Podczas kontroli radiologicznej po zabiegu zauważono przemieszczenie się jednego z odłamów. Pomimo tego lekarze podtrzymują opinię dobrze wykonanego zabiegu.
Od trzeciej doby po operacji zaczęły pojawiać się u chorego cechy martwicy brzeżnej – mimo wdrożenia leków, mających za zadanie rozszerzenie naczyń krwionośnych. Lekarze utrzymują również, że pogorszenie stanu chorej nogi miał wpływ sam pacjent, ze względu na jego brak zdyscyplinowania – w tejże trzeciej dobie po operacji pacjent mimo zakazu opuścił łóżko.
Po tygodniu martwica bardzo się rozszerzyła… 22. grudnia pacjent został przewieziony do izolatki – zarażono go gronkowcem.
Drugi zabieg przeprowadzono 3. stycznia 2008 roku. Ponieważ kość nabrała już koloru kości słoniowej – znak, że istnieje problem niedokrwienia – lekarze uznali, że chorej nogi nie da się uratować. Ponieważ pacjent stracił zaufanie do leczących go, nie zgodził się na amputację. 25. stycznia na własne żądanie opuścił szpital im. Rydygiera i znalazł się w szpitalu im. Narutowicza przy ul. Prądnickiej. Operacja odjęcia nogi nastąpiła dzień później – tutaj walczono już o życie!
26. lutego 2008 r. do krakowskiej prokuratury wpłynęło doniesienie o popełnieniu przestępstwa.
***
W całej sprawie przykuwa uwagę fakt, iż powołani biegli sądowi z całą stanowczością podkreślają winę lekarzy. Ich opinia została ostro skrytykowana przez ordynatora a jednocześnie szefa oskarżonych. Zarzucił on wprost biegłym, iż… zawarli w niej kłamstwa!!!.
Tymczasem oskarżeni oraz powołani przez nich świadkowie przez cały czas próbują udowodnić, że wina leży po stronie pacjenta.
17. listopada br. kolejna rozprawa, na której obiecuję być.
Iwona Jankowska