Ziemia aniołowa – „…żebyśmy może tak zmądrzeli” (2)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

***

Co jakiś czas pojawiają się na drogowej mapie kolejne „punkty oporu”. Szaflary poradziły sobie, bo i społeczność lokalna umie współpracować dla własnego dobra i wójt Ślimak nie da krajanom w kaszę napluć. W Poroninie przeciw drogowcom ruszyła Federacja Obrony Podhala, druga obok Stowarzyszenia Obrony Praw Obywateli Powiatu Tatrzańskiego organizacja społeczna, przeciwstawiająca się z otwartą przyłbicą polityce władz regionu. Stworzenie powiatu tatrzańskiego (jak i wielu innych) było zresztą pomyłką dziejów. Reforma administracyjna Jerzego Buzka stanowiła tymczasem mniejszy niewypał, niż reforma systemu emerytalnego (osławione „filary”)… Za wszystkie Polacy płacą do dziś i na tym NIE koniec… Znamienne, iż obu ekipom społeczników przewodzą gaździny! Federacji – panie: Józefa Chromik z Poronina, głośna niegdyś biegaczka narciarska, olimpijka z Sapporo i Bożena Gąsienica-Byrcyn, zaś Stowarzyszeniu Obrony Praw… – Maria Gruszka, walcząca w chwili obecnej z wycinką niewielkiego zespołu parkowego przy zakopiańskiej ul. Jagiellońskiej. Gaździna, co cud!

Trzeba przyznać, iż kobietom udało się przekonać okolicznych mieszkańców i na razie (dzięki skutecznym protestom) Poronin pozostał swoistą Tymczasową Strefą Autonomiczną, bez wysiedleń i procesów z drogowcami o odszkodowania. Nie znaczy to, iż Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad skapitulowała. Jej lobbyści czekają na rozwój wypadków w Białym Dunajcu oraz… pieniądze.

W Białym Dunajcu most drogowy przerzucono nad potokiem o tej samej nazwie w roku 1937. Przechodził różne koleje losu, był niszczony przez wojsko, odbudowywany. Obecnie jest zbyt wąski i zbyt stary, by udźwignąć współczesny ruch kołowy, choć ekspertyzy są sprzeczne – od katastrofalnych do dających budowli jeszcze około 10 lat użytkowania na obecnym lub nieco zmniejszonym poziomie. W ramach „nowej” zakopianki drogowcy pomyśleli o jego wymianie. I tu zaczyna się nasz udział w grotesce, jaką zafundowano hardym mieszkańcom podhalańskiej wsi.

 

4. Most z kapelusza

 

 

Wiadomości o niehonorowaniu woli mieszkańców wsi Biały Dunajec przez władze i Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad docierały do ludzi portalu już od kilku miesięcy. Z kilku niezależnych źródeł – od dzielnych kobiet z Podhala po kler. Oglądając migawki filmowe i czytając notatki prasowe nt. protestu mieszkańców wsi z początku sierpnia br., doszliśmy – niezależnie od siebie – do wniosku, iż warto posłuchać docierających z Podhala głosów i ruszyć nad malowniczy potok. Ponieważ naszej trójce trudno było uzgodnić wspólny termin wyjazdu, rzecz się odwlekała. Wszyscy mamy zobowiązania wobec kilku redakcji, co początkowo stawiało wyjazd w ogóle pod znakiem zapytania. Udało się z początkiem drugiej połowy września i stan na ów właśnie okres przekazujemy.

 

* * *

Skoro ktoś jest tępiony przed media, to albo rzeczywiście mamy do czynienia z łotrem, albo ze zwyczajną, odgórnie sterowaną nagonką. W tym przypadku nie mieliśmy zielonego pojęcia, co zastaniemy na miejscu.

