Entropia, cz.6

entropia2Ekstaza

            Teraz już jechaliśmy z Hanką na znanym wózku. Zero ściemy. Karty zostały rozdane. Stopniowo dochodziliśmy do wprawy. Najpierw była kanapa z rafii na wsi u brata. Błażej zatelefonował do Hanki. Chciał gadać, przepraszać. Przestraszyłem się, żeby mu coś z tego przypadkiem nie wyszło. Poszła debatować do swojego samochodu. Wróciła po paru minutach. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, jak mogą wyglądać rozstaniowe rozmowy Hanki. Jak potrafi być asertywna i bezwzględna. Może z nim było inaczej niż później ze mną. Nie mam pojęcia. Kiedy wróciła, była cokolwiek zmachana. Po dziewięciu miesiącach powie, że to mną się okrutnie zmęczyła.

            “To był straszny debil. Ciągle tylko on i jego rodzina,” zwierzyła się cicho.

            Zacząłem masować jej plecy. Objęła mnie. Tym razem jej usta nie wydały mi się obce i nienaturalne. Były miękkie. Ciepłe. Miłe. Podobnie jej ciało. Ugniatałem i masowałem je. Sięgnąłem dłonią pod bluzkę. Natrafiłem na soft-touch w dotyku skórę. Obfite, jędrne pośladki. Kształtne, piękne piersi. Słowem, kawał apetycznego ciała. Usiadła na mnie okrakiem. Chuj stanął mi i ocierał się o jej cipkę, która także była gotowa. Wiliśmy się tak przez parę minut. Wreszcie nie wytrzymaliśmy. Zdjąłem jej bluzkę. Wyglądała naprawdę super. Ona, nie bluzka. Potem stopniowo zacząłem zsuwać czarne pończochy. Złapałem je razem z majtami. Tak by zeszły w komplecie.

            “Jesteś doktorantem, nauczycielem akademickim,” powiedziała, “a ja studentką. Nie boisz się, że cię wywalą z uczelni? U nas, na ASP, pewnie by cię nie wywalili.”

            Poczułem, jak trafiam w jej bobra.

“O boże!” zakrzyknęło we mnie wszystko we wnętrzu, “ja tego nie wytrzymam!”

Dawno nie posuwałem żadnej panny. Właściwie odkąd rozstałem się Mileną. Jeszcze sekunda, a eksploduję w nią całym, nagromadzonym przez lata zapasem spermy. Będzie, kurwa, wstyd na całego. Opanowałem się i wyjąłem. Spiąłem się cały w sobie. Wciągnąłem do krzyża. I powoli zacząłem się w niej poruszać. Od tyłu. Było ciemno w dużym pokoju, gdzie znajdowaliśmy się na stylowej sofie z rafii nieprzeznaczonej raczej do takich akcji. Posuwałem ją posuwiście. Ona jęczała coraz bardziej. Była mokra w środku, że skapywało i spływało z niej na wszystkie strony. “O kurwa!” pomyślałem, “co za jazda!” Trzymałem ją dłońmi z obu stron za dupę. Ładowałem to szybciej, to wolniej. Zmieniałem rytmy.

            “O, tak!” jęczała. “Weź mnie jeszcze od tyłu. O, jak mi dobrze.”

            Wreszcie wyjąłem.

            “Nie kończysz?” spytała zdziwiona.

            “Wciągam do krzyża,” odparłem, “jestem joginem tantrycznym.”

Natura Błażeja

            Jola napisała, że jedzie. Spotkaliśmy się u mnie. Przyniosła ciasteczka z jabłkami. Mówiliśmy o filozofii. Potrafiła mnie na to poderwać. Kazała sobie tłumaczyć, czym jest poziom meta. Nawijałem więc o Heideggerze, Tarskim, ontologii, ontyce. Podobało mi się, że ją to tak zdaje się zajmować. Sprawny umysł we względnie miłym ciele – oto optimum. Skrytykowaliśmy debilizm jej brata – Błażeja. Kiedy jednak odprowadziłem ją do domu, Błażej stał i czekał przed bramą. Był wściekły. Zapomniał klucza. Obcisły czarny golf jeszcze bardziej go, zdaje się, cisnął niż zwykle. Zarzucił grzywką wkurwiony. W rękach dzierżył dwie reklamówki z warzywami i owocami.

“Jak Błażej?” spytałem.

“Źle,” odparł.

“Weź się w garść,” poradziłem mu. “Ja nie jestem takim dobrym pisarzem jak ty,” odparował mi i trzaskając drzwiami, zniknął za bramą.

            “To był okropny gość,” opowiadała o swoim byłym chłopaku Hanka. “Kiedy wychodziliśmy gdzieś razem, stale chował się za mną, pytając, czy widziałam, jak ten czy tamten się na niego patrzy. Przy nim nie warto się było nawet rozbierać. Włożyć, wyjąć – i już wszystko trzeba było wkładać na siebie z powrotem. Dopiero z tobą dowiedziałam się, że można to robić tak długo.”

            “Zostawiałaś go tylko dlatego, że nie sprawdzał się w łóżku?” udałem zdziwienie. “A uczucia? Mówiłaś, że wyznawaliście sobie miłość.”

            “Tylko odpowiedziałam mu, jak mnie zapytał, czy go kocham. Niejako automatycznie. To był kompletny pojeb. A te jego biesiady, grillowanie na działce z setką przyjaciół. Chwalił się przed nimi, że jestem świetną gosposią. Najbardziej lubił, jak siedziałam w kuchni i przygotowywałam drinki dla gości.”

            “Żyliście ze sobą prawie dwa lata. Jak mogłaś tyle wytrzymać?”

            “Spotykaliśmy się od święta. W weekendy. Nie zorientowałam się od razu, że jest aż takim kretynem.”

            “Jak dla mnie, to wystarczyło spojrzeć. Ale skoro spędziliście ze sobą tyle czasu, to może da się to jeszcze uratować? Przestań, bądź poważna,” przywołałem ją do porządku, kiedy łapała mnie za chuja.

            “Nie, nie, jestem świeżo po poprzednim związku. Mam uraz. Nie czuję się jeszcze na siłach zbliżyć się z innym chłopcem.” Wybuchła śmiechem i rzuciła się na mnie.

3 komentarze do “Entropia, cz.6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*