Nowoczesny człowiek epoki plandemii… (3)

Ludzkość została podłączona do samych czeluści piekła magiczną, uzależniającą i dającą złudzenie pułapką. Smartfon zapewnia strumień nieskończonych informacji, do którego społeczeństwo przyzwyczaiło się do tego stopnia, że obecnie ciężko jest bez niego funkcjonować. FOMO (ang. fear of missing out) to strach przed tym, iż ominie nas coś niezwykle istotnego. Zjawisko FOMO można w zasadzie obserwować dosłownie wszędzie – w komunikacji miejskiej, na przystankach, a nawet w miejscu pracy i szkole. To nieustanne zerkanie w ekran smartfona, sprawdzanie powiadomień, logowanie się na portalach społecznościowych czy odwiedzanie portali informacyjnych. Telefon zabieramy do łazienki, mamy go nieustannie pod ręką w trakcie spotkania z przyjaciółmi czy rodziną. Nigdy go nie wyłączamy, a w razie potrzeby – jedynie wyciszamy, włączając alarm wibracyjny, by kontrolować nadchodzące powiadomienia. Kiedy je otrzymujemy, odczuwamy natychmiastową potrzebę sprawdzenia, kto i czego chce. FOMO to też zjawisko związane z faktem, iż nie ma już w naszym świecie miejsca na nudę. Wykorzystujemy każdą wolną chwilę – stanie w korku, oczekiwanie na przyjazd autobusu czy stanie w kolejce po pieczywo – na sprawdzanie wiadomości na smartfonie. W dobie pandemii tajemniczego wirusa ów strach idealnie wpisuje się w scenariusz, jaki nam stworzono. Społeczność modli się do codziennych plansz zachorowań, zgonów, żółtych i czerwonych stref, wszelkie kolejne obostrzenia przyjmuje z pokorą i wynaturzonym podnieceniem. Paradoksalnie FOMO wiąże się też z nadmiarem informacji. Komunikaty odbieramy zewsząd i nie potrafimy weryfikować ich pod kątem przydatności w codziennym życiu. Chłoniemy wszystko, coraz bardziej zanurzając się w informacyjnym chaosie. W przypadku FOMO czujemy strach na samą myśl o tym, że coś ważnego może nas ominąć i jako jedni z pierwszych tego nie zobaczymy. Chcemy być na bieżąco za wszelką cenę. Mając informację pierwsi myślimy, iż oszukujemy przeznaczenie. Co najbardziej okrutne, to fakt przyzwyczajania do patologii komunikacji internetowej coraz młodszych.

W latach 2015-2016 w Polsce również przeprowadzono badania, rozpoznające ten proceder wśród polskiej młodzieży. Raport, przedstawiony przez fundację DBAM O MÓJ Z@SIĘG, niesie szereg wniosków. W momencie badania średnia wieku dzieci, które rozpoczynają korzystanie z telefonów komórkowych wynosiła 10 lat, przy czym w dużych ośrodkach miejskich było to 7-8 lat. W 2016 roku także Fundacja Orange, we współpracy z TNS Global oraz Fundacją Dzieci Niczyje,  przeprowadziła badania dotyczące korzystania z Internetu przez osoby młode. Wynika z nich, że niemal 50% rodziców przyznaje, iż ich dziecko ma kontakt z Internetem od momentu ukończenia 5 roku życia, około 20% przyznaje, że ten moment następuje już w pierwszym roku życia.

Problem można zdiagnozować w prosty sposób. Nie potrafimy w inny sposób zagospodarować swojego czasu, nie potrafimy rozmawiać z drugim człowiekiem. Po izolacji internetowej obecny czas chorobowy wpędził społeczeństwo w lęk! Media w dobie Covid-19 opowiadają nam historię o złu, cierpieniu, zagrożeniu, tragediach ludzkich, którzy zwątpili w chorobę i przegrali. Za godnych zaufania daje się wzór noszących maseczki, zachowujących dystans społeczny i dezynfekujących się denaturatem na każdym kroku. Jeśli odchodzimy od zwyczajnych ludzkich zachowań, jak miłość, pasja, emocje, porażki i sukcesy na rzecz muru, który nas oddziela od kłopotów maseczką, to wpadamy w narkotyczny wir egzystencjalnego wytłumaczenia, jakie robią za nas wyspecjalizowane instytucje.