Po przewertowaniu map, podkładów geodezyjnych i kilkuset stron dokumentacji, po rozmowach z władzami, działaczkami obywatelskimi Podhala oraz „szeregowymi” mieszkańcami Białego Dunajca i okolic – postaramy się teraz przypomnieć jednym, a po raz pierwszy opowiedzieć innym, całą tę wcale niezabawną historię.

Wójt Szaflar, mieszkaniec Białego Dunajca: „Jako białodunajczanin wypowiadam się absolutnie jednoznacznie: trzeba opierać się na opiniach fachowców! Jeżeli wojewódzki konserwator zabytków, mający tytuł naukowy doktora inżyniera architekta (do emerytury prowadził filię tej instytucji dla dwóch powiatów – nowotarskiego i tatrzańskiego z siedzibą w Nowym Targu), jednoznacznie wypowiedział się, że przebudowywany most w Białym Dunajcu ma mieć kształty identyczne, jak aktualny przed wojną wzniesiony, którego jedno przęsło zostało wysadzone przez cofających się Niemców, a dokładnie przez oddziały węgierskie, towarzyszące armii niemieckiej – to nie może być sytuacji takiej, że w Obszarze Krajobrazu Chronionego, wpisanego w dokumentach wojewody i praktycznie też marszałka, wprowadza się pylony. To jest sztuka, która może pasować niekoniecznie nawet do metropolii wrocławskiej, ale nigdy do pejzażu górskiego, bo powiedzmy sobie – naśladowanie Egipcjan nie jest sztuką chwalebną! Świadczy o braku wyobraźni i imbecylstwie! Most powinien być w Białym Dunajcu poszerzony o taką szerokość, jaka jest niezbędna do klasy modernizowanej drogi klasy G, o tych samych kształtach! Nie jest to rzecz żądania ekstremalnego!”. Według projektu wrocławskiej firmy Euromosty, nowy most MUSI mieć aż 90 metrów długości i ma być usadowiony na 23-metrowych pylonach. Inwestycja drogowców zakładała wstępnie budowę dróg dojazdowych, chodników i skrzyżowania. Most obecny ma tylko 60 metrów i jest typową konstrukcją swoich czasów – łagodne żeliwne łuki wpisują się bez kłopotów w podtatrzański krajobraz.

Trudno oprzeć się wrażeniu, iż parametry projektu znad Odry przyjęte są zdecydowanie na wyrost i nie wpasowują się w otoczenie. Czy chodzi tylko o wyższy zarobek na większej konstrukcji, czy też Euromosty patrzą przyszłościowo? Mosty tego typu dobre są dla rzek (w większości opracowań Biały Dunajec jest określany jako potok), a i to jedynie tam, gdzie nie niszczą walorów krajobrazowych.

W dodatku parametry to dopiero początek problemu, który narastał od 2005 r., czyli pierwszego zebrania mieszkańców gminy Biały Dunajec i późniejszej uchwały miejscowych samorządowców ws. zmian na drodze krajowej nr 47. Wydarzenia te rozpoczęły długi łańcuch niezrozumienia pomiędzy góralami a pędem do nowoczesności za wszelką cenę i chęcią zysku niewielkiej grupy projektantów i drogowców, czemu zdają się patronować biurokratyczni decydenci różnych szczebli. Tymczasem samorządowiec z Szaflar powiada jasno: „Nas, rolników, musi widzieć ten, kto administruje zakopianką, czyli Generalna Dyrekcja, na dziś, na jutro i na pojutrze! Musi widzieć to bezwzględnie władza Małopolski, bez względu na to, że każda (i władza centralna) ma jakiś drobny, albo próbuje mieć, interes w Zakopanem. A to szwagier ma chatkę-dupatkę, a to jest jakaś świątynia dumania, a to jest jakiś interes, sprawy… My nie jesteśmy gwizdki!”. Tymczasem 7-letni okres bojów o koncepcję mostu i jego usadowienie w terenie wskazuje, iż taką właśnie rolę – gwizdków – najchętniej przeznaczyliby obywatelom Podhala ci, których obowiązkiem jest działanie na rzecz społecznego dobra.

