Nieznane święto wciąż nieznanych ludzi

 

Dopiero wywieszone z nielicznych okien flagi państwowe przypomniały mi, iż już po raz wtóry obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.

 

 

 

Autorem pomysłu terminu święta był Janusz Kurtyka, zmarły tragicznie pod Smoleńskiem prezes IPN. Nawiązał w ten sposób do daty rozstrzelania IV komendy WiN w mokotowskim więzieniu – 1. marca 1951 r. Przewodniczącym wojskowego składu sędziowskiego, który zadecydował o najwyższym wymiarze kary był płk Aleksander Warenhaupt. Na Mokotowie zamordowano wówczas: Józefa Batorego, Franciszka Błażeja, Karola Chmiela, Łukasza Cieplińskiego, Mieczysława Kawalca, Adama Lazarowicza i Józefa Rzepkę.

Liczne środowiska kombatanckie od roku 2009 domagały się oddania należytego hołdu żołnierzom podziemia antykomunistycznego, którzy po „wyzwoleniu” nie złożyli broni. Projekt ustawy o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” przedstawił Sejmowi RP ówczesny prezydent – Lech Kaczyński – 26. lutego 2010 r. Głosowano już za prezydentury Bronisława Komorowskiego – 3. lutego 2011 r. Nie głosowało 43 parlamentarzystów, głosowało 417 – z tego za przyjęciem ustawy było 406, od głosu wstrzymało się 3, zaś 8 było ustawie przeciwnych.

Z Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej głosowali za odrzuceniem projektu: Jerzy F. Fedorowicz, Leszek Korzeniowski, Alicja Olechowska, Jan Rzymełka i Jadwiga Zakrzewska. Spośród obecnych posłów SLD przeciwny był Artur Ostrowski, zaś podobne zdanie wyrazili dwaj oficjalnie nie zrzeszeni: Andrzej Celiński i Kazimierz Kutz.

Prezydent Komorowski ustawę podpisał 9. lutego, gdyż Senat RP nie miał już do projektu żadnych zastrzeżeń. Opublikowano ją 15. lutego 2001 r. w Dzienniku Ustaw Nr 32, poz. 160 i w dwa tygodnie później – 1. marca 2011 r. można było obchodzić Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” po raz pierwszy.

O „Żołnierzach Wyklętych” wiemy wciąż niewiele. Niektórzy mają już pomniki (mjr Hieronim Dekutowski – „Zapora”) czy ulice swego imienia. Ale lata milczenia zrobiły swoje.

Nie spisywali wspomnień, bo kto by też miał je drukować czy choćby przechowywać przed rokiem 1989, nie udzielali wywiadów – gdyż nie było chętnych do ich przeprowadzania.

Niektórzy doczekali odmiany losu, jednak zbyt wielu tych, którzy przeżyli – zmarło w zupełnym zapomnieniu.

Nie wszyscy przecież byli bohaterami, jak nie byli nimi en bloc partyzanci II wojny światowej. Jedni i drudzy mają na sumieniu niemało. Na Podkarpaciu na przykład „Ogień” dla wielu rodzin jest wzorem polskiego patrioty, dla innych – dowódcą oddziału rabusiów. Prawda o niepodległościowym podziemiu nie jest wcale oczywista – ale historia toczy się zazwyczaj podobnie: zaciera indywidualne grzechy i krzywdy, pozostawiając to, co może być wzorem do naśladowania. A ludzie rzadko kiedy w pełni radzą sobie z własnymi słabościami, zwłaszcza w warunkach ekstremalnych, toteż i my bądźmy ludzcy dla tych, którzy przynajmniej próbowali podjąć nierówny bój.

Jeśli jednak za ustanowieniem święta nie pójdą odpowiednie fundusze – nie na pomniki, lecz na badania historyków – za kilkanaście już lat okazać się może, iż nieznani wciąż pozostają nieznanymi. Tym razem definitywnie, bo zabraknie świadków i uczestników walki podziemnej a rozproszone dokumenty w najlepszym razie znajdą się gdzieś na zagranicznych aukcjach kolekcjonerskich.

 

Lech L. Przychodzki

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*