Problemy bezpieczeństwa wewnętrznego i międzynarodowego Polski

 

Spośród wielu definicji funkcjonujących w praktyce, na uwagę zasługują definicje traktujące „bezpieczeństwo” w sposób kompleksowy, a mianowicie:

a) bezpieczeństwo narodowe jako cel działania państwa i rządu,

b) bezpieczeństwo narodowe tworzone na co dzień przez cały naród.

Uogólniając można stwierdzić, że „bezpieczeństwo narodowe” jest nie tylko ochroną naszego narodu i terytorium przed fizyczną napaścią, lecz również ochroną – za pomocą różnych środków – żywotnych interesów ekonomicznych i politycznych, których utrata zagroziłaby podstawowym interesom państwa.

Bezpieczeństwo narodowe jest najwyższą potrzebą i wartością narodu oraz głównym celem działania państwa. Określa się je, jako ogół warunków i instytucji, chroniących suwerenność państwa, życie i zdrowie obywateli oraz mienie i majątek narodowy.

Zasadniczym kierunkiem naszej polityki bezpieczeństwa jest współpraca regionalna (w tym tzw. Grupa Wyszehradzka) oraz dobre stosunki ze wszystkimi sąsiadami.

Nowe warunki i nowa rola RP po wejściu do NATO wymagały opracowania nowej strategii bezpieczeństwa państwa. Rada Ministrów przyjęła 4. stycznia 2000 r. „Strategię Bezpieczeństwa RP”[1]. Ministrem Spraw Zagranicznych był wówczas polityk Unii Wolności – Bronisław Geremek.

W opracowanej strategii bezpieczeństwa państwa zawarte są strategiczne cele i podstawowe zasady polskiej polityki bezpieczeństwa.

Podstawowe cele polityki bezpieczeństwa naszego RP są niezmiennie związane z:

 

– ochroną suwerenności i niezawisłości Rzeczypospolitej;

– utrzymaniem nienaruszalności granic i integralności terytorialnej kraju.

Polityka państwa służy:

 

– zapewnieniu bezpieczeństwa obywateli Polski;

– praw człowieka i podstawowych wolności;

– demokratycznego porządku w kraju;

– stworzeniu niezakłóconych warunków do cywilizacyjnego i gospodarczego rozwoju Polski;

– wzrostowi dobrobytu obywateli;

– ochronie dziedzictwa narodowego i tożsamości narodowej;

– realizacji zobowiązań sojuszniczych;

– obronie i promowaniu interesów państwa polskiego.

Zagrożeniem bezpieczeństwa państwa będzie taki splot zdarzeń wewnętrznych lub w stosunkach międzynarodowych, w którym z dużym prawdopodobieństwem może nastąpić ograniczenie lub utrata warunków do niezakłóconego bytu i rozwoju wewnętrznego bądź naruszenie lub utrata suwerenności państwa oraz jego partnerskiego traktowania w stosunkach międzynarodowych – w wyniku stosowania przemocy politycznej, psychologicznej, ekonomicznej, militarnej.

Wedle wspomnianej „Strategii…”[2] typologia zagrożeń bezpieczeństwa narodowego da się przedstawić następująco:

• polityczne;

• militarne;

• gospodarcze;

• społeczne (społeczno – kulturowe);

• ekologiczne.

Zagrożenia każdego z wyżej wymienionych typów mogą mieć charakter wewnętrzny i zewnętrzny. Polska znajduje się w na tyle dobrej sytuacji, iż nie istnieją realne (poza może przestępczością zorganizowaną, coraz lepiej zresztą, dzięki nowoczesnym technologiom) zagrożenia wewnętrzne poza tymi, które przewidzieć się w żaden sposób nie dadzą, czyli zagrożeniami, związanymi ze stanem środowiska naturalnego.

Pokazały to tegoroczne fale powodziowe. Gdyby wszyscy i na całym przebiegu rzek byliby do nich przygotowani, straty z pewnością byłyby mniejsze. Ale i tak byłyby ogromne, bowiem woda nie jest wciąż żywiołem, nad jakim umiemy panować.

Z zagrożeń zewnętrznych, międzynarodowych, niepokoić może mieszkańców i polityków RP niestabilność silnego sąsiada, jakim jest Ukraina.

Z jednej strony wyraźne są tam naciski Moskwy, by nie dopuścić do rozpadu tego nieokrzepłego jeszcze kraju, z drugiej silne tendencje odśrodkowe, zwłaszcza ze strony licznych grup ukraińskich nacjonalistów, którym popierany przez Polskę poprzedni prezydent, Wiktor Juszczenko, wyraźnie sprzyjał, czego dowodem choćby pożegnalny dekret, dotyczący Stepana Bandery.

Stabilność Ukrainy mogą przynieść wyłącznie wzmożone starania tak Unii Europejskiej, jak Rosji. Podziałów w społeczeństwie naszego wschodniego sąsiada więcej bowiem, niż gdziekolwiek indziej. Dotyczy to tak kwestii politycznych, nierównomiernego rozwoju kraju („nowoczesny” wschód i „zapóźniony” zachód), rozległej skali przestępczości mafijnej czy nawet kwestii językowych. Wielu Ukraińców posługuje się na co dzień językiem rosyjskim, zwłaszcza na wschodzie republiki.