Pierwsze zebranie, gdzie poinformowano mieszkańców gminy o planowanych zmianach, odbyło się 25. lipca 2005 r. i dotyczyło wyłącznie propozycji GDDKiA przebudowy zakopianki – na tym odcinku noszącej nazwę drogi krajowej nr 47. Jego pokłosiem była późniejsza o dzień Uchwała Nr XXXI/194/2005 Rady Gminy w Białym Dunajcu, gdzie w §2 czytamy:

„1. Rada Gminy Biały Dunajec stoi na stanowisku, że droga o parametrach GP nie jest możliwa do przeprowadzenia w terenie zabudowanym Białego Dunajca.

  2. Ewentualna droga GP na trasie z Zakopanego powinna omijać tereny zabudowane i przeznaczone pod zabudowę oraz tereny przewidywane pod działalność rekreacyjną i turystyczną, a ewentualny jej przebieg powinien być uzgadniany z lokalnymi społecznościami w większym niż dotychczas zakresie.”

Pomijając delikatny prztyczek w stronę Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, wskazujący na brak konsultacji z samorządami, wyjaśnić trzeba, z czym się „je” drogę o parametrach GP. Obecna „47” zaklasyfikowana jest jako droga „G”, czyli główna, według podziału wprowadzonego przez Rozporządzenie Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać drogi publiczne i ich usytuowanie (Dz. U. z 1999 roku nr 43, pozycja 430). W terenie zabudowanym ma ona ok. 25 m szerokości dywanika asfaltowego plus do 2 m na każde pobocze. Droga GP to droga główna ruchu przyspieszonego. Jej parametry to już nie żarty. Mówi wójt Stanisław Ślimak: „Droga nie może być wyższej klasy, niż klasa G, dlaczego? Droga GP zakłada pas drogowy szerokości 35 metrów plus pasy tzw. izolacji akustycznej, ekologicznej po 25 metrów w każdą stronę, czyli 85 m, to jest rzecz taka, w dyspozycji właściciela, administratora tej drogi państwowej czy krajowej.” A na owych 85 metrach znajduje się obecnie niemało zabudowań, w samej gminie Szaflary – 34. Gdyby się dobrze przyjrzeć – w gminie Biały Dunajec mniej ich nie ma. I trzeba będzie grunta wykupić, a ludzi wysiedlić. Nie zawsze jest dokąd.

W dodatku – i to podkreślali mieszkańcy podczas kolejnych zebrań wiejskich – szosa klasy GP zniszczy istniejący porządek kulturowy. „Jako białodunajczanin, nie chciałbym, żeby moje zwłoki przez tą drogę dwujezdniową na miejsce wiecznego spoczynku w Białym Dunajcu były spławiane na tratwie w potoku Florynowym, bo uważam, że ta droga wykluczałaby absolutnie kontakt parafii z cmentarzem, miejscem grzebalnym. My do tego przywiązujemy ogromną wagę, dlatego, że nasza parafia w Białym Dunajcu jest parafią młodą, bo przedtem należeliśmy do parafii szaflarskiej. W związku z powyższym dla nas ma to znaczenie i wiecznego spoczynku na nekropolii w Białym Dunajcu i godnego pochówku bez szykan. A ponadto ta monstrualna droga zagrażałaby naszym duszpasterzom w Białym Dunajcu, bo tak samo wchodziłaby, pchałaby się w stronę zabudowań plebańskich. Nie może być parafii, żeby duszpasterze w wozie Drzymały koczowali!”. To też wójt Ślimak, który, zgodnie z dokumentacją zebrań wiejskich, te same problemy podnosił nie tylko wobec nas. Dwujezdniowa trasa GP, z pasem zieleni pośrodku i ekranami ochronnymi, których wymagają przepisy, utrudni życie głównie rolnikom i osobom starszym. O wiernych wójt Szaflar już wspominał.