W jednym z najnowszych wpisów Red Blue Fighters – Zine: internetowego miejsca spotkań fanów Rakowa Częstochowa pojawił się przykuwający uwagę tekst nt. „kibiców” bez szalików, a ze… smartfonem. „Coś okropnego dla piłkarskiego kibica drużyny, która przez lata niewiele lub nawet nic nie znaczyła w hierarchii polskiej piłki, właśnie ma miejsce. Znam takich zapatrzonych w telefony, mieniących się kibi-cami, którzy nigdy na żywo nie byli na meczu reprezentacji Polski! Na Raków zaś powrócili na chwilę na pucharowe mecze i jeszcze zaliczyli debiut i zarazem benefis w Bełchatowie. Powiedzcie mi jak to możliwe, że „fan”, którego nie ma na meczu podczas jego trwania (!), dywaguje na jego temat. Pewnie, że nie trzeba być na meczu, by być na bieżąco, przyznaje, że w telewizji lepiej widać, choć atmosfery za grosz, ale jeśli ktoś ogląda w telewizji i na żywo jest mocno zaawansowany w Internecie to albo jego podzielność uwagi jest nadzwyczajna, albo nie wie, że nie na tym polega radość z bycia na meczu, lub znacznie mniejsza z jego transmisji. Właśnie teraz, gdy powracamy po latach niebytu do piłkarskiej ekstraklasy, jaki by nie był jej poziom, i w niej liderujemy – mamy zagrać z potężnym klubem, jakim Górnik – czternastokrotny mistrz i finalista Pucharu Zdobywców Pucharów – jest na pewno, bez udziału kibiców. Wpierw embargo miało być tylko na fanów spod Jasnej Góry, od dzisiaj obowiązuje również tubylców. Pamiętajmy, że telefon służy do dzwonienia, a trybuny? No właśnie. Do czego służą trybuny? Czy potrzebne są jeszcze stadiony? Nam tak. Innym nie. Oni potrzebują telefonu i powerbanka w kieszeni. Bo nie daj Bóg telefon, przestanie oddychać, a to byłby koniec świata, nawet jeśli w międzyczasie wygraliby nasi… To fakt, że w maski nas ubrano niczym w kaganiec. Ale łańcuch telefoniczny to już sami sobie przywiązaliśmy.”

Obecny czas wpędza ludzi w otchłań zakupów, robionych tylko w Sieci (bo tak bezpieczniej), miejsca kultury jak kina i teatry po chwilowym rozluźnieniu znów poddane są obostrzeniom. Nie dotrzemy na ulubiony, koncert, kabaret, wydarzenie regionalne, bo branża eventowa stoi!

W zamian za to możemy zanurzyć się w świat Instagrama i gdy dobrze się postaramy, zostaniemy „osobistym brandem”. W świecie Instagrama panuje kult ciała, młodości, fizycznej tężyzny, podróżowania (tu pojawia się covidowy kłopot), jedzenia. Instagramowy socrealizm zanurzony jest w cielesności i konsumpcji – dzisiaj tylko w Sieci. To ona wprawia w ruch internetową społeczność. Lajki, wyświetlenia i fallowersi to nowy rodzaj zasobu, który można później zmonetyzować. Awans, awans, awans! Bycie influencerem przypomina często pracę dla Amway’a i sprzedawanie garnków, mydła czy środków higienicznych dalekim znajomym za pomocą technik wielopoziomowego marketingu. Młoda trenerka fitnessu reklamuje batoniki z błonnikiem, młoda matka może polecać pieluchy, a żyjąca w zgodzie ze sobą fanka zero waste szczoteczkę do zębów z bambusa. Wszystko w zgodzie z własnymi „wartościami” i „osobistym brandem”, wewnętrzną harmonią i jakąś dziwną mistyczną równowagą. Fani są jednocześnie klientelą, publiką i członkami społeczności para-religijnych dziwolągów. Sprzedają fanom nie produkt, ale emocje, radę i osobiste doświadczenie prosto z serca. Jedną z największych gwiazd ery Instagramu jest Jessica Mercedes. Ona też podczas kwarantanny przeżywa złe chwile. Ubrania jej modowej marki Veclaim miały być szyte wyłącznie w Polsce. Okazało się, że ekskluzywne koszulki (199 złotych za sztukę) były szyte w Maroko. Jej pracownicy odpruwali oryginalne metki i przyszywali „polskie”. Samo życie, a kombinowanie to przecież nie tylko polska specjalność!

Rok 2020 jeszcze się nie zakończył, ale jego dynamika przyprawia o zawrót głowy. Jedyną prawdę znają korporacyjne media – dziś nasi przewodnicy w mroku choroby! Dawno już zapomniana Greta Thunberg ujawniła się również przy okazji pandemii. Ekspertka klimatyczna po trzech klasach podstawówki, teraz stała się ekspertką medyczną! Właśnie tacy „eksperci” i lansujące ich media kreują nam rzeczywistość, dotyczącą klimatu jak i epidemii!

Roman Boryczko,

październik 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*