Kontredanse z Temidą

Od redakcji SięMyśli: Autor odszedł, obrazy i teksty zostały…

Książkę Otrzęsiny (1994) zakończyłem informacjami, dotyczącymi procesów w Wydziale Karnym Sądu Rejonowego w Elblągu. Winienem tu, nie wdając się już w szczegóły, do których się odwoływałem w innych publikacjach, skreślić choćby kilka akapitów na temat finałów tych procesów. Zdaje mi się to konieczne choćby po to, by zilustrować działanie wymiaru sprawiedliwości w środowisku prowincjonalnym w pierwszym, transformacyjnym okresie państwa już niesocjalistycznego, tj. w pierwszej połowie dziesięciolecia 1990 – 2000. Tym więcej po to, by co nieco popolemizować ze znanym i wybitnym profesorem polskiego prawa, który – jak często powiada –  już w r. 1991 podobno zakończył proces oczyszczania  sądów, czyli eliminacji z sądownictwa jednostek skompromitowanych w czasach PRL-u i – jak rozumiem – mentalnie niereformowalnych. W samej rzeczy – pamiętam – proces przemian ogarnął Elbląg ciut ciut wcześniej. Dotknął np. środowiskowych prokuratorów (np. Janikowskiego i Zaczka), gorliwie w latach osiemdziesiątych wypracowujących wyroki, skazujące ludzi oskarżanych o awanturnictwo polityczne, w tym internowanych w Kwidzynie.

Przypominam, że sprawami wniesionymi personalnie przeciwko mnie były – najpierw (1990) oskarżenie wysadzonego właśnie z siodła sekretarza KW PZPR, Bolesława Smagały, dotyczące mojej prasowej repliki z listopada 1989 r. na jego obszerną wypowiedź prasową z zapowiedzią czystki wśród zastanej tu przez niego w r. 1985 kadry polityczno-administracyjnej. Oskarżyciel obwiniał ją z właściwą zamordystom przesadą (była to „ekipa jego poprzednika”, Antoniego Połowniaka) o zaniedbania administracyjno-gospodarcze w mieście, ja zaś demaskowałem jego chroniczny i chorobliwy autokratyzm. Oskarżony o „naruszenie dóbr osobistych” konfliktowi sądowemu sam nadawałem spory rozmach, ponieważ zależało mi na ujawnieniu szczególnego, tzn. politycznego podłoża konfliktu, jak i na tym, by ewentualni obserwatorzy zdawali sobie sprawę z groteskowej wręcz paradoksalności incydentu: komunistyczny eks-sekretarz i to środowiskowy tyran – a takim był Smagała – ośmiela się w nowych stosunkach, już demokratyczno-liberalnych, korzystając z instrumentów państwa demokratycznego tyranizować swoje byłe ofiary z czasów ustrojstwa, opartego na terrorze. W samej rzeczy konflikt z eks-sekretarzem był nie tylko konfrontacją między ofiarą, a jej dręczycielem i nie tylko okazją do ujawnienia elbląskiego partyjnego zamordyzmu. Stanowił też okazję – skoro sam oskarżyciel sobie tego życzył – do prezentacji zjawisk systemowych, m.in. komenderowania kadrami, systemu wyniesień i degradacji, nagradzania, funkcjonowania partyjnego kolesiostwa. Co nie znaczy, że Sąd nie uchylił wielu moich pytań, dotyczących np. tego, skąd eks-sekretarz, gdy mu się partyjny folwark zawalił, wziął pieniądze, by natychmiast założyć na wskroś kapitalistyczną firmę handlową czy transportową z oo. i przepoczwarzyć się w liberała.

Przez salę rozpraw przewinęło się przez półtora roku ok. 50 świadków obu stron, większość zaś, tzn. także jego świadków, potwierdziła autokratyzm jego stylu sprawowania władzy. Pierwszy serial zakończył się dopiero 22. czerwca 1992 r. wyrokiem skazującym mnie na  500 tys. zł grzywny (wysokość przed denominacją pieniędzy), ale na wyroku sędziego M. Copa, który potwierdziła sędzia Mazurek, (rozprawa odwoławcza) mocno zaważyła opinia rzeczoznawcy, Bohdana Michalskiego z Warszawy, podówczas powołanego do funkcji rzeczoznawcy polskiego parlamentu, a – co także niebagatelne – profesora uczelnianego, sędziego Copa.  Michalski zaś był (czego wówczas nie brano pod uwagę) nie pierwszym lepszym prawnikiem,  ale – kodyfikatorem socjalistycznego prawa dziennikarskiego, wedle którego funkcjonowała PRL-owska prasa, z jej prymitywną, wulgarną teorią walki klasowej (Zob. Wiedza o prasie, Warszawa 1978). Aż na bitych sześciu stronach maszynopisu rzeczoznawca ów wywodził, że mój (inkryminowany) artykuł był niekonstruktywny i że zawarty tam „zarzut zbrodniczego (stalinowskiego) sprawowania władzy był niewątpliwie obraźliwy”. Przy sposobności dodam, iż podczas rozprawy Smagała niejednokrotnie wierutnie kłamał (acz został pouczony, że składanie fałszywych informacji  przed sądem jest karalne) – i okoliczności tej nie wzięto pod uwagę w ostatecznej sentencji wyroku. Natychmiast po procesie, nie dość ukontentowany swym wizerunkiem, który objawił podczas serialu, napisał książkę pt. Spór o miasto (Elbląg, 1995). Stwierdziwszy, że jest ona autopanegirykiem  eks-sekretarza i że zawiera znamienne dla niego przekłamania a także, że w sposób kłamliwy i wybiórczy relacjonuje miniony proces, zdecydowałem się na własną relację sprawy, w której znalazło się miejsce dla świadectw przez Smagałę rozmyślnie pominiętych. Odpowiedziałem mu książką pt. Zadra – kruszenie piedestału (1996). I tym razem dopatrzył się on przestępstwa  w sformułowaniu, iż jego książka jest „godnym pożałowania – wyrazem bezwładności psychiczno-intelektualnej jej autora”.  Otworzył mi więc kolejny proces o zniesławienie, z kolejnym, groteskowym obwąchiwaniem wszystkich zdań tekstu. (Cdn.)

 

Ryszard Tomczyk

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*