Dla „nosicieli postępu” koszta społeczne, poniesione przez Podhalan, zdają się mieć mniejsze znaczenie. O ile ktokolwiek traktuje je poważnie…

Minęło półtora roku od negatywnej uchwały Rady Gminy w Białym Dunajcu, gdy samorządowcy otrzymali niespodziewane wsparcie. Oto 24. listopada 2006 r. ukazało się Rozporządzenie nr 92/06 Wojewody Małopolskiego ws. Południowomałopolskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu. §1, p. 2.5 informuje, iż w skład POCK wchodzi również gmina Biały Dunajec. To podstawa. §3, p. 1.2 stwierdza: „Na terenie Obszaru zakazuje się realizacji przedsięwzięć, mogących znacząco oddziaływać na środowisko w rozumieniu art. 51 ustawy z dn. 27.04.2001 r. Prawo ochrony środowiska.” §3 p. 5 informuje, że na całym terenie POCK zakazuje się „wykonywania prac ziemnych, trwale zniekształcających rzeźbę terenu”. Istotny w sprawie Białego Dunajca okazuje się kolejny paragraf Rozporządzenia nr 92/06, mianowicie §3 p. 2. „Zakaz, o którym mowa (…) nie dotyczy realizacji przedsięwzięć, mogących znacząco oddziaływać na środowisko, dla których przeprowadzona procedura oceny oddziaływania na środowisko wykazała brak niekorzystnego wpływu na przyrodę obszaru.” Tej akurat procedury nie przeprowadzono do dzisiaj. Ominięcie jej dało podstawę do konkretnych decyzji na wyższych szczeblach władzy, niż podhalańska gmina.

30.07.2009 r. w miejscowej remizie strażackiej odbyły się kolejne konsultacje między mieszkańcami Białego Dunajca a projektantami nowego mostu, bo sprawę mostu już włączono do przebudowy szosy i przedstawicielami Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, prowadzone w obecności wójta A. J. Nowaka i innych samorządowców gminy. Wedle zachowanego protokołu, przedstawiciele Euromostów twierdzili podczas spotkania, iż czas tak nadwyrężył istniejący most, że grozi on katastrofą budowlaną.

Leży przed nami odpis Opracowania technicznego budowy [mostu]…, noszący datę 26.08.2010 r. Czytamy tam: „Podsumowując – czas bezpiecznej eksploatacji obiektu ustalono na 10 lat, przy założeniu zmniejszenia dopuszczalnej nośności mostu.” Autorem Opracowania… jest dr inż. Maciej Wdowiak. Spytacie Państwo – ekspert niezależny? NIE – Dyrektor Zarządzający wrocławskich Euromostów! Czyżby most groził lub nie groził katastrofą zależnie od aktualnych potrzeb projektantów nowej konstrukcji? A my naiwnie wierzyliśmy, iż decydują o możliwości groźnych następstw zwykłe prawa fizyki…

Zgodnie z wymogami Rozporządzenia nr 92/06 Wojewody Małopolskiego ws. Południowomałopolskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu – Euromosty skierowały do Urzędu Gminy Biały Dunajec wniosek o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach zgody na realizację przedsięwzięcia już 18.06.2009 r. Jako „przedsięwzięcie” określono: „budowę mostu na rzece [do tej pory był to potok – przyp. autorów] Biały Dunajec w miejscowości Biały Dunajec w km 31 + 858 w ciągu drogi krajowej nr 47 wraz z przebudową infrastruktury drogowej i dostosowaniem jej do obowiązujących przepisów”.

Zebranie z 30.07.2009 r. odrzuciło przedstawiony projekt. Jak opowiadał wójt Nowak: „Podczas zebrania wiejskiego przedstawiciele dyrekcji przez 3-4 godziny byli znieważani i poniżani. Jeden ryk 4-5 osób, związanych z mostem i reszty ze wsi. To była demokracja szlachecka w skrajnej karykaturze, walne zebranie ludzi, którzy chcą się wyładować… Przyszło ze 200 osób!”.