Sytuacja na Ukrainie komplikuje przy okazji bezpieczeństwo energetyczne Polski i innych krajów Unii Europejskiej, zależnych w dużej mierze od dostaw rosyjskiego gazu. Kradzież na ogromną skalę i brak regularnych rozliczeń powodują, zwłaszcza w energochłonnym okresie zimowym, realne niebezpieczeństwo zmniejszenia lub przerwania dostaw.

Pozostałe państwa sąsiedzkie nam nie zagrażają – sytuacja na Białorusi jest może kompromitacją europejskiego modelu demokracji, ale prezydent Łukaszenka do konfrontacji z nikim bynajmniej nie dąży. Nachalna nagonka prasowa na Białoruś jako relikt socjalizmu po pierwsze nie odpowiada prawdzie, po drugie szkodzi bardziej stosunkom polsko-białoruskim, niż samemu „władcy Mieńska”.

Stosunki z Czechami układają się nieźle, niemal wzorcowa jest współpraca z Niemcami. Nasze interesy wobec Słowacji na południu i Obwodu Kaliningradzkiego – nie są zbyt wielkie, ale absolutnie poprawne. Najgorzej jest z Litwą, gdzie obustronny nacjonalizm i brak zainteresowania Warszawy losami tamtejszych Polaków, powodują falę agresji wobec nich, na którą nie reaguje ani rząd premiera Tuska ani struktury UE.

Zbliżenie, a potem członkostwo Unii Europejskiej stawia Polskę w roli współdecydenta o losach Starego Kontynentu. Niestety, współdecydenta drugiej kategorii, co wydaje się polskiej dyplomacji absolutnie wystarczać.

Militarnie, z chwilą wejścia do NATO, RP zapewniła sobie stabilność w regionie. Wymagało to sporego wysiłku logistycznego i finansowego, ale zdecydowanie przyniosło korzyści. Jednocześnie jednak naraziło ją na potencjalne akty terroru ze strony bojowników islamskich, dla których udział naszych wojsk w operacjach w Iraku i Afganistanie jest równoznaczny z wypowiedzeniem dżihadu, czyli świętej wojny.

Dla islamistów tak każde państwo, zaangażowane militarnie w konflikt na Bliskim Wschodzie, jak i poszczególni jego obywatele, stali się wrogami, toteż od polskich służb specjalnych sytuacja wymaga wzmożonej gotowości. Jak dotąd bojownicy ledwie kilkukrotnie posuwali się do gróźb, ale znając ich nieobliczalność nie można tego zagrożenia zlekceważyć.

Gospodarczo wciąż najbardziej szkodzi Polsce opóźnienie technologiczne. Zlikwidowano co prawda wiele nierentownych – a przy tym wielkich i energochłonnych – zakładów, ale wciąż zależni jesteśmy od nabywania licencji. Z drugiej strony żaden rząd nie usiłował nawet powstrzymać fali młodych emigrantów (zwłaszcza po wejściu Polski w struktury unijne), co zubaża RP o setki wysoko wykwalifikowanych inżynierów i informatyków, bez których postęp techniczny nie jest możliwy już nigdzie.

Problemem staje się energetyka, odchodzenie od węgla kamiennego zdaje się tu być polityką krótkowzroczną, obliczoną na efekty doraźne – zmniejszenie zatrudnienia. Przy zastosowaniu współczesnych, a dostępnych już technologii, zwłaszcza SDS, prof. Bogdana Żakiewicza[3], kandydata do Nagroda Nobla i to z dwu dziedzin, pozbyć się można uciążliwej (i drogiej) emisji dwutlenku węgla, przestawiając energetykę na elektrownie wodorowe.

Budowa jednej czy dwu elektrowni jądrowych nie rozwiąże żadnych problemów, narazi za to kraj na niebezpieczeństwo awarii, dodatkowe koszta (jak dotychczas każda nowa EJ kosztuje zawsze o 100% więcej, niż zakładali projektanci) i kłopoty z odpadami radioaktywnymi.

Pewnym zabezpieczeniem miał być terminal gazowy, projektowany w Świnoujściu, ale nie wiadomo, czy dojdzie do jego budowy, gdyż podmorski rurociąg z Rosji do Niemiec może uniemożliwić gazowcom dotarcie do terminalu, ze względu na ich duże zanurzenie.

Niestety, żaden rząd po roku 1989 nie rozważał serio sytuacji tzw. samowystarczalności energetycznej kraju. „Stopniowo traciliśmy samowystarczalność energetyczną: w roku 1960 wynosiła ona 118%, w 1975 – 113%, w 2000 – 85%, a na rok 2010 zakłada się 60% (Sokołowski, Zimny, Kozłowski, 2005).”[4]

Brak też dostatecznego zróżnicowania kierunków dostaw gazu, czyli tzw. dywersyfikacji. Dałoby to nie tylko korzyści wymierne (kierunkami mogą tu być np. Algieria czy Norwegia[5]), ale też pozwoli na zajęcie lepszej pozycji przetargowej wobec Rosji, która i tak pozostanie głównym dostawcą węglowodorów na tereny RP.