6.08. 2009 r. wójt Nowak wystawił jednak opinię zgodną z oczekiwaniami ludzi – na „nie”! 21. lutego 2010 kolejne zebranie podtrzymało negatywną opinię i podjęło stosowną uchwałę, powierzając jej wykonanie wójtowi. Już wtedy projektanci i drogowcy byli zdania, iż nowy most powstanie OBOK obecnego, choć prośba o opinię środowiskową dotyczy wciąż mostu, który ma powstać „w ciągu drogi”, czyli na miejscu tego z roku 1937. Podobno była to jedyna proponowana przez GDDKiA możliwość. Warianty pojawiły się później, z przeniesieniem czasowym wstecz.

Uchwała Nr XLIII/215/2010 Rady Gminy Biały Dunajec z dn. 29. marca 2010 r. precyzuje stanowisko samorządu: „Rada Gminy zajmuje stanowisko, że w miejsce obecnego mostu na potoku Biały Dunajec należy wybudować nowy, dostosowany do warunków technicznych i szerokości istniejącej drogi, z utrzymaniem dotychczasowych zjazdów, z zachowaniem obecnej konstrukcji oraz usadowienia mostu i dróg na dotychczasowym poziomie w stosunku do otoczenia i budynków. (…). Odrzucamy możliwość realizacji tej inwestycji w nowym miejscu ze względu na brak zgody mieszkańców (…). Proponowane przez dyrekcję usytuowanie mostu spowodowałoby wyburzenie budynków, zniszczyłoby istniejącą w tym terenie infrastrukturę, uniemożliwiłoby prowadzenie działalności gospodarczej, w tym turystycznej, pogorszyłoby warunki zamieszkania oraz mogłoby stworzyć zagrożenie dla ludności w związku z proponowaną konstrukcją mostu linowego, zawieszonego na wysokich pylonach. Proponowana konstrukcja całkowicie odbiega od architektury podhalańskiej i nie pasuje do podhalańskiego krajobrazu.” Jak widać nie trzeba koniecznie wiedzy konserwatora zabytków, by odróżnić ponowoczesny, wyrwany z kontekstu przestrzeni most od czegoś, co wpisuje się w otoczenie. Wiedzieli o tym samorządowcy z Białego Dunajca, nie wiedział projektant. Być może zresztą przerobił jakiś dawny pomysł…

Po raz pierwszy pojawia się w uchwale Rady Gminy wzmianka o konieczności wyburzeń. Nie mówi się natomiast o tym, że obywatele Białego Dunajca postanowili zgodzić się na most tymczasowy na okres budowy nowego w starym ciągu drogi krajowej nr 47 i „pożyczyć” w tym celu ziemię po obu brzegach potoku.

W 2010 roku wójt, po przemyśleniu sprawy, postanowił wydać opinię pozytywną ws. budowy, zgodnie z tzw. specustawą (specustawa drogowa – ustawa z dnia 10. kwietnia 2003 r. o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych –  Dz. U. z 2003 r. Nr 80, poz. 721, z późn. zm.), która w szczególnych wypadkach pozwala mu nie podporządkowywać się decyzjom Rady Gminy. Specustawa wymaga od inwestora kilku konkretnych posunięć: zapoznania lokalnej ludności z kilkoma wariantami budowy (to miejsca nie miało, „warianty” wspominano potem w czasie wybitnie przeszłym, nie ma na to dowodów z czasów konsultacji), samych konsultacji (w tym przypadku polegających na tym, iż samorząd swoje, zaś drogowcy i projektanci swoje) oraz przedstawienia przez GDDKiA i wrocławskie Euromosty raportu środowiskowego. Z tego obowiązku, mimo oprotestowania przez mieszkańców, zwolnił projektantów i inwestora wójt Nowak. „Nie jestem przestępcą, wykonuję swoje obowiązki, jako wójt gminy” – słyszymy w jego gabinecie.