Niebezpieczeństwa społeczno-kulturowe na długie lata odsunął od Polski koniec II wojny światowej. Wraz ze zmianą granic i masowymi wysiedleniami (niekiedy faktycznie dokonywanymi brutalnie) zanikły problemy wielu niechętnych Rzeczypospolitej obywateli narodowości niemieckiej czy ukraińskiej.

Kraj nabrał jednolitego etnicznie charakteru, podobnie stało się z kwestią wyznania. Prawosławie i protestantyzm straciły wielu wyznawców, Polska stała się niemal monolitycznie katolicka.

Obecnie jednak wiele państw Unii Europejskiej stoi wobec problemu ogromnej ekspansji islamu. Dotyczy to głównie Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francji. W Polsce także przybywa mahometan, acz są to raczej nie cudzoziemcy (jak w w/w krajach, a młodzi Polacy, szukający innej religii). Ze względu jednak na powiązania islamu ze środowiskami terrorystycznymi – kwestia ta – dziś niemal pozorna, może się w przyszłości okazać nośnikiem zagrożenia.

Polityka UE, oparta na tolerancji i poszanowaniu tak lokalności, jak odrębności etnicznej, sprzyja polikulturowości. Bruksela wie dobrze, iż będzie się ona zwiększać wobec napływu do bogatej Europy obywateli państw Afryki czy Azji. Ale też dbać musi o zachowanie demokracji i prawa, toteż z pewnością nie pozwoli na agresywne przejawy narzucania mieszkańcom kontynentu żadnych form kulturowo-religijnego ekstremizmu.

Ze względu na to, iż jesteśmy jednym z biedniejszych krajów UE i tak Afrykanie i Azjaci długo jeszcze wybierać będą do osiedlania się państwa „starej Unii”, tym niemniej na problemy, jakie wraz z nimi się pojawią, powinniśmy być przygotowani. Wyznawcy islamu dowiedli w Holandii czy w Niemczech, iż nie dążą do asymilacji, a przeciwnie – starają się rozprzestrzeniać wyłącznie własny system wartości.

Jeśli chodzi o bezpieczeństwo ekologiczne, to niewątpliwie największym problemem jest tu już istniejące zanieczyszczenie środowiska naturalnego – tak, gdy chodzi o glebę, jak wody i powietrze.

Systematyczne ocieplanie klimatu może mieć różne przyczyny, do dziś trudno ustalić, na ile winę ponosi tu większa aktywność słoneczna, a na ile działalność cywilizacyjna człowieka.

Niewątpliwie ludzie ponoszą jakąś część odpowiedzialności za stan rzeczy, tym niemniej Protokół z Kioto, wymieniający jako gazy cieplarniane:

a)    dwutlenek węgla;

b)    metan;

c)     podtlenek azotu;

d)     fluorowęglowodory;

e)     perfluorokarbony oraz

f)     sześciofluorek siarki

zapomina o gazie najważniejszym.

„Najważniejszym gazem cieplarnianym jest para wodna, na którą przypada od 96 do 99% efektu ocieplenia się atmosfery. Ostatnie badania wskazują, że cały zawarty w atmosferze CO2 odpowiedzialny jest za 1 do 5% efektu cieplarnianego. Pozostałe gazy cieplarniane mają jeszcze mniejszy udział.”[6]

Polska, na skutek przemian gospodarczych i upadku wielu fabryk przestała być trucicielem środowiska na dużą skalę. Dotyczy to wszystkiego rodzaju zanieczyszczeń, bo nawet rolnictwo, zużywające mniej nawozów sztucznych nie skaża już tak gleby i wód gruntowych. Ze względu na przemiany na terenie byłej NRD skończyły się też transmigracje graniczne pyłów i gazów z przestarzałych fabryk dawnych Niemiec Wschodnich, a i Czesi zaczęli przebudowywać swój przemysł.

Tym niemniej grożą nam nadal siły natury i awarie elektrowni atomowych, niewielkie wprawdzie, ale liczne, tak we Francji, Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Fukushima udowodniła nieprzydatność stosowania energetyki atomowej. Przynajmniej ludziom myślącym.

Obecność Polski w strukturach UE powinna przyczynić się wczesnego (bo wspólnego) dostrzeżenia zagrożeń i likwidowania ich, nim nabiorą mocy.

 

Klara Wolińska

 


[3] www.forbes.pl/tagi/1007/bohdan-zakiewicz – Kopia;

[4] M. Dakowski, St. Wiąckowski, O energetyce dla użytkowników oraz sceptyków, Wyd. Fundacji Odysseum,Warszawa 2005, ss. 32-33;

[5] Por. ibid., s. 190;

[6] M. Dakowski, St. Wiąckowski, O energetyce dla użytkowników oraz sceptyków, Wyd. Fundacji Odysseum, Warszawa 2005, s. 168.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*