Rok temu wójt Białego Dunajca chciał powrócić do pierwotnej koncepcji „wąskich konsultacji” – tylko inwestor, projektant i bezpośrednio zainteresowani przejęciem gruntów przez państwo górale. Zamierzał uniknąć scen, znanych z poprzednich spotkań, wychodząc z założenia, iż bez obecności „szerokiej publiki” stronom będzie się dyskutować łatwiej i nade wszystko spokojniej. Zaproponował tedy spotkanie w miejscowym GOK-u.

Tymczasem we wsi pojawiły się plakaty, informujące o zebraniu, gdzie zaproszono, jak opowiada Andrzej Jacek Nowak, „całe Podhale”. Wobec takiego dictum wójt spotkanie odwołał, będąc zdania, że nie zabezpieczy gościom bezpieczeństwa. Dyrektorów z GDDKiA powiadomiono, toteż nie przyjechali. Przed GOK-iem i tak zebrała się grupa ludzi, w tym członkowie ZZ Sierpień 80, związku, który zainteresował się sprawą konfliktu o most. Ludzi z Sierpnia wójt Nowak nie wspomina najlepiej. Ma widocznie swoje powody. Pytanie, jakie nam zadał przy okazji rozmowy o działaczach nie było pozbawione sensu: „Związek Sierpień 80 broni praw pracowniczych, a tu nagle broni działek prywatnych? Lewicowe przekonania a tu raptem obrona własności?”.

 

Rzecz w tym, iż polskie podziały na „prawicę” i „lewicę” legły w gruzach. To tylko szyldy, do których wielu „przylepia się” dla odniesienia praktycznych i mocno tymczasowych korzyści. Musil nazywał takich osobników „ludźmi bez właściwości”, prof. Bauman powiada, iż to właśnie ich poszukują korporacje jako idealny typ pracowników. Być może zresztą ci akurat związkowcy mieli własne, nie-związkowe przekonania. Które kazały im widzieć najpierw czyjąś krzywdę, a dopiero potem zastanawiać się, czy wypada pomóc… Nie wszyscy mieszczą się w przyporządkowywanych im szufladkach. Tak działacz, jak ksiądz czy urzędnik nade wszystko powinni być ludźmi. A role społeczne, przybierane na jakiś czas, są w tym wypadku sprawą wtórną.

Najsmutniejsze jest to, iż górale, zagrożeni wywłaszczeniem z ramienia specustawy drogowej, powoli zostawali na placu boju sami. Co prawda drogowcy i biurokraci ze starostwa i Urzędu Wojewódzkiego musieli ze zdziwieniem przyjąć do wiadomości, iż nie mają do czynienia z analfabetami, tylko z przeciwnikami, którzy tanio skór nie sprzedadzą, ale biurokratyczna machina sądów, urzędów, kolegiów odwoławczych zmęczy każdego. Trochę ta samotność wynikała z zazdrości (ten ma sklep, tamten pensjonat), trochę z niewiary Podhalan we własne możliwości w starciu z powiązaną silnie przepisami – a pewnie i znajomościami – bezduszną grupą nacisku. Bezduszną, bo nawet prawo ma literę i ducha. Po wielokroć górale natykali się na mur liter. Duch z kodeksów prawnych ku nim nie wyszedł.

Procedury trwały i właściwie dobiegły końca. Jeszcze jedno odwołanie i drogowcy będą mogli zacząć swoją pracę. Wbrew wielokrotnie łamanym przepisom machina zdaje się niemal triumfować… Dlaczego NIEMAL??? (cdn.)

 

Krzysztof Danilewicz

Iwona Jankowska

Lech L. Przychodzki

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*